Tomasz Lis: Gratuluję udanego wejścia w rolę pierwszego trenera.
Andrzej Urban: Dziękuje, ale to zasługa przede wszystkim całego sztabu oraz drużyny, którą posiadamy.
Wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny, chciałbym więc na początek wrócić do momentu budowy składu. Co, z perspektywy debiutanta, było dla Pana największym problemem w fazie kompletowania drużyny?
Dużo czynników było problematycznych. Budowa zespołu to złożony proces, w którym trzeba iść na wiele kompromisów i znajdować najlepsze rozwiązanie w danym momencie. Na pewno nie można spanikować, ale też trzeba mierzyć siły na zamiary. Generalnie wszyscy by chcieli, aby do naszej ligi trafiali zawodnicy w swoim „prime”, po silnych ligach, ale to często jest nierealne.
Trzeba pamiętać, że gracz trafia do klubu wtedy, kiedy podpisze kontrakt, a nie kiedy powie, że chce grać w twoim zespole. Dlatego trzeba mieć plan B i C, bo wszystko potrafi się wywrócić do góry nogami w jednej chwili.
Zespół już w pierwotnych założeniach miał opierać się głównie na graczach multipozycyjnych?
Tak takie było założenie od początku i tak staraliśmy się budować skład.
Taki balans graczy zagranicznych USA – Europa był zamierzony czy przypadkowy?
Przypadkowy, liczyła się jakość zawodników oraz to jak będą pasować do drużyny.
Podjął Pan pewne ryzyko zatrudniając Adonisa Thomasa. Od samego początku rozmów z tym graczem widział Pan go w roli niskiego skrzydłowego, tymczasem w poprzednim sezonie, z racji słabej formy fizycznej, grał on jako „czwórka”.
Przy rozmowach z Adonisem i jego agentem od początku zaznaczaliśmy, że największą jakość daje on grając na pozycji nr 3 i właśnie w takiej roli go widzimy. Odbyliśmy również rozmowy o jego formie z poprzedniego sezonu i tego, jaką pracę musimy wykonać. Trzeba sobie zdać sprawę że jeśli taki zawodnik byłby w dobrej formie w sezonie 2021-22, to do polskiej ligi po prostu by nie trafił.
Tutaj warto wspomnieć o roli Artura Packa. Chyba łatwiej się pracuje, mając u boku takiego specjalistę od przygotowania fizycznego?
Artur to prawdziwy profesjonalista i światowej klasy fachowiec w swojej dziedzinie. Kiedy obok siebie masz takiego człowieka dużo łatwiej się pracuje każdego dnia. Zresztą cały sztab świetnie się uzupełnia: Artur, Konrad Kaźmierczyk, Łukasz Witczak i Łukasz Wojciechowski są świetnymi specjalistami w tym, co robią.
Kończąc temat Thomasa. W jego kontrakcie wpisana jest kwota buy-outu, co niesie za sobą ryzyko utraty ważnego zawodnika w trakcie sezonu. Przykłady Maurice’a Watsona i Trevora Thompsona z Twardych Pierników są tu bardzo wymowne. Nie obawia się Pan podobnego scenariusza?
O kwestiach kontraktowych nie chcę rozmawiać. O to wszystko najlepiej zapytać władze klubu. Ja bardzo się cieszę, że Adonis gra w naszym zespole. On też jest zadowolony z podpisanego kontraktu i roli, jaką ma w drużynie. Czuje się tutaj bardzo dobrze. To świetny zawodnik i zarazem człowiek. Ciężko pracuje. Ma olbrzymi potencjał i bardzo na niego liczę.
W trakcie budowy składu zaskakiwał Pan spokojem. Nie reagował Pan nerwowo w momentach, gdy któreś z rozmów kończyły się fiaskiem, cierpliwie czekając na to co przyniesie rynek. Nagrodą były kontrakty Aigarsa Skele, Ojarsa Silinsa czy Nemanji Durisicia.
W okresie transferowym ważne jest aby nie „panikować” gdy jakieś rozmowy nie zakończą się powodzeniem. Bardzo ważne było tutaj wsparcie i doświadczenie ludzi z klubu Pawła Matuszewskiego, Bartosza Karasińskiego i Grzegorza Ardeliego. Z mojej strony to wiązało się z wieloma nieprzespanymi nocami. Często trzeba się wstrzelić w odpowiedni moment, aby pozyskać danego zawodnika, ale nam tak udało się z Łotyszami oraz Nemanją.
Podczas całego okresu przygotowawczego nie miał Pan do dyspozycji Jakuba Garbacza, który przygotowywał się z kadrą do EuroBasketu. Poniekąd dzięki temu otworzył się Aleksander Załucki, którego forma na starcie sezonu może imponować. Jest to dla Pana zaskoczenie?
