– Trener powiedział nam w przerwie, że to wstyd jak wyglądamy i po powrocie na boisko musimy zrobić wszystko, by próbować wygrać ten mecz – mówił po zakończeniu niedzielnego meczu w Ostrowie Aleksander Dziewa (14 punktów, 5 zbirek).
Faktycznie, w pierwszej połowie dominacja Stali nie podlegała dyskusji. Żadnej, choćby najmniejszej! Gospodarze rozpoczęli mecz od wyjątkowo mocnego uderzenia – błyskawicznie trzy trójki trafił Adas Juskevucius (w całym meczu 19 punktów, 6/13 za 3) i zanim kibice na dobre rozsiedli się na swoich miejscach King miał już do rywali kilkunastopunktową stratę.
Gospodarze grali z dużą lekkością, jakby przekonani o swojej przewadze nad rywalami. Dużo wymian podań, świetne ścięcia do kosza, wysoka skuteczność rzutów – nic, dosłownie nic nie zapowiadało w pierwszych dwóch kwartach tego, by to King mógł sięgnąć po dwa punkty. Świetnie grał duet podkoszowy Tim Lambrecht (17 punktów) – Damian Kulig (16), a nie tylko udanymi zagraniami defensywnymi, ale także świetnymi podaniami imponował Mateusz Zębski (12 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty).
Triumfalny gest Juskeviciusa ze zdjęcia ilustrującego tę relację był doskonałym podsumowaniem wydarzeń, które miały miejsce w trakcie pierwszych 25 minut. Przewaga Stali była dokładnie tak niepodważalna, jak sugerował to wynik: 70:46!
Jeśli ktoś w tym momencie, oglądając mecz w telewizji, przełączył się na inny kanał… mógł przeżyć szok, wracając do relacji kilkanaście minut później.
Szok na pewno przeżywali kibice Stali zgromadzeni na trybunach hali w Ostrowie. Przed oczyma stanęły im zapewne wydarzenia w majowego piątego meczu ćwierćfinału ze Śląskiem Wrocław, gdy ich zespół nagle w ciągu ostatnich kilkunastu minut roztrwonił wysokie prowadzenie i stracił wydawałoby się pewny awans. Nie inaczej historia skończyła się tym razem.
Bezproduktywny w pierwszej części meczu Isaiah Whitehead chwilę po otrzymaniu przewinienia technicznego jakby nagle przypomniał sobie, że nieprzypadkowo był uważany za talent nawet na poziomie NBA. Amerykanin ostatecznie z 16 punktami (6/8 z gry) i 8 asystami. Popełniający wcześniej wręcz kuriozalne momentami błędy w obronie Tony Meier też uzbierał 16 punktów (6/10 z gry), a bardzo ważne rzuty z dystansu trafiał w ostatniej części gry odstawiany przez klub jeszcze niedawno od gry w PLK Kassim Nicholson (także 16 punktów, 3/5 za 3).
Stal wciąż nie ma w składzie klasycznego rozgrywającego i z każdą kolejną minutą zapaści w jej grze stawało się to coraz bardziej widoczne. 35-letni Juskevicius nie wytrzymywał zwiększającego się nacisku defensywy, a Tyquan Rolon po prostu zazwyczaj nie sprawdza się w tej roli. Efekt? W trakcie ostatnich 15 minut gospodarze zdobyli zaledwie 12 punktów.
W końcówce meczu na prowadzeniu znajdował się już King, ale najpierw celny rzut za 3 Juskeviciusa, a następnie dwa przestrzelone rzuty wolne Jamesa Woodarda dały jeszcze przy jednopunktowej stracie (82:83) szansę gospodarzom. Amerykanin po chwili zrehabilitował się, zaliczając kluczowy przechwyt – po dużym błędzie Zębskiego.
Zwycięstwo mimo 24-punktowej straty w jakimkolwiek momencie meczu to wyrównany rekord w najnowszej historii PLK według danych Pulsu Basketu. W sezonie 2022/23 podobnej sztuki dokonały Twarde Pierniki z meczu z Czarnymi Słupsk. Dzięki wygranej wicemistrzowie Polski z wynikiem 7-5 zakończą 2024 rok na trzecim miejscu w tabeli.
Po kontuzji kończącej sezon Andrzeja Mazurczaka i pożegnaniu się z Chadem Brownem klub ze Szczecina szuka jeszcze podstawowego rozgrywajacego i środkowego. Jeśli nie przestrzeli tych transferów, może szybko wrócić do walki o mistrzostwo. Niedzielny mecz pokazał, że King nawet osłabiony nie jest wcale taki koszykarsko nagi. Jedno wiemy już na pewno – jego koszykarzom woli walki i charakteru odmówić nie można!
Stal po tej porażce z bilansem 4-8 spadła na 13. miejsce w tabeli i właściwie straciła szanse awansu do turnieju finałowego o Puchar Polski. Ostrowianie tracą obecnie dwa punkty do drużyn, które zajmują ostatnie miejsca gwarantujące walkę w fazie playin. W Ostrowie mają nad czym myśleć.