Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Dalekie, zimne Glasgow, a pierwsze co rzuciło się w oczy, gdy włączyłem transmisję z tego spotkania (oprócz tnącego sygnału), to bardzo liczna grupa kibiców Anwilu za ławką Rottweilerów. Polacy mieszkający na Wyspach już nie pierwszy raz wspierają ekipę z Włocławka podczas meczu wyjazdowego. Doping koszykarzom Anwilu na pewno się przydał, zwłaszcza że wejście w to spotkanie goście mieli niezbyt udane.
Caledonia Gladiators mocno postawili się włocławianom w obronie, ograniczają ich tylko do 11 punktów w pierwszej kwarcie. Anwilowi wyszło kilka efektownych akcji (alley oopy do Petraska i Grovesa), ale to Szkoci prowadzili +8 po 10 minutach.
Odpowiedzią na twardą defensywę gospodarzy, zagęszczanie przez nich pomalowanego, okazały się rzuty z dystansu. Po razie trafili Luke Petrasek i Jakub Garbacz, który także wejściami na kosz stwarzał wiele problemów rywalom. W pierwszym swoim wejściu na parkiet z obroną rywali jak ze ścianą zderzył się lider Anwilu, Victor Sanders. Wyraźnie te pierwsze minuty i brak gwizdków arbitrów, którzy pozwalali na fizyczną grę, podrażniły Amerykanina. Sanders przycisnął w obronie, a za nim cały zespół, który w 7 minut gry stracił 5 punktów.
Po przerwie na żądanie dla gospodarzy wpadły im jednak dwie trójki i z powrotem byli na prowadzeniu. Bardzo pozytywnie w tym spotkaniu wypadł Tanner Groves i to jego trafienie równo z syreną kończącą pierwszą połowę dało włocławianom punkcik zaliczki. Groves zaimponował dynamiką i boiskową przytomnością, choć z dystansu znów nie udało mu się celnie przymierzyć. Amerykanin w tym spotkaniu był pierwszym strzelcem Anwilu – miał 16 punktów.
Po 30 minutach gry było dla gości naprawdę niebezpiecznie. Gladiators wyszli na prowadzenie +6, a Anwilowi w ataku nie wychodziło absolutnie nic. Obrona ze zmianami krycia stosowana przez Szkotów nie pozwalała włocławianom na ruch piłki i złapanie rytmu. Anwil musiał gonić i dlatego zdecydował się na grę w pick and rollu, dobrze zgranych Kamila Łączyńskiego i Luke’a Petraska. Po akcjach dwójkowych, potem także z Kalifem Youngiem, atak włocławian w końcu ruszył.
Niestety, Gladiators także cały czas byli skuteczni i strata gości wcale nie malała. W końcu jednak wpadły tez trójki – trafiło dwóch Jakubów (Schenk i Garbacz) i na tablicy był remis (3 minuty do końca). Od tego momentu jednak to gospodarze okazali się być bardziej skuteczni – ten fragment wygrali 4:1. Rzut na dogrywkę miał jeszcze Garbacz, ale mocno przestrzelił. Anwil przegrał 63:66 i bardzo sobie skomplikował (zaczyna od bilansu 0-2) sprawę awansu do kolejnej rundy.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>