Strona główna » Selcuk Ernak: Szybko zrozumiałem, że we Włocławku liczy się tylko mistrzostwo
PLK

Selcuk Ernak: Szybko zrozumiałem, że we Włocławku liczy się tylko mistrzostwo

28 komentarzy
Samotność też czasami jest trenerom potrzebna. Lubię zostać sam po meczach, nieważne – wygranych czy przegranych – mówi trener Anwilu Selcuk Ernak, opowiadając nam o początkach pracy we Włocławku. – Na pewno nie tracę snu z powodu graczy, których chcieliśmy pozyskać latem, a którzy wybrali inne oferty – zapewnia.

Wojciech Malinowski: 49 dni upłynęło od momentu podpisania przez pana kontraktu z Anwilem Włocławek do skompletowania całego składu na sezon 2024/25. Jak pan ocenia ten czas i czy jest pan zadowolony z efektów wykonanej do tej pory pracy?

Selcuk Ernak:
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że praca w Anwilu jest dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem: nowa liga, nowa sytuacja i trochę inny budżet niż miałem do dyspozycji wcześniej.

Nowa, nieznana mi wcześniej liga, stawia przede mną nowe wymagania. Takie, których muszę się dopiero nauczyć i na pewno do tego potrzebowałem i potrzebuję pomocy. Tej jednak otrzymałem bardzo wiele od osób z klubu.

Gdy budujesz zespół, to masz bardzo wiele możliwości, w którą stronę możesz podążyć, szczególnie przy wyborze 6 obcokrajowców. My jednak naszą pracę rozpoczęliśmy od zawodników miejscowych, gdyż oni zawsze są dla mnie bardzo istotni i buduję zespoły wokół nich. Ocenialiśmy to, co mamy, to czego potrzebujemy i w jaki sposób możemy skompletować polski trzon składu.

Dopiero później przeszliśmy do budowy zagranicznej części i razem z konsultantem ds. sportowych Bronisławem Wawrzyńczukiem wykonaliśmy w tym kierunku wiele pracy. Bronek doskonale się orientuje, jeżeli chodzi o sytuację na polskim rynku, a także pod względem skautingu w europejskich ligach. Ma również więcej doświadczenia w pracy z budżetami podobnymi do tego, którym dysponujemy w Anwilu.

Mieliśmy bardzo szerokie listy zawodników, którymi byliśmy zainteresowani. Bronek najpierw starał się zrozumieć, jakich graczy chcę widzieć w zespole, bym mógł grać w wymaganym przeze mnie stylu. To powodowało pierwszą selekcję zawodników. Kolejna część odpadła, gdyż okazywali się poza naszym zasięgiem finansowym.

Efekt naszej wspólnej pracy jest taki, że poziom pozyskanych graczy jest dla mnie satysfakcjonujący. To dobra grupa zawodników, razem możemy się rozwijać i osiągać sukcesy.

Anwil ma czołowy budżet w ORLEN Basket Lidze, ale nie jest on porównywalny z tymi, którymi dysponują choćby kluby tureckie. Czy dopasowanie się do tej sytuacji było dla pana największym wyzwaniem?

W Turcji też nie zawsze było tak, że dysponowałem wysokimi budżetami. Choćby w Darussaface mieliśmy do dyspozycji stosunkowo niewielkie pieniądze i potem byliśmy w stanie osiągać wyniki ponad stan. W minionym sezonie pracowałem z kolei w Turk Telekom i tam rzeczywiście, nasze środki do wydania były znacznie większe. Było to widać także wtedy, gdy w trakcie rozgrywek robiliśmy wstępne rozeznanie, co do zawodników, których sprowadzeniem byliśmy zainteresowani na kolejny rok.

Tutaj wrócę do Bronka, gdyż bez jego pomocy nie byłbym gotowy do skutecznego działania w realiach budżetowych, które mamy we Włocławku. Pod tym względem na pewno miał większą wiedzę ode mnie.

W przeszłości miałem okazję kilkukrotnie w roli skauta uczestniczyć w procesie budowy zespołów i wiem, że zdarzają się duże różnice zdań pomiędzy osobami w pionie sportowym. Jak to wyglądało w panów przypadku?

Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji z Bronkiem razem współpracować, chociaż znałem jego nazwisko z klubów, w których był on w poprzednich latach. Na początku nie byłem zatem pewien, jak się nasza współpraca będzie układać. Myślę jednak, że potoczyła się całkiem sprawnie. Obaj mamy duży szacunek do swoich wzajemnych opinii, dzięki czemu mogliśmy otwarcie dyskutować na temat poszczególnych graczy. Uważam to za bardzo ważne.

Dotyczy to też innych osób w Anwilu – moich asystentów czy pozostałych pracowników klubu. Jeżeli od samego początku wszyscy są wobec siebie szczerzy, to potem pracuje się znacznie łatwiej. Wszyscy przegadaliśmy wiele godzin na temat zawodników i układało się to lepiej, niż mogłem zakładać.

Bardzo często w rozmowach z osobami zaangażowanymi w transfery przewija się w tym roku opinia, że rynek rozgrywających i środkowych jest wyjątkowo trudny. Zgadza się pan z taką tezą?

Moim zdaniem to przesada. Wszyscy trenerzy i dyrektorzy, niezależnie czy mówimy o mistrzach NBA, czy drużynach z poziomu amatorskiego, swoje poszukiwania rozpoczynają właśnie od tych dwóch pozycji – nieprzypadkowo uznawanych za najbardziej kluczowe. Oczywiście, jeżeli masz większe pieniądze na swoim rynku, to będziesz miał łatwiej. Tak samo, gdy wykonujesz więcej pracy od innych i jesteś do poszukiwań gracza lepiej przygotowany.

Większych zmian jednak nie widzę. W poszukiwaniach centra ktoś może podpisać Bruno Caboclo, ale innych klubów na niego nie będzie stać. Gracze do wybrania zawsze jednak są, także gdy szukasz ich np. z poziomu 100 tysięcy dolarów za sezon.

Czy są jacyś zawodnicy, których bardzo chciał pan ściągnąć do Włocławka i prowadziliście z nimi zaawansowane rozmowy, ale nie przyniosły one powodzenia? Śni się panu jakiś wymarzony koszykarz po nocach?

Nie jestem typem człowieka, który tak mocno przeżywa tego typu sytuacje. Raczej podchodzę do sprawy na chłodno. Oczywiście są gracze, których chcieliśmy i którzy nam uciekli – wybrali inne kraje, inne pieniądze, a także inny poziom europejskich pucharów. Na pewno nie tracę jednak z tego powodu snu.

Na pozycję środkowego podpisaliście Nicka Ongendę, który w tym momencie jest w podwójnie niekorzystnej sytuacji – jest jedynym zawodnikiem, który później rozpocznie z wami przygotowania, a jednocześnie jedynym, który nie ma doświadczeń z gry w Europie. Jak bardzo komplikuje to panu sytuację?

Oczywiście chcielibyśmy mieć go wcześniej. Sytuacja na świecie robi się jednak coraz bardziej skomplikowana i nie zdarza się już, że występujesz o wizę na drugim końcu świata i dostajesz ją w 3 dni. Podobnie wyglądałaby sytuacja, gdybym ja wystąpił o nią w Turcji – też pewnie czekałbym na nią około miesiąca.

Podpisaliśmy Nicka trochę później i sprawy wizowe nieco jego przyjazd opóźniają. Wiem, że klub robi wszystko, co możliwe, by ten proces jak najbardziej przyspieszyć. Byłoby oczywiście wskazane, gdyby przy braku europejskiego doświadczenia spędził z nami większą część przygotowań. Jestem jednak przekonany, że uda nam się to nadrobić, czasu nam na to nie zabraknie.

Wierzę też, że ma koszykarską inteligencję i nawyki, a także etykę pracy, by szybko zniwelować zaległości po przylocie. Jesteśmy z nim w stałym kontakcie. Trener przygotowania fizycznego, a także moi asystenci dbają o to, by wykonywał w domu wymaganą pracę w poszczególnych elementach, których od niego oczekujemy.

Polskie kluby podpisały tego lata kilku zawodników z przeszłością z tureckiej Superligi. Jest pan zaskoczony tym, że choćby James Woodard czy Isaiah Whitehead zagrają w ORLEN Basket Lidze?

