– Mecz zaczęliśmy zbyt miękko, ale w ostatnich minutach pokazaliśmy charakter. Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy w tak niesamowitej atmosferze, jaka panuje w hali Anwilu. Nie zagraliśmy dzisiaj świetnego meczu, ale walczyliśmy do końca, to jest najważniejsze. Teraz wracamy do siebie i zamierzamy zakończyć tę serię – mówił Aleksa Radanov, który zdobywając 8 punktów w ciągu 100 sekund w końcówce rozstrzygnął losy drugiego meczu półfinałowego, wygranego przez Legią 89:83. – Na początku meczu byłem trochę sfrustrowany, gdyż niektóre decyzje sędziów wybijały mnie z rytmu, ale teraz to już nieważne. Siedząc na ławce powtarzałem sobie, że jak będę miał swoje rzuty i tak je wezmę, niezależnie od okoliczności. Na końcu liczy się natomiast tylko wygrana drużyny – dodawał Serb.
Trener Legii Heiko Rannula znacząco uśmiechał się znacząco pod nosem, słuchając słów Radanova.
– Nasz zespół jest naprawdę wyjątkowy. Powiedziałem to nawet swoim podopiecznym w szatni: niektórzy z graczy są równie kapryśni, co moja nastoletnia córka, takie mają wahania nastrojów. Czasami zaczynają mecz niemal z płaczem wypisanym na twarzy. Najważniejsze jest jednak to, że później po chwili spędzonej na ławce wracając na boisko, by walczyć. To coś specjalnego, bo mamy wielu takich graczy. Pracujemy nad strefą mentalną tego zespołu, ale to wciąż praca, która nie została jeszcze zakończona. Jestem jednak z moich koszykarzy dumny – zapewniał Estończyk.
– Po raz kolejny pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, która się nigdy nie poddaje, a co również istotne – ciężka praca, którą wykonaliśmy wcześniej teraz procentuje. W drugiej połowie nogi nas niosły. Aleksa trafił niesamowicie ważne rzuty, miał tę pewność siebie, którą trzeba w takich chwilach posiadać. Nie graliśmy dobrze, ale to playoff. Tu nie trzeba wygrywać ładnie. Ważne żeby wygrywać – mówił trener Legii Heiko Rannula. – Wiemy jednak dobrze, że prowadzenie 2:0 o niczym nie przesądza. Widziałem już w swojej karierze drużyny, które potrafiły je roztrwonić. Wiem, że w PLK też mieliście takie serie, więc musimy się na kolejne starcie przygotować mentalnie. Mecz potencjalnie kończący serię zawsze jest najtrudniejszy, a my jesteśmy dość młodym zespołem. Łatwo nie będzie – dodawał Rannula.
– Losy obu meczów we Włocławku decydowały się w ostatnich akcjach, ale to niewiele teraz zmienia, gdy przegrywamy 0:2. Zrobiliśmy wiele małych błędów, pozwoliliśmy Vuciciowi zdobyć zbyt wiele łatwych punktów, trafiać z dystansu Silinsowi. Mam trzy ciężkie mecze przed sobą i mam wielką nadzieję, że je wygramy – mówił DJ Funderburk, który z 23 punktami był najlepszym strzelcem Anwilu. – Musimy teraz wcisnąć gaz do dechy, jechać przez cały czas trwania meczów 100 mil na godzinę i nie zwalniać ani przez chwilę. Musimy podkręcać tempo! – dodawał.
– Nikt nie lubi tracić przewagi własnego parkietu. Dlaczego przegraliśmy? Z 33 rzutów za 3 trafiliśmy tylko 6, a przecież poza dwoma-trzema próbami wypracowaliśmy naprawdę dobre pozycje. Mamy też problemy z dostawianiem się do obręczy, szczególnie widoczne było to w czwartej kwarcie. Luke Nelson dał nam 7 z 11 asyst, czyli pozostali gracze nie kreowali pozycji dla kolegów. Na koniec – pozwoliliśmy Legii na zbyt wiele zbiórek ofensywnych i ponowień akcji – narzekał trener Anwilu Selcuk Ernak. – Nie mamy w składzie graczy takich jak Kameron McGusty, którzy potrafią płynnie grać akcje izolacyjne, ale mamy inne sposoby na wykorzystywanie swoich przewag, gdy rywal decyduje się na obronę typu switch. Niestety, dzisiaj ich nie wykorzystywaliśmy – stwierdził.
– Talent wygrywa mecze w sezonie zasadniczym, ale w półfinale rywalizują zwykle cztery najlepsze, najbardziej atletyczne i utalentowane drużyny. Większe jest znaczenie tego, by zachować mądrość i koncentrację – mówił turecki szkoleniowiec Anwilu, potwierdzając przy okazji krążące ostatnio nieoficjalne informacje, że najlepszy Polak w sezonie zasadniczym PLK Michał Michalak nie jest w tej serii w pełni zdrowy. – Michał odczuwa ból w kolanie i w dolnej części pleców. Chcąc korzystać w niego w ostatnich minutach meczu, musiałem go wcześniej oszczędzać. M.in. dlatego na boisku w czwartej kwarcie pojawił się Karol Gruszecki – tłumaczył trener Anwilu.
Trzeci mecz półfinału w poniedziałek o godz. 20 w Warszawie.