Trefl Sopot z sezonu 2023/24 był wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że zdobył mistrzostwo, wracając w finale ze stanu 1-3. Jeszcze bardziej – z uwagi na styl, w którym grał przez większość sezonu. Gra fizyczna, twarda, na pograniczu faulu, wymęczająca rywala obrona i do tego atak prowadzony z wykorzystaniem środkowego na wręcz niespotykanym w roku 2024 poziomie. Trefl grał pod prąd koszykarskim trendom z trzeciej dekady XXI w.
I wygrał!
Triumf odniósł w momencie, gdy wszyscy trochę przyzwyczailiśmy się do tego, że to gracze obwodowi są najważniejsi w ofensywie. Że to właśnie za łukiem znajduje się najważniejsza kopalnia punktów i że bez dobrych strzelców na pozycjach 1-2 ciężko zbudować dobry atak. Wysocy w tej koncepcji są potrzebni, ale gównie do czarnej roboty – chociażby stawiania zasłon, czy walki na ofensywnej desce. Przypomina się od razu uzasadnienie trenera Igora Milicicia podpisania kontraktu z Milanem Milovanoviciem w 2019 roku. Koronnym argumentem był ten, że zawodnik ten… stawiał dobre zasłony właśnie.
W poprzednim sezonie w dziesiątce najlepszych zawodników rundy zasadniczej upchnęlibyśmy może ze dwóch wysokich graczy z pozycji 4 i 5. Trochę nawet na siłę. Jest to kwestia budowy składu przez kluby PLK, ale także ich ograniczonych finansów. Zawodników podkoszowych jest na rynku mniej, a takich jakościowych tym bardziej. Łatwiej jest zbudować zespół oparty o obwodowych łowców punktów, aniżeli o utalentowanych wysokich.
Treflowi to się udało, choć też oczywiście trzeba dodać, że sopocian na taki wariant, wariant z system ofensywnym opartym o środkowych, było stać. Andy Van Vliet, Mikołaj Witliński i – przede wszystkim – Geoffrey Groselle to gracze z najwyższej (lub jeden poziom niżej) półki finansowej w PLK.
Zaraz po finale 2024 można było usłyszeć tu i tam – przyznawał to m.in. trener srebrnych medalistów, Arkadiusz Miłoszewski – że reszta ligi będzie chciała latem stać się bardziej fizyczna. Bardziej „Treflowa”. Patrząc na obecne poszukiwania klubów z PLK, to także fizyczny, oldschoolowo grający środkowy, może być inspiracją zaczerpniętą z Trefla i Żana Tabaka.
Sam fakt sporego zainteresowania Mate Vuciciem, o którym myśli chociażby Legia Warszawa, pokazuje, że trenerom, dyrektorom sportowym z PLK, nieco mniej mogą w najbliższym czasie imponować blokujący, pakujący z góry atleci, a bardziej właśnie koszykarze techniczni i fizyczni (silni). Umiejętność gry tyłem do kosza była w ostatnich latach często pomijana w przypadku poszukiwań wysokich. Teraz może stanowić nawet wymóg.
Jestem przekonany, że każda z drużyn aspirujących do medali będzie chciała mieć w swojej ekipie zawodnika, który będzie w stanie właśnie w taki sposób zagrać i podjąć walkę wręcz w post z takim Grosellem.
Żan Tabak już zmienił naszą ligę i patrzenie na koszykówkę w Polsce. Tak samo jak kiedyś zmieniał je wspomniany Igor Milicić swoimi defensywnymi kombinacjami.
1 komentarz
Sadzę, że wniosek, ale zupełnie odwrotny, też jest uzasadniony.
Jeśli wszyscy lub większość zbudują składy na obraz i podobieństwo Trefla, to żadnego elementu zaskoczenia już nie będzie, tylko norma, którą wszyscy szybko przyswoją.
Wtedy się okaże, że wygra na tym ten, kto będzie jednak miał strzelców walących z dystansu, dodatkowo zmotywowanych większym komfortem pracy, bo spora część ferajny będzie zaangażowana w zapasy pod koszem.
To jednak element zaskoczenia, odstępstwo od reguły, nagrodziło Trefl (zaraz po spisku sędziów, naturalnie).