Nie. Obu zawodników znam zresztą bardzo dobrze – Woodarda oglądałem od czasów jego gry w Hamburgu, a Whitehead jest znany w Europie praktycznie od momentu, gdy się tutaj pojawił. Obaj notowali solidne występy na tureckich parkietach.

Grałem przeciwko Woodardowi w minionym sezonie, gdy – po rozpoczęciu rozgrywek w 2. lidze, przeniósł się w ich trakcie do Darussafaki. W niej bardziej pełnił rolę strzelca niż gracza z piłką, a właśnie w tej drugiej roli pamiętałem go z kolei z Hamburga – tam zdecydowanie więcej zależało od niego w organizacji gry. To naprawdę dobry gracz. Whitehead to wielki talent, gracz obwodowy z bardzo dużą siłą fizyczną. Gdy tylko mu się chce zrobić coś konkretnego na parkiecie, to zwykle jest w stanie to osiągnąć.

Sprowadzanie tego typu zawodników to na pewno korzystna sprawa dla polskiej ligi. Poprawiają oni jej reputację i kto wie – może za rok, gdy zespoły znowu będą budować składy, to ktoś uzna, że w tej lidze warto podpisać umowę, skoro byli w niej właśnie Woodard czy Whitehead. Może gra tutaj nie będzie tylko traktowana jako miejsce wybicia się dla młodszych zawodników na początku ich europejskich karier.

Poza tym, nie zapominajmy, że polski zespół zagra w rozgrywkach Eurocup, a dwa kolejne w Lidze Mistrzów i jeszcze dwa następne w FIBA Europe Cup. Polska powinna być kojarzona jako poważny rynek, jako liga z tradycją, ale ludzie jeszcze nie znają jej wystarczająco. Wszyscy powinniśmy zatem starać się ją jak najlepiej wypromować.

Czy uważa pan, że preferowany przez pana styl koszykówki – nazwijmy go koszykówką Selcuka Ernaka – sprawdzi się wszędzie, także w Polsce? Czy raczej spodziewa się pan, że będzie zmuszony dostosować się do niektórych tutejszych wymogów?

Zapewne w niektórych kwestiach będę musiał się dostosować. W Turcji jestem znany z tego, że moje zespoły grają w określonym stylu i ludzie wiedzą, czego będę wymagał od zawodników. Do mojej koszykówki jest jednak potrzebne spełnienie określonych warunków – to bardzo fizyczny styl, w którym są duże wymagania pod względem atletyzmu.

Ważne jest oczywiście nie tylko zaangażowanie i fizyczna praca na parkiecie, ale też koszykarska inteligencja. Ta jest zawsze potrzebna, niezależnie czy preferujesz szybszą, czy może wolniejszą grę w ataku. Im więcej ma się możliwości do sprowadzenia zawodników, którzy pasują do twoich wymagań, tym łatwiej jest grać w określonym stylu i potrzeba mniej korekt.

W tym momencie uważam, że na każdej pozycji mam graczy, którzy mogą grać w wymaganym przeze mnie stylu. Czy tak jednak będzie w rzeczywistości? O tym przekonamy się wkrótce, przecież także zawodnicy zapewne będą zmuszeni się dostosować do mnie. Ze swoich dotychczasowych karier klubowych mogą mieć przecież inne nawyki i doświadczenia.

Więcej tutaj będę mógł powiedzieć, gdy zaczniemy grać 5 na 5 na treningach, a także po rozegraniu pierwszych meczów sparingowych. Wtedy zaczną się kształtować role w zespole i dla mnie to będzie właśnie moment na dostosowanie się do możliwości poszczególnych koszykarzy.

Czy miał pan okazję obejrzeć mecze polskiej ligi z ostatniego sezonu? Spotkania finałowe albo inne istotne pojedynki?

Oglądałem dwa mecze finałowe, do tego trochę innych spotkań fazy playoff, a także po kilka wcześniejszych pojedynków regularnego sezonu z udziałem czołowych drużyn, jak Szczecin czy Sopot. I oczywiście wiele meczów Anwilu.

