Strona główna » Aleksandra Majer: Fajne, sportowe kumpelstwo

Aleksandra Majer: Fajne, sportowe kumpelstwo

0 komentarz
Ola spełnia się towarzysko i zawodowo, ma do opowiedzenia swoją koszykarską love story, nurkuje, działa społecznie i przy okazji, jako pierwsza kobieta trafiła do juniorskiej kadry Polski w koszykówce na wózkach. Dziś kontynuuje swoją pasję grając dla beniaminka pierwszej ligi – IKS 2017 Poznań.

STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>

Grzegorz Szklarczuk: Czy interesujesz się koszykówką bieganą? 

Aleksandra Majer: W ogóle się nią nie interesuję. Może jedynie oglądam dokumenty na Netflixie, jak The Last Dance o Jordanie. Poza tym – nic (śmiech). Ale wynika to z tego, że lubię uprawiać sport, a nie go oglądać. Jeśli chodzi o mecze koszykówki na wózkach, to oglądam w sumie te najważniejsze lub te, na których mogę być na żywo. To zupełnie coś innego.

G.Sz.: Trafiłaś na treningi koszykówki na wózkach dość szybko, w dodatku prędko awansowałaś do kadry juniorów. 

A.M.:Wszystko zaczęło się od WF-u w szkole dla osób z niepełnosprawnością. Mieliśmy w niej drużynę koszykarską i wózki sportowe, ale przez dwa pierwsze lata w ogóle mnie do tego nie ciągnęło. Dopiero w trzeciej klasie liceum wciągnęłam się w treningi, występowałam też w II ligowym zespole. Po maturze z kolei przyszło zaproszenie do kadry juniorów. 

Byłaś wówczas jedyną dziewczyną w naszej reprezentacji.

W dodatku byłam pierwszą kobietą, która się w niej znalazła i szczerze mówiąc, nie wiem, czy miałam jakąś następczynie. Z początku było nieco ciężko, zdecydowanie wolałam grać z moimi kolegami w klubie, których znałam na co dzień. Tam czułam się lepiej. Z kolei w kadrze mnóstwo się nauczyłam, ale dało się też odczuć podejście w stylu – dziewczynę traktujemy inaczej. Było to jednak wiele lat temu.

Później na długo przerwałaś swoją przygodę z basketem. 

Wiązało się to z życiem codziennym, moim wyjazdem na studia i dużą odległością do zespołu, w którym mogłam trenować. Natomiast zaraz po kadrze otrzymałam zaproszenie z Niemiec, żeby dołączyć do tamtejszego klubu z ligi kobiecej. Wychodzę z założenia, że gdybym pojechała, byłabym dziś w zupełnie innym miejscu. Grałabym wówczas zawodowo, dostawała za to wypłatę, w ten sposób mogłabym się utrzymać. Jednak ze względu na studia zostałam w Polsce, czego nie żałuję. 

Kiedy rozmawiałem z Filipem Moćko, trenerem kadr młodzieżowych, powiedział mi, że wielu naprawdę dobrych juniorów nie decyduje się na wyjazd za granicę. Masz pomysł, dlaczego tak jest? 

Myślę, że dzisiejsze realia znacznie różnią się od tych sprzed czternastu lat. Patrzyłam na wyjazd pod względem komunikacyjnym, Internet dopiero raczkował, a obecnie znacznie ułatwia kontakt z rodziną i znajomymi. Znałam też tylko język angielski, nigdy nie uczyłam się niemieckiego. Plus dla mnie, jako osiemnastolatki, sporą przeszkodę stanowiły jednak ciągłe podróże na trasie Polska-Niemcy. 

Dziś na szczęście wróciłaś do koszykówki.

Tak właściwie to najpierw do treningów wrócił mój partner, takie to mamy koszykarskie love story. (Ola pokazuje wytatuowaną na ręce czerwoną piłkę). W liceum spotkaliśmy się na baskecie i od czternastu lat jesteśmy już razem. Na pierwszym wyjeździe trener kazał Przemkowi się mną zaopiekować i chyba za bardzo sobie to wziął do serca (śmiech). Mówiąc już poważnie, z koszykówki płynie mnóstwo plusów społecznych, jak wspólna praca, zespołowość, bycie razem dla siebie. Na boisku lubię się śmiać! 

