Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Faworyt tego spotkania mógł być tylko jeden – oczywiście niepokonany Śląsk, zwłaszcza że lublinianie do Wrocławia pojechali bez Klavsa Cavarsa. Spisywany na straty Start, który ostatnio mocno zawodził, wyszedł na mecz z mistrzami Polski jednak bardzo zmotywowany. Michał Krasuski, który awansował do pierwszej piątki, świetnie wypadł w pierwszej części spotkania – szybko zdobył 10 punktów trafiając przy tym 2 trójki.
Rzutowo świetnie dysponowany także był Conor Morgan. Śląsk po trafieniach Kanadyjczyka i kilku szybkich atakach wyszedł na kilkupunktowe prowadzenie. Gospodarze mieli jednak problem z narzuceniem swojej gry i ze zdominowaniem meczu. Miotał się Jeremiaha Martin, który mocno atakował obręcz, ale bez jakiś niesamowitych efektów – punktował głównie z linii rzutów wolnych.
Lublinianie uwierzyli, że mogą wygrać to spotkanie i wraz z początkiem drugiej połowy mocno ruszyli na rywali. Na pierwszy plan wysunął się Scoochie Smith, który już po 20-stu kilku minutach miał na koncie ponad 20 punktów. Wrocławianie popełniali sporo błędów w obronie – gubili rotacje czy zbyt lekceważąco podchodzili do obrony na dystansie. Start to wykorzystał i objął prowadzenie, a zdenerwowany Andrej Urlep wychodził z siebie przy linii.
Ciężar gry w całości na siebie wziął Martin i to utrzymało Śląsk w bliskim kontakcie z rywalami, choć kolejni gracze po stronie gości dokładali się do punktowania. Przed czwartą kwartą Śląsk miał do odrobienia 4 punkty (62:66). Nie zaczęło się jednak dla wrocławian najlepiej, bo od kolejnej trójki Smitha. Dodatkowo Łukasz Kolenda spadł za chwilkę z parkietu za 5 fauli i zaczęło się robić nerwowo w obozie gospodarzy. Frustracja wylewała się także z Jakuba Nizioła, który nie wykończył trzech kolejnych akcji. Zrobiło się +8 dla Startu i zegar zaczął być sprzymierzeńcem gości.
W tym meczu Śląsk miał jeden pewny punkt – Conora Morgana. Na minutę przed końcem Kanadyjczyk zaliczył akcję 2+1 i wszystko było jeszcze możliwe (79:81). W decydujących akcjach na siebie rzuty wzięli liderzy – Smith i Martin, ale z takim samym beznadziejny skutkiem. Z racji tego, że chwilę wcześniej dwa rzuty wolne trafił Daniel Gołębiowski, do rozstrzygnięcia tego spotkania potrzebna była dogrywka.
W dogrywce trener Artur Gronek zdecydował się na na bardzo niski skład, co przełożyło się na wiele rzutów z dystansu – niestety dla Startu niecelnych. Lublinianie przez 3 minuty nie byli w stanie zapunktować, choć Śląsk był lepszy tylko o jeden celny rzut.
W końcowych minutach kolejny raz uaktywnił się Morgan, który finalnie został katem zespołu z Lublina. Po jego trójce goście zostali już bez szans na zwycięstwo – Śląsk był o włos od porażki, ale finalnie wyrwał zwycięstwo, 91:84.
Pełne statystyki z meczu Śląsk Wrocław – Start Lublin >>