Jeśli Legia po ubiegłotygodniowym blamażu (porażka po przegranej 24:50 pierwszej połowie) z GTK miała jakkolwiek odpowiedzieć, by uspokoić swoich kibiców przed rozpoczęciem playoff, zrobiła to w dobrym stylu. 41-punktowe wtorkowe zwycięstwo w Gdyni można było jeszcze tłumaczyć fatalnie spisującą się w ostatnich tygodniach ekipą Arki. Sobotnie, niebywale pewne ze Śląskiem – zespołem, który przecież pod wodzą Aristeidisa Lykogiannisa zdawał się ostatnio łapać wiatr w żagle – robi jednak wrażenie.
Legia wygrała ostatecznie „tylko” 88:79, ale tak naprawdę w tym meczu jej przewaga była zdecydowanie większa. Końcowy wynik jej nie oddaje. W pewnym momencie sięgała już 20 punktów (70:50). Goście mieli wiele problemów z w obronie, nie będąc w stanie powstrzymać akcji po których powody do radości co chwila mieli Aleksa Radanov i Mate Vucić. Obaj złożyli się na 41 punktów z 20 rzutów z gry – spudłowali zaledwie 3 z nich.
– Oddaliśmy im kilka łatwych rzutów na początku meczu, przez co złapali pewność siebie. Nie wiem właściwie co powiedzieć. Oni nas po prostu ograli, szczególnie w pierwszej połowie – rozkładał po meczu bezradnie ręce MaCio Teague, który akurat w Warszawie też imponował skutecznością (22 punkty, 8/10 z gry).
18 punktów dla Śląska zdobył Jeremy Senglin, a 14 Emmanuel Nzekwesi.
– Jeremy wziął po przerwie na siebie więcej odpowiedzialności za zdobywanie punktów. Szkoda, że nie zdecydował się na to przed przerwą – mówił trener Śląska Aristeidis Lykogiannis.
Wrocławianie po raz kolejny – tak jak i tydzień wcześniej w meczu z Anwilem we Włocławku – mieli ogromne problemy z ochroną dostępu do własnego kosza. W pomalowanym gospodarze trafili aż 23 z 26 rzutów – 88,5 proc.
Dzięki tej wygranej Legia z wynikiem 18-11 jest na dobrej drodze, by zakończyć sezon zasadniczy w Top4. Kalkulator PulsuBasketu daje obecnie warszawianom aż 70 proc. szans na miejsce w czołowej czwórce i 95 proc. na zachowanie pozycji w Top6.
Śląsk (15-14) ostatecznie stracił nadzieję na uniknięcie walki w pierwszej fazie play-in w historii PLK. Wiele wskazuje na to, że wrocławianie przystąpią do niej z ósmego miejsca.
Na pewno w tabeli nie wyprzedzą już Górnika Zamek Książ, z którym w najbliższą środę rozegrają ostatni mecz sezonu zasadniczego. Wałbrzyszanie w sobotę niespecjalnie się wysilając wygrali trzeci mecz z rzędu, ogrywając 84:63 Arkę Gdynia. 16 punktów dla gospodarzy zdobył Ike Smith, a wobec absencji leczącego uraz Alterique’a Gilberta najlepszy mecz w sezonie rozegrał Aleksander Wiśniewski (12 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst).
Zdobywca Pucharu Polski ma całkiem spore szanse (kalkulator PulsuBasketu wylicza je obecnie na 71.9 proc.) na uniknięcie konieczności gry w play-in.
Arka wedle tych samych wyliczeń jest obecnie kandydatem nr 1 do spadku (ma 43.8 proc. „szans” na zajęcie 16 miejsca), „wyprzedzając” PGE Spójnią (37.5) oraz GTK (18.8), które w niedzielę podejmą – odpowiednio – pewny już utrzymania Zastal i mogący sobie zapewnić drugie miejsce Trefl.
W pierwszym sobotnim meczu niespodzianki nie było – walczący o miejsce nawet w Top4 (37.5 proc. szans) Energa Icon Sea Czarni w meczu bez większej historii pokonali 78:64 Dziki. 19 punktów zdobył dla gospodarzy Alex Stein, a po 16 Michał Nowakowski i Loren Jackson.
Dla Dzików była to już piąta porażka w sześciu ostatnich meczach. Pozostał im już tylko jeden mecz – z walczącą desperacko o utrzymanie Spójnią w najbliższą środę. Jeśli jednak w niedzielę borykająca się z ogromnymi problemami finansowymi Stal ogra w Ostrowie Wielkopolskim PGE Start – zespół z Warszawy wypadnie z Top10.