Koszykówka na wózkach w Poznaniu zniknęła na pewien czas, później dostaliśmy wieści, że Krzysiek z Bartkiem otwierają IKS 2017 i wróciliśmy do treningów. 

Koszykówka na wózkach w Polsce to sport inkluzywny – razem grają kobiety i mężczyźni, a także osoby o różnym stopniu niepełnosprawności. 

Tak naprawdę w naszym kraju jest to mieszana dyscyplina sportu, gdyż kobiety nie mają gdzie grać. Nie ma tyle chętnych zawodniczek, więc nie ma klubów, a tym samym ligi. Dlatego dziewczyny, które chcą trenować kosza na wózkach, nie mają innego wyboru niż grać z facetami. Rzeczywiście jednak, na całym świecie grają wspólnie osoby o różnym stopniu niepełnosprawności.

Twoją rolą w zespole, jako osoby niskopunktowej, jest wyprowadzenie do dogodnej pozycji do rzutu wysokiego zawodnika. Nie masz czasem dość takich koszykarskich szachów i myślisz sobie, też bym cholera zdobyła punkty. 

Z jednej strony jest to we mnie zabawne, a z drugiej mocno to cenię, że w meczu nie muszę mieć ani razu piłki w rękach. Wielką frajdę sprawia mi blokowanie rywala, zasłony, czytanie gry, uprzykrzenie zagrywek drugiej drużynie i wyprowadzenie do sytuacji punktowej swojego kolegi. 

To nie jest prosty sport. Trzeba wiedzieć jak ustawić zasłonę, by za moment nie zostać zblokowanym. Sporo można nauczyć się, słuchając trenerów, ale równie wiele trzeba wyjeździć i wygrać na boisku. Działa pamięć mięśniowa i widzi się więcej. Po prostu. Myślę, że właśnie pod względem czytania gry jestem cenioną zawodniczką w swoim klubie. 

Czego potrzeba jeszcze, by być dobrą zawodniczką w koszykówce na wózkach?

Numerem jeden zawsze będzie dla mnie czytanie gry. Nie oszukujmy się jednak, że ważna jest i kondycja. Jestem drobną kobietą, więc jasnym jest, że największego dryblasa na parkiecie raczej nie dogonię, choć i takie rzeczy się zdarzały, zakończone satysfakcjonującymi wywrotkami (śmiech). Będąc jednak dziewczyną w rywalizacji z mężczyznami, trzeba mocno postawić na przygotowanie kondycyjne. Po to mamy też treningi trzy razy w tygodniu po półtorej godziny. Obecnie jestem w trakcie przerwy zdrowotnej od kosza i mocno mi tego brakuje – sportu i hobby. Czegoś, co robię dla siebie. 

Drużyną jesteśmy nie tylko podczas ćwiczeń – spędzamy czas i poza koszykówką. Mamy między sobą relacje koleżeńskie, w sobotę chociażby spędziliśmy wspólnie czas na Wigilii i każdy stwierdził, że trzeba spotykać się częściej. 

Co ciekawe, mamy w grupie oprócz mnie jeszcze dwie dziewczyny będące w treningu i jedną, która ma niebawem do niego wrócić. Gdy zaczynałam ćwiczyć, oprócz mnie była tylko jednak koszykarka w Białymstoku. Dziś dziewczyny wchodzą na boiska i przynajmniej jedna jest w każdym klubie. 

Sezon nie jest jednak prosty – jesteście beniaminkiem I ligi, przyszły porażki i czas na zbieranie przysłowiowego frycowego. 

W tych rozgrywkach pauzuję, więc mogę powiedzieć, jak widzę to z zewnętrz. Początkowo był duży stres, czemu wcale się nie dziwię. Po to jednak poszliśmy do najwyższej klasy rozgrywek – zbierać doświadczenie i naukę. Wielu zawodników wraz z sezonem powoli nabiera luzu. 

Macie swoich wiernych kibiców?

