Szok? Niekoniecznie. Damian Lillard nigdy tak naprawdę nie żartował, że chce zakończyć karierę w Portland. Ba, zapewnie nie żartował także dwa lata temu, gdy najpierw zażądał od klubu, w którym spędził 11 pierwszych lat kariery transferu, a następnie – gdy stało się dla niego jasne, że nie trafi do swojego wymarzonego Miami – ze swojego żądania się wycofał i był gotów zostać w Oregonie.
Ostatecznie w 2023 roku Dame trafił do Milwaukee, gdzie z Giannisem miał stworzyć najgroźniejszy duet w grze pick and roll w najnowszej historii koszykówki. Jakby powiedzieć, że nic z tego nie wyszło, byłoby to wcale nie takie lekkie niedopowiedzenie. 0 – tyle serii playoff wygrali Bucks w dwuletniej „erze Lillarda”, o której będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.
Kilkanaście dni temu zdecydowali się zwolnić kontuzjowanego, jednego z 75 najlepszych graczy w historii NBA, by móc wzmocnić zespół i przekonać do pozostania Giannisa. Rozłożyli dwuletni kontrakt Lillards o wartości 113 mln dol. „na raty” (będą go technicznie wypłacać przez pięć sezonów). Dame w tegorocznym playoff zerwał ścięgno Achillesa . Najpewniej opuści cały kolejny sezon. Został wolnym graczem i mógł podpisać kontrakt z dowolnym klubem.
Gdy wszyscy spodziewali się, że z decyzją się wstrzyma i za rok dołączy do drużyn z mistrzowskimi ambicjami – chętni byli m.in. Boston Celtics i, jakżeby inaczej, Miami Heat – on postanowił wrócić do Portland. Można zakładać, że jego dawny/nowy klub spełnił wszystkie jego wymagania, skoro oprócz dodatkowych 42 milionów za kolejne trzy (tak naprawdę dwa) lata gry, dał mu także opcję gracza na trzeci rok umowy oraz klauzulę „no trade”.
Złośliwi dodają, że nie można wykluczać, iż Blazers – klub wystawiony obecnie na sprzedaż – dołożyli do pakietu także mniejszościowy pakiet akcji do nabycia w promocyjnej cenie po zakończeniu kariery.
Można mieć wątpliwości jakiej klasy koszykarzem będzie Lillard w 2026 roku, gdy po skończeniu 36 lat wróci do gry. Można się zastanawiać jaki może mieć sens jego wspólna gra z innym wiekowym już graczem Jrue Holidayem – tym samym, za którego dwa lata temu został sprzedany. Nie można mieć jednak wątpliwości, że jego powrót do Portland to potencjalny wyciskacz łez, jeśli przebudowywani momentami w mocno niekonwencjonalny sposób Blazers zdołają w ciągu najbliższego roku zbliżyć się do gry w playoff.
Lillard siedmiokrotnie rzucał dla Blazers w meczu co najmniej 55 punktów. Lista innych graczy tego klubu, którzy tego dokonali?
Nie istnieje.
Dwa rzuty nowego/starego gracze ekipy z Portland w playoff przeszły do historii NBA, kończąc dwie serie.
Można mieć wątpliwości, czy pod względem sportowym Lillard będzie w stanie jeszcze do tego poziomu sportowego się ponownie w barwach Blazers się zbliżyć, ale jedno nie ulega wątpliwości. W trakcie dwóch kolejnych sezonów (z których rozegra przecież tylko jeden, i to w najlepszym wypadku – jeśli po wyleczeniu kontuzji okaże się wystarczająco zdrowy) będzie najlepiej opłacanym koszykarzem świata.
Łącznie kontrakty z Bucks i Blazers za lata 2025-27 zapewnią mu, bagatela, 141 mln dol. Tak, to jest definicja „rozbić bank” w pigułce!