Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>
W pierwszej kwarcie można było zauważyć, że piątkowy, świetny występ Garretta Nevelsa został przez sztab Anwilu zauważony i od startu kryciem Amerykanina zajmował się Victor Sanders, który powoli staje się włocławskim plastrem na najlepszych zawodników rywali. Sanders zaczął świetnie – właśnie w obronie, ale też w ataku, bo kilka pierwszych akcji było właśnie na niego.
Gra Anwilu falowała, ale jak pojawiły się w ataku celne rzuty za 3 punkty, to włocławianie zbudowali mała przewagę (+7). Trener Żan Tabak z kolei w tym spotkaniu nie mógł skorzystać ze swojego podstawowego rozgrywającego i zarazem najlepszego obrońcy – Camerona Wellsa. Duża rola spadła więc na barki Andrzeja Pluty juniora, który jednak zaliczył w pierwszej połowie więcej nieudanych akcji niż tych pomyślnych.
Sopocianie wyglądali na bardziej zmęczonych niż Anwil – nawet rzuty wolne nie chciały wpadać. Impulsem okazały się, tak jak w przypadku rywali, trójki – po celnej Rolandsa Freimanisa był już remis. Jakość gry odstawała od tego, co było w piątek – wyraźnie obie ekipy były zmęczone i drugi mecz w ciągu 24 godzin był dla nich odczuwalny.
Po pierwszej połowie minimalnie lepszy był Anwil (34:32), a to za sprawą Lee Moore’a, który był w stanie kilka razy stanąć na linii rzutów wolnych. Gwizdki arbitrów nie podobały się trenerowi Żanowi Tabakowi, a jeden z nich oprotestował wkroczeniem na środek parkietu, za co został ukarany faulem technicznym. Przez cztery minuty trzeciej kwarty Anwil zdobył tylko 2 punkty i to Trefl w tym fragmencie przejął inicjatywę.
Włocławianie spróbowali przełamać niemoc grą indywidualną Lee Moore’a, który trzema trójkami przywrócił prowadzenie na stronę włocławian. Coraz więcej do powiedzenia jeśli chodzi o punktowanie miał także Andrzej Pluta, który odpowiedział Amerykaninowi także trójką. Anwil w tej części gry nie zdołał jednak otworzyć żadnego innego zawodnika i to Trefl prowadził przed ostatnią częścią 52:50.
Włocławianie mieli kłopot z punktowaniem bliżej obręczy – Trefl wyłączył pick and rolla Kamila Łączyńskiego z Josipem Sobinem i Anwil musiał szukać punktów na dystansie, gdzie skuteczności nie była zbyt dobra. Obie drużyny zresztą miały kłopot by dokarmić swoich centrów i ofensywa Anwilu jak i Trefla wisiała na rzutach z półdystansu i dystansu. Tych więcej w początkowej fazie czwartej kwarty trafił Anwil i na 6 minut do końca prowadził +3.
Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>
Po stronie zespołu z Sopotu na lidera w tym fragmencie wykreowany został Jean Salumu, który trafił ważną trójkę zatrzymując serię Anwilu. Obrona obu drużyn nie pozwala na wiele i to właśnie z dystansu Trefl i Anwil najczęściej starały się zapunktować.
Na minutę przed końcem sopocianie prowadzili +1, a zaraz potem +2, bo rzuty wolne na punkty zamienił Andrzej Pluta. Anwil miał 22 sekundy, by jeszcze odwrócić losy tego spotkania. Piłkę wziął Phil Greene i doprowadził do remisu (66:66), także trafiając rzuty wolne. Akcje na zwycięstwo miał więc Trefl – tym razem Andrzej Pluta nie pogrzebał Anwilu, tak jak to miało miejsce w sezonie regularnym, więc do rozstrzygnięcia potrzebna był dogrywka.
Szachy – oba zespoły starały się wymuszać zmiany krycia i atakować najsłabszych obrońców przeciwnika. Po 3 minutach dogrywki delikatnie z przodu był Anwil – 73:72. O punkty było jednym drugim ciężko, więc trójka Nevelsa, to było naprawdę coś. Włocławianie odpowiedzieli dwoma akcjami, w których walczyli z zegarem 24 sekund. Trefl miał ten mecz na widelcu – po rzutach wolnych wspomnianego Nevelsa było już +5 dla sopocian, a Anwil miał ledwie 11 sekund.
Skuteczna akcja po przerwie na żądanie sprawiała, że nadzieja wciąż żyła. Niecelne dwa wolne Pluty i wielki szok – Lee Moore równo z syreną! Druga dogrywka.
Obie ekipy walczyły ze sobą, ale też z gigantycznym już zmęczeniem. Przemieszczanie się spod jednego kosza pod drugi trwało bardzo długo, a rzuty bliżej obręczy stawały się coraz trudniejsze. W tych delikatnych męczarniach trafiały się jednak perełki, jak trójki Freimanisa czy dobitka Nevelsa. Sopocianie męczyli w obronie Malika Williamsa i to właśnie dzięki tym akcjom Trefl znów był z przodu i włocławianie musieli gonić (-4).
Anwil znów jednak wrócił, tym razem za sprawą Phila Greene’a, ale Amerykanin jednak nie trafił rzutu wolnego na remis. Trefl w końcu przełamał Anwil i awansował do finału – 93:91. Garrett Nevels już w drugim meczu zdobył 30 punktów.
Statystyki z meczu Anwil Włocławek – Trefl Sopot >>
Trefl awansował zatem do wielkiego finału Pucharu Polski, w którym w niedzielę (godz. 18.00) zmierzy się ze Startem. Zespół z Lublina w półfinale sprawił kolejną niespodziankę, pokonując Spójnię. Relację znajdziesz TUTAJ>>
Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>