Klub ze Szczecina kręci się w swego rodzaju pętli: ściągnięcie dobrego polskiego rozgrywającego -> poszukiwania zagranicznego rozgrywającego/combo -> transfer -> transfer okazuje się być nieudany -> polski rozgrywający jest lepszy od wszystkich zagranicznych kandydatów.
Wybaczcie uproszczenie, ale chyba właśnie w taki sposób najłatwiej jest mi wytłumaczyć, o co mi chodzi. King od lat celuje w coś więcej niż play off, co roku planuje ściągnąć do zespołu obwodowego – gwiazdę, który będzie prowadził zespół do tego celu i co roku okazuje się, że gracz będący pod ręką okazał się być lepszy od wszystkich później sprowadzonych, albo że w zasięgu finansowym nie ma lepszego zawodnika niż właśnie ten będący na miejscu.
Do tej pory się to nie udawało
Jakub Schenk w poprzednich latach, a teraz Andy Mazurczak – to ich dotyczy ten temat. Spójrzmy najpierw na historię, idąc od wydarzeń najświeższych. W poprzednim sezonie do drużyny dokooptowany został Jay Threatt, z którego w play off w końcu trener zrezygnował i to z pożytkiem dla zespołu. Amerykanin blokował tylko minuty Schenka, który nawet myślał o zmianie klubu.
Sezon wcześniej – to była karuzela. Tookie Brown, Rodney Purvis, Kasey Hill, Dustin Ware – oni wszyscy mieli być liderami, wyróżniającymi się postaciami w drużynie, wszyscy jednak zawiedli, a Schenk kończył sezon jako czwarty strzelec zespołu i pierwszy podający.
Jeszcze wcześniej, w sezonie 2018/19, Schenk konkurował z Kasparsem Vecvagarsem, Chazem Williamsem i Tywainem McKee – bez sprawdzenia wątpię, by ktokolwiek pamiętał tych graczy co trochę świadczy o ich poziomie. We wszystkich tych trzech sezonach to Schenk okazywał się liderem i pierwszą jedynką – zasłużenie.
Postawić na Mazurczaka
Mazurczak ma za sobą trzy bardzo udane spotkania i nie przesadzę twierdząc, że jest na ten moment najlepszym zawodnikiem Kinga Szczecin w tym sezonie. Andy notuje średnio 11,3 punktu (42,9% za 3), 9,3 asysty i 4 zbiórki – jeśli utrzyma swoje osiągnięcia na podobnym poziomie, to zakręciłby się pewnie na koniec sezonu wokół drugiej najlepszej piątki rundy zasadniczej.
Trener Arkadiusz Miłoszewski kilka tygodni temu stanął przed wyborem – czy sprowadzać do swojego zespołu drugiego rozgrywającego, które wesprze Mazurczaka (wciąż może to zrobić, King może mieć sześciu obcokrajowców), czy postawić na zawodnika z innej pozycji.
Zdecydował inaczej niż kilka miesięcy temu i postawił na Terry’ego Hendersona, znanego z występów w GTK Gliwice – zdecydowanie bardziej strzelca niż kreatora. To chyba słuszne wnioski po historii z Threattem.
King więc będzie się opierał o duet Mazurczak/Matczak na rozegraniu. Dużo/mało – odpowiedzi mogą być różne. To trochę taki paradoks, ale patrząc na potencjał Kinga, ta para jest na pewno zbyt dobra, by wychodzić z ławki i grać ograniczone minuty, ale z drugiej strony ma swoje ograniczenia i to naturalne, że będą pojawiały się plotki, czy twierdzenia, o potrzebnym transferze Kinga na obwód (zwłaszcza przy braku kreatorów z pozycji 2/3).
King jednak sam się ustawił w takim położeniu, w ten sposób budując skład, znów tak samo budując skład. Obiekcje (moje zdanie) można mieć więc do całej kompozycji drużyny, a nie akurat do decyzji o zatrudnieniu strzelca, a nie rozgrywającego – ta decyzja, na tu i teraz, wydawała się być słuszną.
1 komentarz
Starczy to kiedy być wiek