Olek w 100% wykorzystał absencję Kuby Garbacza, przyjechał w bardzo dobrej formie na okres przygotowawczy. Pomimo tego, że w pierwszych sparingach nie wiodło mu się najlepiej, w kolejnych udowodnił swoją wartość oraz to, że zasługuje na miejsce w rotacji.
Skąd pomysł, by rolę kapitana powierzyć Damianowi Kuligowi?
To wybór drużyny. Zawodnicy wybrali Damiana na kapitana.
Decyzja okazała się trafiona, a u samego Damiana da się zauważyć olbrzymią radość z gry w koszykówkę.
Cieszę się że tak to wygląda, wierzę że Damian cały sezon będzie w stanie grać na wysokim poziomie.
Jak dużą rolę przywiązuje Pan do tzw. „elementu ludzkiego”, zarówno w trakcie budowy zespołu, jak i potem go prowadząc?
Jest to ważny element, obok którego nie można przejść obojętnie. Przed podpisaniem zawodnika zawsze robimy dokładny wywiad również w kontekście jego charakteru.
Bliższa jest Panu filozofia „trenera-dyktatora” czy „trenera-przyjaciela”?
Myślę że trzeba to rozgraniczyć. Na pewno nie da się prowadzić drużyny tak, jak ma to miejsce w NBA, gdzie trenerzy praktycznie nie zwracają uwagi zawodnikom. Są momenty, kiedy trzeba wstrząsnąć i być surowym. Jest to niezbędne.
Według mnie, w Europie nie zafunkcjonuje system amerykański w 100%, dlatego zawsze trzeba znaleźć odpowiedni balans. Poza boiskiem ważne jest, aby być sobą, a relacje ludzkie na pewno się ułożą.
Pytam, bo obserwując niektórych trenerów (nie tylko w PLK) odnoszę wrażenie, że zdarza im się zapominać o tym, iż zawodnik to nie tylko „shooter”, „slasher” czy „playmaker”, ale przede wszystkim człowiek właśnie.
Wiele też zależy od zawodnika. Niektórzy potrzebują więcej rozmowy z trenerem, inni dobrze reagują, jeśli ktoś na nich podniesie głos. Każdy zawodnik to inny charakter i o tym na pewno trzeba pamiętać.
W trakcie pierwszych pojedynków da się zauważyć dobrą komunikację między Panem a zawodnikami. Wysłuchuje ich Pan. Czy ma to na celu zwiększenie poczucia odpowiedzialności za wydarzenia na parkiecie u graczy?
Byłbym głupcem, jeśli bym nie korzystał z rad zawodników. Oczywiście, jeśli są one przekazane w odpowiednie formie i w odpowiednim czasie. Nie można dać sobie wejść na głowę, ale trzeba mieć kontakt z zawodnikami, bo często oni mogą coś lepiej „czuć” podczas meczu czy treningu.
Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy jest spokój. Jaka jest Pana metoda na zachowanie „chłodnej głowy” w trakcie meczów? Wizualizuje sobie Pan te mecze, wyobrażając różne scenariusze i przez to przygotowuje się na ewentualną reakcję?
Często kamery telewizyjne nie pokazują wszystkiego. Są takie momenty, kiedy jestem zdenerwowany i zawodnicy to odczuwają. Natomiast w stresujących momentach staram się zachować spokój, bo wiem, że to ma wpływ na pewność siebie zawodników.
Mnie na pewno pomaga dobre przygotowanie do spotkania, staram się „mieć na wszystko odpowiedź”. Do tego dużo pomaga mi sztab, na czele z drugim trenerem Konradem, który przygotowuje skauting przed meczami, a podczas spotkań służy dobrymi wskazówkami.
Patrząc na skład, wielu wskazywało na braki centymetrów pod koszem. Tymczasem w pierwszych trzech meczach nie tylko rywale nie potrafili tego wykorzystać, ale byli zmuszani do obniżania składu, by móc nadążyć w obronie za mobilnymi Durisiciem i Kuligiem.
Taki był zamysł przy podpisywaniu Silinsa i zdecydowaniu się, że parę graczy na pozycji 5 stworzą Kulig z Djurisiciem. Chcemy obrócić to w nasz atut i będziemy starali się to wykorzystać w każdym meczu, tak aby przeciwnik miał problem z dostosowaniem się do nas, a nie na odwrót.
Trochę za dużo miodu w tej rozmowie, pora więc na łyżkę dziegciu. Zauważam problemy z obroną pick’n’rolli i udzielaniu pomocy (szczególnie przy drive’ach). Czy to właśnie obrona jest tym elementem, w którym rezerwy są największe?
