W to, że PGE Start może w rywalizacji półfinałowej wyeliminować mistrzów Polski, którzy przecież w poprzedniej rundzie odprawili z kwitkiem 3:1 dużo wyżej notowanego przed sezonem od lublinian Kinga Szczecin nie wierzył chyba przed pierwszym meczem nikt. Po zakończeniu pierwszego starcia to wciąż Trefl pozostaje faworytem rywalizacji, ale ziarenko niepewności zostało zasiane.
A może nawet całkiem sporych rozmiarów ziarno?
PGE Start był w środę lepszy od początku do końca. Znakomicie od pierwszych minut grą drużyny dyrygował Manu Lecomte. Reprezentant Belgii zdobył aż 26 punktów, a dorobek powiększył także o 9 asyst i – mimo że był najniższym zawodnikiem na boisku – 6 zbiórek. Jakby tego było mało – trafił obie trójki, choć w cały sezonie wykonuje rzuty z dystansu ze skutecznością ok. 20 procent.
Start dzięki świetnej grze swojego rozgrywającego już po pierwszej kwarcie miał kilkanaście punktów przewagi, a później – gdy wszyscy spodziewali się, że w końcu nadejdzie moment, w którym gospodarze poprawię obronę i zaczną gonić niżej notowanych rywali… nic takiego nie nastąpiło.
Gdy już natomiast Trefl choć trochę się zbliżał do Startu, otrzymywał w odpowiedzi ciosy tego typu.
Niesamowity Tevin Brown zdobył dla gości 20 punktów. 16 dołożył wszędobylski Courtney Ramey (także 6 zbiórek, 4 asysty i 2 przechwyty), a ważne role odegrali także dwaj Polacy – będący odkryciem tegorocznej rundy playoff Michał Krasuski (11 punktów) i wykonujący sporo dobrej pracy nieszczególnie widocznej w statystykach Filip Put.
Trener gości Wojciech Kamiński zdołał nawet „użyć” przez ponad 5 minut Romana Szymańskiego. W czasie gry swojego rezerwowego i rzadko pojawiającego się nie boisku środkowego zespół z Lublina powiększył przewagę nad Treflem o siedem punktów…
– Stosowaliśmy się do pomysłu taktycznego trenera i to był klucz do wygranej – mówił Lecomte po meczu. – Wiedzieliśmy, że jesteśmy ofensywnie mocni, ale nie mniej ważne od tego, że trafiliśmy rzuty była dobra gra w obronie.
– Dzisiaj bardzo dużo nam wychodziło. Trafialiśmy bardzo trudne rzuty i nie daliśmy się rywalom nakręcić. Nie znaczy to jednak, że nie mieliśmy problemów. 18 zbiórek w ataku Trefla to był nasz problem. Prowadzimy 1:0 w serii, ale to jest tylko 1:0, bo gra się do trzech zwycięstw – przypominał trener Kamiński.
– Nie rozpoczęliśmy tego meczu z dobrym nastawieniem, daliśmy rywalowi od początku zdobywać łatwe punkty i poczuć się pewnie. Gdy próbowaliśmy gonić wynik, trafili kilka naprawdę ciężkich rzutów, ale naszym głównym problemem było to, że pod względem obrony indywidualnej musimy grać lepiej – komentował trener Trefla Żan Tabak.
– Wszyscy sobie zdajemy sprawę z tego co zrobiliśmy źle i za dwa dni czeka nas zupełnie inny mecz – zapewniał Zyskowski, który w pierwszym meczu półfinału wobec kontuzji Dariousa Motena, który co najmniej do końca tej serii nie zagra, spędził na boisku aż 22 minuty (9 punków, 4/5 z gry).
Najwięcej punktów dla Trefla zdobyli Nick Johnson (16) i Aaron Best (15). Kolejny mecz tej serii w piątek ponownie w ERGO ARENIE – pocżątek znów o godz. 20.
2 komentarze
Lecomte 9 asyst i jeszcze 6 asyst, magik.
Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś, że oni klepią co im ślina (palce) na język (klawiaturę) przyniesie?