Potrzebowałem tego, by lepiej zrozumieć wymagania ligi. W tym bardzo dużą pomoc świadczą mi także dwaj doświadczeni asystenci – Marcin Woźniak i Grzegorz Kożan. Oni pomagali mi w tym od samego początku, jeszcze gdy nasze spotkania odbywały się za pomocą programu Zoom. To z nimi rozmawiałem o rynku polskich graczy, sposobie gry najsilniejszych drużyn.

Czołowe zespoły w Polsce zostawiły trenerów na kolejny sezon, zatem można założyć, że filozofia gry w nowych rozgrywkach nie ulegnie u nich dużym zmianom i informacje na ten temat będą dalej bardzo pomocne.

To co zatem pana zdaniem sprawdza się w Polsce, a czego należy się na parkiecie wystrzegać?

Na pewno szanse na sukces w lidze rosną, gdy zespół jest w stanie walczyć fizycznie na całym parkiecie i potrafi zepchnąć przeciwnika z założonego przez niego toru. To pokrywa się z moją filozofią, zatem będzie to dla mnie punktem wyjścia przed bardziej szczegółowymi korektami.

Na razie wszyscy w mediach widzieli tylko pana dobrą, uśmiechniętą wersję, ale gdzieś tam musi ukrywać się groźniejsza strona Selcuka Ernaka. Miał pan ją okazję już pokazać we Włocławku?

Po pierwsze chciałem zaznaczyć, że dla klubu koszykarskiego Anwil najważniejsi są właśnie kibice. Nie trenerzy, nie zawodnicy, nie sponsorzy, a kibice. Pewnego dnia mnie tu nie będzie. Może nie będzie też innych osób? Kibice jednak na pewno będą i to oni są prawdziwymi właścicielami tego klubu.

Bardzo mnie to cieszy, że jest tu tylu fanów, którzy do tego tak mocno interesują się zespołem i mają wielkie ambicje. Wiem, że są energetyczni i mocno pomagają drużynie. Pozytywna presja na wszystkich nas to jest coś, co bardzo mi się podoba.

Oczywiście, jestem tylko człowiekiem, nie zawsze mam dobre momenty, mam jednak nadzieję, że fani nie będą mieli okazję tego oglądać. Zawodnicy? Ci pewnie tego nie unikną.

Wiem też, że będą dni, gdy fani będą rozczarowani, a nawet wkurzeni i będą to w naszą stronę wyrażać. I będą mieli do tego prawo, zachowując się oczywiście w ramach wzajemnego szacunku.

W tym wczesnym okresie przygotowań do sezonu można śmiało powiedzieć, że kupił pan swoim zachowaniem i osobowością kibiców Anwilu i cieszy się pan wśród nich dużą popularnością. Czy jest to zasługa pana naturalnego sposobu bycia, czy może gdzieś w trakcie wielu lat kariery trenerskiej uczył się pan takiego podejścia?

Raczej zawsze taki byłem. Starałem się mieć dobre relacje nie tylko z fanami, ale też z osobami z klubu, ze sponsorami. Gdy w klubie są rozbudowane struktury młodzieżowe, to staram się też pokazywać, że nie jestem tylko trenerem pierwszego zespołu, ale również całego klubu i miasta.

Nie chcę być postrzegany jako obcokrajowiec, który przyjedzie tu na rok z powodów zawodowych i będzie wykazywał minimum zainteresowania. To nie w moim stylu.

Kibice tego mogą nie wiedzieć, ale zwróciłem uwagę, że tuż po podpisaniu kontraktu z Anwilem zaktualizował pan swój profil na Whatsapp o znanego włocławskim fanom Rottweilera.

Tak rzeczywiście było. Nie korzystam z mediów społecznościowych, zatem to moje jedyne niewielkie okno na świat, by przekazać trochę informacji o sobie. Chciałem pokazać znajomym czy też agentom koszykarskim, że nie tylko związałem się z Anwilem, ale też będę się czuł jego częścią.

Nie potrafię angażować się częściowo, gdy w czymś jestem, to jestem w tym całym sobą. Dlatego teraz mogę powiedzieć, że wszystko związane z Anwilem bardzo mnie interesuje.

Kibice i dziennikarze śledzący polską koszykówkę są zaskoczeni pana odważnymi wypowiedziami o chęci walki o mistrzostwo. Zazwyczaj u nas dominuje podejście inne – to nie my jesteśmy faworytami, a przede wszystkim, to nie my mamy najwyższy budżet na zawodników.

Staram się być możliwie przejrzysty. Nie wiem w tym momencie, który dokładnie mamy budżet w Polsce, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie jest mały jak na tutejszą ligę. Oficjalnie nie ma jednak w tych kwestiach żadnych informacji, zatem nie jestem w stanie dokładnie określić naszego miejsca.

Ta kwestia mnie zresztą nie interesuje. Ważne jest to, że wykonaliśmy możliwie najlepszą pracę budując zespół w ramach środków, które mieliśmy do dyspozycji.

Jesteś przy koszykówce od lat. Wyobraź sobie, że zostałeś prezesem Anwilu Włocławek i masz za zadanie zatrudnić nowego trenera. Co mu powiesz? Żeby awansował do playoff?

Wiadomo, że we Włocławku wymagania są znacznie wyższe.

Dokładnie. Jednym z powodów dla których zgodziłem się podpisać kontrakt i przyjechać do Włocławka są ambicje do wygrania całej, cholernej ligi. Gdyby powiedziano mi, że playoff wystarczy, czy choćby miejsce w czwórce lub finał – to by mnie aż tak mocno nie zainteresowało.

Osoby z klubu pragną jednak największego sukcesu i dla mnie była to motywacja, by tutaj się pojawić. Nie jestem też tym przestraszony. Uda nam się lub nie – tego nie mogę w tym momencie wiedzieć. Nie wszystkie drużyny mają jeszcze skompletowane składy, a tym bardziej żadna nie rozegrała jeszcze meczu.

O końcowych rozstrzygnięciach decydują takie elementy jak chemia w zespole, ominięcie kontuzji, praca całej organizacji, nie tylko nasza na parkiecie. Na pewno ludzie we Włocławku nie będą szczęśliwi, jeżeli nie zdobędą mistrzostwa. Dlatego też i ja nie chcę się takiego celu wstydzić.

Tutejsi fani mogą cię szanować przy gorszych wynikach, gdy dobrze wykonujesz swoją pracę, a zespół gra z poświęceniem. Ale czy będą szczęśliwi? Tego możesz być pewnym tylko w przypadku zdobycia mistrzostwa. To jest pierwsza rzecz, którą zrozumiałem w kontekście Włocławka. To mnie zmotywowało do podpisania kontraktu tutaj i teraz nie mam zamiaru ukrywać, co chcemy tutaj osiągnąć w nowym sezonie.

Czy różnice w ambicjach klubów były powodem dla którego odrzucił pan ofertę Rostock Seawolves? Tam ostatecznie zatrudniono Przemysława Frasunkiewicza – pana poprzednika z Anwilu.

Nie chciałbym na to pytanie odpowiadać. Jestem trenerem we Włocławku, byłoby moim zdaniem nie w porządku rozmawiać o innych ofertach, ani tym bardziej o innych trenerach.

Czy pana znajomi z Turcji – ci z koszykówki jak i spoza niej – byli zaskoczeni przyjęciem przez pana oferty właśnie z Polski?

Częściowo na pewno tak. Miałem pewne możliwości z innych lig, o czym wiedziała moja rodzina, a także bliscy znajomi. Wtedy jeszcze oferty Anwilu nie było na stole i oni spodziewali się, że albo przyjmę propozycję z innego klubu albo też wezmę trochę wolnego.

Tym ostatnim wariantem nie byłem jednak zainteresowany. W poprzednim sezonie, gdy po 5 latach pożegnałem się z Darussafaką, nie skorzystałem z żadnej z propozycji, którą miałem i postanowiłem na moment zostać trochę na uboczu. Potem na przełomie października i listopada objąłem Turk Telekom, ale teraz takiego wariantu nie chciałem powtarzać.

Wiedziałem, że tym razem coś wybiorę i spośród dostępnych propozycji, to ta z Anwilu wzbudziła moje największe zainteresowanie. Nie chodziło tu o pieniądze, ani o ligę, a o cele klubu i ludzi, z którymi będę się je starał realizować. Nawet, gdyby ktoś zaoferował mi podwójną pensję, a ja nie złapię wspólnego języka z ludźmi, z którymi miałbym pracować – to na pewno takiej oferty bym nie przyjął.

