Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>
Polski Cuker Start do półfinału przystępował tylko z jednym centrem i właściwie dwoma nominalnymi podkoszowymi. Od samego początku gospodarze starali się wykorzystać świeżość Klavsa Cavarsa, który zdecydowanie wygrywał swoje pojedynki (i to po obu stronach parkietu) z Barrettem Bensonem. Lublinianie grali świetnie w ataku – mnóstwo akcji 1 na 1 czy dwójkowych zamieniali na punkty, a oprócz Cavarsa brylował Gabe DeVoe, który po 20 minutach gry miał już na koncie 16 punktów.
Spójnia nie potrafiła wykorzystać swojej przewagi warunków fizycznych nawet w minutach, gdy na piątce w ekipie Startu musiał grać Cleveland Melvin. Goście w drugiej kwarcie przeorientowali więc swój atak i wraz z pojawieniem się na parkiecie strzelców, ich ofensywa nabrała rozpędu (Jordan Mathews ważne trafienia z dystansu). W ataku szło lepiej, ale Start cały czas zdobywał punkty i przewaga gospodarzy wcale nie malała (w szczycie to było już 11 punktów).
Intensywność jaką narzucił Start była zbyt wysoka dla Spójni w pierwszej połowie, która w obronie ciągle była spóźniona lub popełniała błędy w komunikacji. Po drugiej stronie parkietu grę starał się wziąć na siebie Courtney Fortson, ale lider gości miał trochę problemów z atletycznym i zwinnym obrońcą, jakim jest DeVoe (w jednej akcji zaliczył nawet na Fortsonie blok). Oszołomiona Spójnia w ostatniej minucie dzięki akcjom Ajdina Penavy nadrobiła kilka oczek, ale i tak do przerwy przegrywała wyraźnie – 44:53.
Można było pomyśleć, że stargardzianie ruszą od – nomen omen – startu trzeciej kwarty jak wściekli na rywali. Stało się zupełnie inaczej – to zespół z Lublina jeszcze docisnął i po trójkach Melvina oraz Mateusza Dziemby zrobiło się +17. Spójnia dopiero wtedy zaczęła gonić. Pojawiły się rzuty w ósmej, dziesiątej sekundzie akcji, by jak najszybciej zbliżyć się do gospodarzy. Niestety, dla drużyny ze Stargardu, punkty był w stanie zdobywać tylko Karol Gruszecki.
Gospodarze byli już bardzo zmęczeni przed czwartą kwartą, ale niósł ich entuzjazm i pozytywna energia, a do tego mieli 19 punktów zaliczki. W obozie gości robiło się za to nerwowo, a złość była coraz bardziej demonstrowana także w kierunku sędziów, za co ukarani faulami technicznymi zostali trener Sebastiana Machowski i Fortson.
Goście stanęli więc na starcie czwartej kwarty przed zadaniem wykonania niemożliwego, ale Fortson i Mathews wciąż mocno wierzyli i we dwóch próbowali odwrócić losy tego spotkania. Lider Spójni wyglądał na bardzo zmotywowanego, dawał z siebie wiele także w indywidualnej defensywie. Ale co z tego, skoro zespołowa obrona stargardzian wyglądała w tym meczu jak szwajcarski ser – w pewnym momencie Scoochie Smith bez asysty choćby jednego obrońcy wbiegł sobie na kosz i zdobył dwa oczka.
Start gnębił rywali trójkami. Na pięć minut przed końcem kolejną trafił Dziemba, już piętnastą całego zespołu. Rzuty z dystansu wpadały absolutnie wszystkim. Nawet Troy Barnies, który przez ostatnie tygodnie był uznawany za jednego z najsłabszych obcokrajowców w PLK, trafił aż 6 trójek i w sumie zdobył 20 oczek.
Ostatnie dwie minuty gospodarze kończyli już przy bijącej brawo na stojąco publiczności w ustawieniu z młodzieżą na parkiecie. Trener Startu Artur Gronek, mając komfortową przewagę, mógł pozwolić sobie na oszczędzanie podstawowych graczy.
– Czy po tym zwycięstwie będziemy czuli większą presję przed kolejnym meczem? Nie. Na pewno niemożliwością jest, byśmy czuli większą presję od jednego z naszych potencjalnych rywali finałowych – drużyny z Włocławka. Ona zawsze gra pod wielką presją – śmiał się podczas konferencji prasowej po swoim meczu trener Gronek.
Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>