Na ostatni mecz przyszła spora grupa fanów, znajomych, rodziny, osób zaproszonych. Grało nam się zupełnie inaczej przy pełnych trybunach. W naszej lidze brakuje zadbania o wydarzenie jakim jest mecz koszykówki, w myśleniu całościowym. Atrakcje, zabawy dla dzieci, inwestycja w otoczkę spotkania, a nie tylko koncentracja na samym sporcie. W ten sposób moglibyśmy ściągać całe rodziny, które podadzą dalej przekaz – tu jest fajnie. Przecież nikt nie siada nagle na kanapie i myśli – o, sprawdzę sobie jakiś sport osób z niepełnosprawnościami. Z kolei, gdy dana osoba raz trafi na mecz, potrafi wsiąknąć. Większość społeczeństwa podchodzi do sportów paraolimpijskich z zaciekawieniem, a nawet można powiedzieć, że ludziom to imponuje. 

Podczas wspomnianych mistrzostw Europy juniorów występowaliśmy we Włoszech, gdzie były pełne trybuny, w Turcji – to samo. Zawodnik z polskiej kadry grał wówczas na co dzień w tureckim klubie, a fani przychodzili prosić go o autografy. 

Nasz sport potrzebuje pieniędzy, kibiców, mediów. Trzeba to samonapędzające kółko wpierw wprawić w ruch. 

Aleksandra Majer / fot. archiwum prywatne

A czego potrzebuje IKS 2017 Poznań?

Również funduszy – dobre wózki potrafią kosztować tyle, co samochód. Oczywiście mamy część używanych wózków, przeznaczonych dla osób dołączających do klubu, ale później trzeba je personalizować, żeby osiągać jak najlepsze wyniki. 

Czy jest coś, co denerwuje cię w koszykówce na wózkach?

Często inni zawodnicy podchodzą lekceważąco do kobiet na boisku. Wyraźnie widać to na parkiecie. Dziewczyna nie otrzymuje piłki, pomimo otwartej pozycji. W moim przypadku panowie czasem myślą, co taka mała może mi tu zrobić? Jest to pewna forma dyskryminacji. Naprawdę jest to widoczne. Z drugiej strony zdarza się, że ktoś nie uderzy tak mocno, jakby rywalizował z mężczyzną. Moi partnerzy z klubu też pamiętają, żeby nie podawać mi piekielnie mocnych piłek. 

A z drugiej strony, co w tym sporcie jest najpiękniejszego?

Poczucie bycia grupą, drużyną. Wzajemna pomoc. Fajne, sportowe kumpelstwo. Na boisku uwielbiam smród palonego metalu, plus dźwięk metalu uderzającego o metal. Kiedy odpadnie mi paznokieć, to pójdę i zrobię sobie nowe, a tego nikt mi nie zabierze (śmiech, Ola pokazuje swoje zadbane, czerwone paznokcie). 

Czy można powiedzieć, że postrzeganie osób z niepełnosprawnością zmienia się na lepsze z biegiem lat?

Musi się jeszcze dużo, dużo, dużo, dużo zmienić, ale na pewno jest spory progres. Komunikację ułatwia dziś Internet, pandemia otworzyła rynek na pracę zdalną, dzięki czemu osoby z niepełnosprawnością znajdują lepsze zatrudnienie. Zwiększyła się świadomość społeczna, coraz więcej osób wie, jak się zachowywać przy spotkaniu z człowiekiem z niepełnosprawnością.

Dziś marzę o prostych rzeczach – żeby wszystkie windy zawsze działały, komunikacja miejska była rozbudowana, architekci myśleli empatycznie, a w zimie chodniki były regularnie odśnieżane. Chciałabym, aby w każdym mieście przy planowaniu nowych budynków czy innych przedsięwzięć, już na etapie projektowania były prowadzone konsultacje z wykfalifikowanymi do tego osobami z niepełnosprawnością. Za dużo mamy tworów, które mają służyć osobą z niepełnosprawnościami, a są bezużyteczne lub po prostu nieprzemyślane.

Zdarza ci się szokować ludzi? Nurkowanie, rafy koralowe, fajna praca i rozwój w niej, działania społeczne, szczęśliwy związek. Słyszysz czasem – wow, masz piękne życie. 

Tak, ludzie potrafią zareagować podziwem. Co więcej, ja powoli zaczynam w końcu doceniać samą siebie. Faktycznie robię bardzo dużo i sprawia mi to niesamowitą satysfakcję, ale chcąc to wszystko pogodzić ze sobą, kosztuje mnie to również wiele czasu, energii oraz stresu. Mimo wszystko jest to tego warte, bo dzięki moim działaniom, czuję się spełniona.

Alaksandra Majer / fot. archiwum prywatne

STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet