– To nie jest pierwszy raz, gdy prowadzę drużynę w rozgrywkach o europejskie puchary. Nie będę więc kłamał po meczu ligowym tego typu, że taki mecz to jednostkowy przypadek, który nie będzie się powtarzał. To się będzie powtarzało, przez cały sezon – imponował szczerością po zakończeniu meczu ze Spójnią Żan Tabak. – Powody? Pierwszy: nie potraktowaliśmy swojego rywala poważnie, z odpowiednim respektem. Drugi: jasne, jesteśmy dobrą drużyną jak na polską ligę, ale nie jesteśmy też żadnym dominatorem. Nie będziemy wygrywać, wkładając w walkę 50 procent zaangażowania. Trzeci powód: jesteśmy mistrzem Polski, więc nasi rywale, grając z nami w tej hali dają w siebie nie 100, lecz 150 procent. Ich koszykarze w przyszłym sezonie chcieliby znaleźć się w naszym składzie. Wniosek? Wina za nasz dzisiejszy występ leży po mojej stronie. Nie przygotowałem należycie zespołu – skończył Tabak.
Jego zespół faktycznie długo w trakcie meczu ze Spójnią wyglądał słabo. Tak, jakby jego zawodnicy byli już myślami przy środowym meczu 4. kolejki Eurocup z Budocnost w Podgoricy.
Goście przeważali przez zdecydowaną większość czasu gry. Długo skutecznością imponował Luther Muhammad (28 punktów, 9/15 z gry), choć w końcówce kilka razy wziął na swoje braki zbyt wiele. Nieźle prezentował się mający polski paszport letni nabytek Spójni z II ligi izraelskiej Yehonatan Yam (9 punktów, 5 przechwytów i 2 asysty). Dostępu do kosza na niezłym poziomie bronił duet Aleksandar Langović (10 punktów, 4 zbiórki) – Wesley Gordon, a sporo pożytecznej, czarnej roboty wykonywał raz jeszcze Jayden Martinez.
Efekt? Niespełna siedem minut przed końcem po punktach zdobytych przed Gordona goście prowadzili 70:66. Mogło się wydawać, że w toczonym w nieco ślamazarnym tempie meczu zdołali tak mocno uśpić mistrzów Polski, iż ci nawet nie usłyszą syreny końcowej.
W tym momencie Trefl jednak wrzucił drugi bieg. Odrobina nieco twardszej defensywy, dwie trójki ponownie najlepszego w barwach sopocian Tarika Phillipa (21 punktów, 8/11 z gry, 5 asyst, 4 zbiórki), kilka skutecznych zagrań Jarosława Zyskowskiego (16 punktów, 5/9 z gry) i Jakuba Schenka (9 punktów, 6 asyst) wystarczyły, by mistrzowie Polski zyskali nieznaczną przewagę.
– O naszej porażce zadecydowało kilka przestrzelonych rzutów z dogodnych pozycji w drugiej połowie – mówi po meczu trener Spójni Andrej Urlep.
Trudno z jego opinią dyskutować. Nawet, jeśli wziąć pod uwagę, że im bliżej było końca meczu, tym mniej wolnego miejsca mieli koszykarze ze Stargardu. Faktem jest bowiem, że gdyby 6 sekund przed końcem Sebastian Kowalczyk (2 punkty, 1/5 z gry) trafił otwarty rzut za 3, mogło dojść do dogrywki. Faktem jest również, że koszykarze Spójni w niedzielę skutecznością nie grzeszyli – trafili zaledwie 28 z 68 rzutów z gry (41 procent) i tylko 8 z 27 za 3 (29 proc.).
Okazja sprawienia niespodzianki przeszła drużynie Urlepa obok nosa.