– Oho, będzie dobrze! – mogli pomyśleć polscy kibice, gdy w pierwszej akcji meczu po zagraniu Aleksandra Balcerowskiego z Mateuszem Ponitką, ten drugi zaliczył akcję 2+1.
Nic z tego, dobrze wcale nie było. Nasza reprezentacja, choć dominująca talentem i warunkami, od pierwszych minut przegrywała z Węgrami rywalizację o zbiórki i długo raziła brakiem skuteczności. Dość powiedzieć, że pierwszy rzut za 3 punkty trafiliśmy dopiero w ósmej próbie, pod koniec drugiej kwarty.
Od pierwszych minut widać było za to dominację Balcerowskiego. W ataku. Gdy tylko udało mu się dostarczyć piłkę bliżej kosza. Na całym boisku tradycyjnie harował Michał Sokołowski i to jego wysiłkom zawdzięczaliśmy, że pierwsza kwartę udało się jakoś wyciągnąć na 19:19. Od pierwszych minut bardzo solidnie prezentował się też na dwójce Michał Michalak, trafiający i podejmujący sensowne decyzje.
Węgrzy minimalnie prowadzili dzięki trafieniom z dystansu, ale pękli, gdy Polacy w końcu wzięli się za solidne zastawienie tablicy. Ze zbiórek mieliśmy kontrataki, a z nich łatwiejsze punkty. Niemoc z dystansu przełamali Michalak i Ponitka, dobrą energię dała wymiana niezdarnego Geoffreya Groselle’a na Mikołaja Witlińskiego.
Biało-Czerwoni w końcówce pierwszej połowy zaliczyli serię 15:5 i schodząc na przerwę prowadzili 38:32.
Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą.
W drugiej połowie zaczęło się wydawać, że Polska przejmuje kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Kilka wspólnych zagrań duetu Ponitka – Balcerowski, znów punkty wyszarpane gdzieś w zamieszaniu przez charakternego Sokołowskiego i gospodarze wyraźnie odskoczyli aż na 54:39. Gdy na parkiet weszli zmiennicy zobaczyliśmy błyskotliwą akcję Andrzeja Pluty juniora z rolującym w tempo Witlińskim, a po chwili wszystko… totalnie stanęło.
Po 30 minutach przegrywaliśmy już 59:60, ponieważ nasza obrona kompletnie nie radziła sobie z kolejnymi wyjazdami Zoltana Perla, a nasi rezerwowi bardzo słabo radzili sobie z grą w ataku. W końcówce wygraliśmy mecz, wykorzystując najważniejsze atuty – rozgrywający piłkę Ponitka (10 asyst) dostarczał bardzo dobre podania, które spod kosza kończyli jego koledzy. Najwięcej punktów zdobył Balcerowski (22, 9/13 z gry) i Sokołowski (18, 5/11).
Ostatecznie Polacy trafili jedynak tylko 5 z 25 rzutów za 3 i pozwolili rywalom na aż 13 zbiórek w ataku. Już jutro o nieprzekonującym stylu gry i zwycięstwie nikt już nie będzie jednak pamiętał. Oba te elementy gry Biało-czerwoni jednak powinni poprawić, jeśli chcą wygrać mecz z dużo silniejszą personalnie od Węgrów reprezentacją Bośni i Hercegowiny.
– Każdy pierwszy mecz dla gospodarza turnieju jest trudny – wiedzieliśmy o tym dobrze, bo już rok temu pokonaliśmy w podobnej sytuacji Czechów w Pradze. Czasami w takich sytuacjach miewa się lekko związane nogi i ręce. Cieszy mnie to, że w końcówce zagraliśmy mądrze i znaleźliśmy okazje do rzutu i akcji penetrujących – komentował trener polskiej kadry Igor Milicić.
Statystyki z meczu Polska – Węgry >>
3 komentarze
Oczy krwawiły, a jak przy piłce był Zyskowski ze swoją niebanalną „techniką” to miałem ochotę je wydłubać widelcem.
Słaby mecz. Z Bośnią bendzie trudno ale Bosnia z Portugalia też zagrały słabo mimo kilku gwiazd więc jest szansa ale trzeba zagrać na 100%
Izrael z Madarem wygra ten turniej w niedzielę