Choć sytuacja w grupie jest jeszcze całkowicie otwarta, dla legionistów – po „nadprogramowym” zwycięstwie w Grecji – wydaje się więcej niż dobra. Legia ma taki sam bilans zwycięstw i porażek jak Promitheas (2-2), ale też +9 w małych punktach w meczach z Grekami. Teraz rewanżowe starcia z Rytas i Heidelbergiem w dwóch ostatnich kolejkach rozegra u siebie.
W największym uproszczeniu – wtorkowe odrobienie strat z Wilna (83:95) dałoby Legii komfort posiadania w ostatniej kolejce wszystkiego w swoich rękach i możliwości ominięcia fazy play-in i zameldowania się w drugiej fazie grupowej bez oglądania się na wyniki rywali. Zwycięstwo z Rytas różnicą mniejszą niż 8 punktów nie przekreśli szans Legii na awans z pierwszego miejsca, za to już we wtorek może zapewnić polskiej drużynie grę co najmniej w serii barażowej o udział w Top 16.
Ewentualna porażka z wicemistrzem Litwy oznaczać będzie, że o dalszej grze Legii w Lidze Mistrzów zadecyduje ostatni mecz z Niemcami, który zostanie rozegrany dopiero w połowie grudnia – choć nie znamy jeszcze ewentualnych warunków awansu przy takim rozstrzygnięciu.
Najbliższy rywal Legii od początku sezonu typowany był na faworyta grupy A, a sytuację skomplikował sobie przegrywając w drugiej kolejce w Niemczech. W lidze litewskiej Rytas zajmuje drugie miejsce za plecami Żalgirisu. Na bilans 7-2 składają się porażki z Lietkabelis i z litewskim euroligowcem.
Od pierwszego meczu zespołów rozegranego w Wilnie nic nie zmieniło się w sytuacji kadrowej wicemistrza Litwy. Trenerem zespołu oczywiście nadal jest Giedrius Żibenas – dwukrotny mistrz kraju z wileńskim klubem. Absolutną gwiazdą drużyny jest świeżo upieczony reprezentant Polski Jerrick Harding (G, 185/27), z łatwością zdobywający 20 punktów w każdym meczu, w którym gra dłużej niż kilkanaście minut.
Przez półtora meczu Ligi Mistrzów – licząc ten z Legią, po którym w skutek nieszczęśliwego upadku musiał pauzować trzy tygodnie – zdobył w sumie 50 punktów (20 przeciwko Legii i 30 przeciwko Heidelbergowi).
Na obwodzie gra też drugi superstrzelec, który na razie nie korzysta ze swoich talentów w stu procentach – Jordan Walker (G, 180/26). Być może późny start sezonu w związku z powrotem po kontuzji sprawił, że na razie daleko mu do formy, którą prezentował w zeszłym sezonie w Promitheasie, kiedy bił historyczny rekord strzelecki BCL i rzucał 54 punkty w wygranym meczu z Wurzburgiem. Amerykanów na pozycjach 1–2 uzupełniają przede wszystkim świetnie znany w Polsce Martynas Paliukenas (G, 191/32) – były najlepszy defensor PLK, gdzie spędził 6 sezonów i Ignas Sargiunas (G, 196/26) – debiutant w reprezentacji Litwy na ostatnim EuroBaskecie.
Na pozycjach 3 i 4 w Rytas jest również sporo ofensywnej mocy, szczególnie za sprawą reprezentanta Litwy pochodzącego z Wilna Gytisa Radzeviciusa (SF, 197/30) i podkoszowego Jacoba Wileya (F/C, 203/31) – Amerykanina reprezentującego Macedonię Płn., byłego gracza Euroligi i NBA (tu epizody kilka lat temu). Mniej doświadczeni: Simonas Lukosius (G/F, 202/23) wracający do Europy po grze w NCAA i reprezentant Niemiec na najbliższe okienko Kay Bruhnke (F, 204/24) to gracze dublujący pozycje Radzeviciusa i Wileya. Wiley, podobnie jak Gytis Masiulis (F/C, 206/27) – syn świetnie znanego w Polsce Tomasa – może grać na obu pozycjach podkoszowych. Natomiast Arturas Gudaitis (C, 211/32) jest bardziej archetypowym podkoszowym, grającym blisko obręczy i zapewniającym zespołowi walkę na obu tablicach.
O statystykach Hardinga pisaliśmy co nieco dwa akapity wyżej, natomiast patrząc na dorobek statystyczny reszty zawodników, szczególnie w BCL rzuca się w oczy niebywale „płaska” hierarchia w drużynie. Prócz strzeleckich popisów naszego reprezentanta na najbliższe zgrupowanie w Gdyni i odstającego nieco Paliukenasa (śr. 4 pkt. w BCL), wszyscy inni gracze z rotacji mieszczą się w przedziale 7.5 – 12.5 pkt. na mecz.
W podstawowej dziesiątce nie znajdziemy też nikogo grającego na którymkolwiek froncie mniej niż 16 minut na mecz. Dokładnie 16 minut Paliukenas, Lukosius i Bruhnke spędzili na parkiecie w pierwszym meczu dwóch zespołów i było to najmniej spośród dziesiątki, która w Wilnie pojawiła się na parkiecie.
Drugą charakterystyką Rytas, na którą należy zwrócić uwagę jest niesamowita regularność w grze w ataku. Wyłączając mecz z Żalgirisem przegrany po walce (75:79), drużyna z Wilna w sześciu pozostałych meczach w ostatnim miesiącu rzucała co najmniej 94 punkty – niezależnie czy rywalom z dołu tabeli ligi litewskiej, czy Grekom z Patras. Poza meczem z odwiecznym rywalem z Kowna, gracze Rytas nie zeszli w tym sezonie poniżej 82 punktów, a w trzech ostatnich meczach – dwóch ligowych i pucharowym z Heidelbergiem – rzucili łącznie… 325 punktów.
Owszem, przebieg meczu we Wrocławiu, który dla ekipy trenera Heiko Rannuli był zdecydowanie gorszy niż końcowy wynik, to kubeł zimnej wody wylany na głowy świetnie spisujących się w sezonie graczy Legii. Niemniej mecz z wicemistrzem i wiceliderem ligi litewskiej nadal zapowiada się wybornie.
Tym razem presja ciążyć będzie na zespole gości, a Legia może zbliżyć się do awansu do baraży o fazę Top16, którego w tym formacie Ligi Mistrzów nie osiągnął żaden polski klub.
A gdyby tak udało się ugrać jeszcze coś więcej?
Transmisja spotkania – internetową i klasyczną, telewizyjną – z meczu Legia – Rytas przeprowadzi we wtorkowy wieczór TVP Sport.