Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
– Pamiętam jak dziś swoją pierwszą rozmowę z Jasonem Kiddem. „Co tak naprawdę chciałbyś osiągnąć w NBA?” – zapytał mnie. Zacząłem mówi., że chciałbym być najlepszą wersją samego siebie i tego typu blablabla. „Nie, stary, najpierw musimy zadbać o stan twojego konta” – usłyszałem w odpowiedzi. To były jego pierwsze słowa w moim kierunku. Cóż, cel został osiągnięty – śmiał się w sobotę po pierwszym meczu przeciwko jeszcze niedawno swoim Mavs Jalen Brunson.
Knicks przegrali aż 100:121. Była to już ich siódma porażka w 11 meczu w MSG w tym sezonie. Jeszcze chwila i krzesło Toma Thibodeau zrobi się naprawdę gorące.
Ale gdy w sobotnie popołudnie Brunson wspominał początki znajomości z Kiddem miał uśmiech na twarzy. Nic dziwnego. W 2018 roku nie zmieścił się w pierwszej rundzie draftu. Choć był (dwukrotnym!) mistrzem NCAA, w opinii większości menedżerów klubów NBA uchodził za zbyt małego i starego. Cztery lata później, w dużej mierze dzięki Kiddowi i Donciciowi, jest właścicielem kontraktu o wartości 104 mln dolarów.
Finansowe spełnienie byłego kolegi pod względem ludzkim cieszy ww. dwójkę, ale pod względem sportowym przenosiny Brunsona do NY strasznie Mavs bolą. Pojedyncze zwycięstwo w MSG niewiele zmienia. Doncić do 30 punktów dołożył 8 zbiórek i 7 asyst. Tym razem pomogli mu Tim Hardaway jr (28 punktów i 7 zbiorek) oraz Spencer Dinwiddie (17 punktów i po 9 zbiórek oraz asyst). Ale zazwyczaj Słoweniec jest w tym sezonie najbardziej skazaną na siebie gwiazdą NBA.
Zdecydowanie więcej o poziomie prezentowanym przez Mavs mówi ich obecny wynik (11 zwycięstw i 11 porażek) niż wygrana 41:15 trzecia kwarta meczu z Knicks. Ekipa Doncicia popada w przeciętność.
Gdy ogląda się Lukę podającego piłkę do tak ułomnych ofensywnie graczy jak Reggie Bullock czy Dorian Finney-Smith przypominają się podejmowane przed laty próby Damiana Lillarda wprowadzenia Blazers do finału NBA z duetem skrzydłowych Al-Farouq Aminu – Moe Harkless.
Ten eksperyment Mavs też się nie uda.
W sobotę Doncić, choć na boisku wygrał (Brunson zdobył tylko 13 punktów), czuł się przegrany. Nie tylko ze względu na świadomość, że bez Brunsona szanse Mavs na sukces w najbliższej przyszłości się zmniejszyły.
– Tylko schowajcie aparaty, żadnych zdjęć! – apelował do dziennikarzy Słoweniec, gdy pojawił się w MSG w koszulce drużyny Philadelphia Eagels i z napisem „JB Son” na plecach. – Jakże mi z tym źle! – narzekał.
Brunson, zatwardziały fan Eagels, wziął tylko rewanż na wydarzenia z przeszłości.
Doncić jest wielkim fanem Cowboys, Brunson wspiera Eagles. Ostatni mecz wygrali ci drudzy. Po raz kolejny Eagels z Cowboys zagrają w Wigilię, Knicks z Mavs – trzy dni później.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
1 komentarz
Panie redaktorze, klub z Filadelfii nazywa się Eagles a nie Eagels.
Eagle to w języku angielskim orzeł.
Dziękuję, że pomogłem.