Nie jestem młodym trenerem, mam swoje doświadczenia i nawyki. Wiem, że potrzebuję przede wszystkim wzajemnego zaufania i pozytywnych relacji z osobami z klubu. Odczuwam to we Włocławku. Czuję, że wszyscy podążamy w jednym kierunku i będziemy się wspierać w trudnych dniach, które zapewne po drodze się pojawią. W tych dobrych, to wiadomo jak jest – każdy chce być twoim przyjacielem. Najważniejsza jest reakcja wtedy, gdy pojawiają się problemy.

Mogę sobie tylko wyobrazić, że samotność trenera właśnie po porażkach potrafi być przytłaczająca.

Tak, ale też czasami jest potrzebna. Lubię zostać sam po meczach, nieważne – wygranych czy przegranych. W tym drugim przypadku najważniejsze jest to, by twoja rodzina wiedziała, że akurat potrzebujesz trochę przestrzeni. Nigdy nie chcesz swoich problemów przynosić do domu.

W Polsce od lat toczymy dyskusje, czy polityka zapewniająca minuty do gry miejscowym graczom jest korzystna. W Turcji takie przepisy chronią nie tylko zawodników, ale również trenerów. Jakie widzi pan plusy i minusy takiego rozwiązania?

To jest dosyć złożony problem. Jestem jednym z założycieli i członków stowarzyszenia tureckich trenerów koszykówki, a także podobnej organizacji funkcjonującej pod egidą Euroligi. Uważam, że jakieś zasady powinny obowiązywać.

Mieliśmy w przeszłości w Turcji wspaniałych zagranicznych szkoleniowców, którzy odcisnęli wielkie piętno na naszej koszykówce. W różnych aspektach – znakomicie szkolili zawodników, mieli nowatorskie pomysły taktyczne, wykazywali się wielką pracowitością i ogólnie wzbogacili turecki basket.

Widzieliśmy jednak również takich trenerów, co do których nie można było znaleźć żadnych pozytywów. Pamiętam, że mieliśmy kiedyś starszego szkoleniowca z zagranicy, który wiele lat wcześniej zakończył pracę i w domu bawił się z wnukami. Po kilkunastu latach przerwy jeden z klubów Superligi zdecydował się go nagle zatrudnić i nikt nie był w stanie tego zrozumieć. Po dwóch czy trzech koszmarnych miesiącach został zwolniony. W ten sposób nie wychowasz tureckich trenerów, młodych zawodników również nie. Pewne zasady powinny obowiązywać, jednak ja nie odbieram ich jako ochrony tureckich trenerów. Bardziej jako gwarancję, że sprowadzani z zagranicy będą tylko tacy szkoleniowcy, którzy są w stanie coś do naszej koszykówki wnieść pozytywnego.

Czy jednak to nie ogranicza chęci waszych trenerów do szukania pracy za granicą i rozwijania się?

Tureccy trenerzy rzeczywiście preferują pracę u siebie w domu, a duże znaczenie w tym mają oczywiście finanse. Kontrakty w kraju potrafią być rzeczywiście atrakcyjne i często wyższe od ofert zagranicznych.

To też przekłada się na relatywnie niewielkie zainteresowanie tureckimi trenerami w tych najsilniejszych ligach europejskich – Hiszpanii, Włoszech czy Francji. Na szczycie tamtejszych list życzeń najczęściej znajdują się szkoleniowcy innych narodowości, nawet gdy kluby nie mają wiedzy o umiejętnościach czy doświadczeniu trenerów z mojego kraju.

Uważam jednak, że widać stopniowe zmiany u nowej generacji naszych szkoleniowców. Częściowo jest to związane z pogorszeniem się sytuacji ekonomicznej Turcji, ale widzę też po prostu większą otwartość na pracę w innych miejscach i opuszczanie swojej strefy komfortu. Spodziewam się, że w przyszłości coraz więcej trenerów będzie od nas wyjeżdżać za granicę.