Pomimo niezłych wyników, popełniamy sporo błędów w obronie. Jeśli uda się poprawić jeden z elementów, to ‘’ucieka” następny, tak jak w ostatnim spotkaniu w Słupsku, gdzie mieliśmy problem z tranzycją defensywną.
Quentin Snider. Jak ocenia Pan dotychczasową grę tego zawodnika?
Dobrze funkcjonuje w drużynie. Na każdym treningu daje z siebie wszystko i stara się polepszyć swoją grę.
Czy Jego problemy w obronie i z zachowaniem tempa ataku wynikają z dłuższego procesu adaptacji czy problem tkwi gdzie indziej?
W obronie problem może być w tym, że wcześniej bronił głównie graczy na piłce, natomiast tutaj ma inne zadania. Wierzę, że z meczu na mecz będzie robił postęp i stawał się lepszym zawodnikiem.
W komentarzach kibiców, pomiędzy pochwałami, można wyczytać również te pytające o to, co gdy przestaną Stali wpadać trójki?
Większość rzutów trzypunktowych oddajemy z przygotowanych pozycji. Pewnie znajdą się mecze, w których będziemy trafiać ze słabszą skutecznością, jednak pracujemy nad tym, aby i na to mieć odpowiedź.
Na pewno, jeśli będziemy dalej tak dzielić się piłką i mieć otwarte pozycje, to żaden z zawodników nie zawaha oddać rzutu, nawet jeśli wcześniej będą one niecelne. Taką mamy filozofię i zawodnicy mają to wpajane.
Jak dużym kłopotem jest dla Pana uraz Mateusza Zębskiego?
Bardzo nam brakuje Mateusza. Pomógłby on nam bardzo, szczególnie w grze w obronie, gdzie najwięcej mamy do poprawy
Kiedy możemy się spodziewać jego powrotu na parkiet? Czy jest to kwestia dni czy raczej tygodni?
W tego typu urazach nie da się określić terminu dokładnego powrotu. Chcemy, aby nastąpiło to jak najszybciej.
W zespole widać dobrą atmosferę. Jak wiadomo jednak, prawdziwą weryfikacją „team spirit” będzie porażka, która prędzej czy później się przytrafi. Zarządzanie drużyną będzie dla Pana kolejnym egzaminem w tym trudnym trenerskim fachu.
W ostatnim spotkaniu w Słupsku, kiedy Czarni wyszli na najwyższe prowadzenie, zespół sam z siebie naradził się i zjednoczył. Od tego momentu zrobiliśmy run 18:2. To jeden z nieodłącznych elementów pracy trenera. Będę musiał sobie z tym poradzić i wierzę, że dam sobie z tym radę.
Każdy ma jakieś wzorce, które w mniejszym lub większym stopniu są dla niego inspiracją. Jeśli musiałby Pan wskazać jakiegoś trenera, który Panu imponuje, to kogo by Pan wskazał i dlaczego byłby to Pedro Martinez?
(śmiech) Pedro Martinez zwrócił moją szczególną uwagę w zeszłym sezonie, po spotkaniach z hiszpańską Manresą. Jako ciekawostkę podam fakt, że po spotkaniach z Hiszpanami, zarówno Pinar Karsiyaka jak i Hapoel Jerozolima wiele elementów gry Manresy starały się przenieść do swojego zespołu.
Po sezonie kontaktowałem się z trenerem w sprawie stażu w jego klubie, okazał się on bardzo otwartą osobą. Jednak nie udało się ustalić terminu, który by pasował obu stronom, jednak cieszę się bo dostałem słowo, że drzwi u niego na treningach są zawsze otwarte. Dlatego w przyszłości będę chciał z tego skorzystać i podpatrzeć bezpośrednio, jak pracuje ten trener, który jest bardzo ceniony w najlepszej lidze w Europie.
Dziękując za rozmowę, życzę Panu dalszego rozwoju. Pomijając aspekt stricte sportowy, być może dał Pan impuls jakiemuś młodemu trenerowi asystentowi, że nawet nie rodząc się na Bałkanach można, dzięki wytrwałej pracy, dostać szansę w ekstraklasie i się jej nie przestraszyć.
To wymaga wielu poświęceń i ogromu pracy. Jeśli czuje się pasję i miłość do tego, co się robi, to ciągła praca może sprawiać wiele przyjemności. Uważam też, że wszystko co się robi w życiu, trzeba robić na 100 % .
1 komentarz
Nie da się nie lubić trenera Andrzeja. Super gość i wielki fachowiec, oby mu się wiodło!