Na koniec poproszę trenera o kilka słów opinii jak będzie grał Anwil pod rządami Selcuka Ernaka, jeżeli większość pana założeń uda się w trakcie sezonu zrealizować.

Przede wszystkim – niezależnie, co nasz przeciwnik będzie chciał w meczu z nami robić, to spróbujemy mu to uniemożliwiać. Na pewno też będziemy chcieli wykorzystać silne strony naszych zawodników, by w ofensywie prezentować styl koszykówki, który pokochają kibice Anwilu. Myślę, że mamy na tyle dużo umiejętności i atletyzmu, że jesteśmy w stanie tego dokonać.

Dla mnie zawsze bardzo ważna jest chemia w zespole, zarówno w szatni, jak i na parkiecie. Gdy tylko w drużynie ułożą się role i każdy znajdzie w niej swoje miejsce, to będziemy w stanie osiągnąć założone cele.

28 komentarzy

Tomecki 23 sierpnia, 2024 - 13:27 - 13:27

A nie mówiłem (wczoraj? przedwczoraj?), że po trollowaniu Śląska będzie obowiązkowo laurka dla Anwilu? I oto jest. 🙂 Skądinąd sam wywiad ciekawy. Erdogan nas nie zbawił, ale może Ernak uratuje sezon Anwilowi?

Odpowiedz
Szymon 23 sierpnia, 2024 - 13:29 - 13:29

same ogólniki

Odpowiedz
Wandaconiemcaniechciała 23 sierpnia, 2024 - 13:33 - 13:33

dziadek z Turcji na święta będzie już w domu…..

Odpowiedz
kibic 23 sierpnia, 2024 - 13:49 - 13:49

Największym kompleksem Anwilu jest Śląsk. Grali z nimi pięć finałów i wszystkie przegrali. To boli. Stąd zwierzęca momentami nienawiść i chamskie maniery kibiców. Dochodzi kompleks zapyziałego ponurego miasta, gdzie nawer porządnego hotelu nie ma, o czym mowil trener Miłoszewski. Miniony sezon pokazał dramatyczną słabosc Anwilu. W tym nie liczę na coś lepszego.

Odpowiedz
Szymon 23 sierpnia, 2024 - 14:32 - 14:32

Nie istnieliby bez państwowego żebrania.

Odpowiedz
Paweł 23 sierpnia, 2024 - 14:53 - 14:53

W dodatku nazwali halę Halą Mistrzów nie będąc ani razu mistrzem 🙂

Odpowiedz
K sulimka 23 sierpnia, 2024 - 15:09 - 15:09

Tak jak jest baner we Włocławku ,Włocławek miastem sportu

Chyba koszykówka i dalej bierki i kręgle

Odpowiedz
Maciej 23 sierpnia, 2024 - 19:25 - 19:25

Lubię czytać tę komentarze. Szczególnie, gdy pojawiają się znawcy typu Paweł -„nazwali hale Halą Mistrzów nie będąc ani razu mistrzem”. Albo Szymon – „nie istnieliby bez państwowego żebrania” pisze kibic klubu wojskowego, który swoje istnienie zawdzięcza polskiej armii, oczywiście bez żebrania, tylko z biletem z WKU – za żołd.
Oczywiście jest też Wandzia, która ma nieukrywane ciśnienie na dziadków (Sugar Daddy się marzy?) i Kibic, który poszukuje kompleksów na Kujawach. Obawiam się, że właśnie nie w Anwilu należy doszukiwać się kompleksów, bo robi swoje i nie ogląda się na jakieś stereotypy. Pewnie że z kibicami Śląska nie ma co dyskutować, bo to jałowe. Kompletny brak merytoryki. Tylko kłapanie dziobem, żeby zaznaczyć swoją obecność. Ale cóż, skoro na parkiecie nie da rady się pokazać, to poszaleją na forach.

Odpowiedz
Wandaconiemcaniechciała 23 sierpnia, 2024 - 20:28 - 20:28

Maciuś a co ty przed weekendem taki nagrzany……..

Paweł 23 sierpnia, 2024 - 23:37 - 23:37

Ale musisz przyznać, że nazwanie hali Halą Mistrzów Nie bedac ani razy mistrzem jest zabawne

rozbawiony 24 sierpnia, 2024 - 05:06 - 05:06

Co to za bełkot?

Maciej Zieliński 23 sierpnia, 2024 - 16:24 - 16:24

Nazwali tak Halę Mistrzów, po czym zostali mistrzem…

Odpowiedz
Paweł 23 sierpnia, 2024 - 17:15 - 17:15

Zabieg się udał 🙂

Odpowiedz
Siergiej 27 sierpnia, 2024 - 22:27 - 22:27

Włocławek zapyziałe miasto…. mówi to koleś z Wrocławia-ukraińskiego kurwidołka.
Spójrz na swoje śmierdzące otoczenie.

Odpowiedz
Paweł 23 sierpnia, 2024 - 17:38 - 17:38

się tak nie podniecajta bo wam pory puszczą, parę mistrzostw to wam Schetyna że szpila załatwili…nawet meczów w tvp kilku nie puścili by im było łatwiej oszukiwać… poza tym stare czasy i teraz jest nowe rozdanie. ojj będziecie skomleć jak Anwil się po was zydki przejedzie

Odpowiedz
Rafał 23 sierpnia, 2024 - 19:00 - 19:00

ale ty jesteś głupi

Odpowiedz
rozbawiony 24 sierpnia, 2024 - 05:07 - 05:07

Co to za bełkot? :))))

Odpowiedz
robcio 24 sierpnia, 2024 - 05:08 - 05:08

Paweł: archetyp kibica z Włocławka:)))

Odpowiedz
kibic 23 sierpnia, 2024 - 18:58 - 18:58

Tak jak ślask grał za niby zasługi w eurolidze bo miejsca sobie wtedy nie wywalczył…

Odpowiedz
maniek 24 sierpnia, 2024 - 12:59 - 12:59

Wiejsc w Eurolidze się nie wywalcza, ani w Eurocupie, mój chłopcze… To są prywatne rozgrywki, dostajesz tam zaproszenie i to, plus spełnienie wymogów finansowych i organizacyjnych (w tym wielkośc hali, lotnisko itd) może dać ci szansę na dołączenie….

Odpowiedz
Jasio 23 sierpnia, 2024 - 23:14 - 23:14

Panie tlenezee, skolo we włocławku licy sie tylko miscostwo, to wystalcy jak ja umie licyć tylko do csech, plawda? Cuwaj!

Odpowiedz
Pablo 24 sierpnia, 2024 - 19:18 - 19:18

Bo kibice Śląska nie mają żadnych kompleksów co do Włocławka , tacy wielkomiastowi a co drugiemu słoma z butów wychodzi

Odpowiedz
Yoyo 25 sierpnia, 2024 - 09:17 - 09:17

slask w zasadniczej rundzie poprzedniego sezonu dostał wciry za każdym razem więc nie wiem.. gdybyśmy trafili na was w playoff też by tak zapewne było..

Odpowiedz
Yoyooo 25 sierpnia, 2024 - 09:17 - 09:17

slask w zasadniczej rundzie poprzedniego sezonu dostał wciry za każdym razem więc nie wiem.. gdybyśmy trafili na was w playoff też by tak zapewne było..

Odpowiedz
to 25 sierpnia, 2024 - 11:55 - 11:55

„gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, gdyby się nie przewrócił była by rzecz wielka…”

Powieście sobie baner za sezon zasadniczy, wędkarze

Odpowiedz
Koszykarz 24 sierpnia, 2024 - 12:20 - 12:20

Slunsk nie powinien grać w najwyższej kłamie rozgrywkowej,klub zbankrutował, sportowo nie awansowali!!!

Odpowiedz
smakuś 24 sierpnia, 2024 - 13:00 - 13:00

no i? nie wiesz, że jak nie przedstawisz PLK budżetu i gwarancji finansowych, to też nie zagrasz? Jak odepniesz Anwil od fabryki chemicznej, to też polecisz i to nawet do II ligi?

Odpowiedz
Bobi 24 sierpnia, 2024 - 19:22 - 19:22

Anwil był już sponsorem drużyny koszykówki jak jeszcze nie należał do grupy Orlen …..także pocaułujta w dupe wujta

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet