Strona główna » Popiołek: Start przypomina koszykarską hydrę, ale Legia wszystkich broni jeszcze nie użyła
PLK

Popiołek: Start przypomina koszykarską hydrę, ale Legia wszystkich broni jeszcze nie użyła

0 komentarzy
– Trener Rannula ma rację – Legia by wygrywać w finale powinna ograniczyć dwójkowe akcje Lecomte – Drame, ale nie będzie jej o to łatwo. Środkowy Startu jest bardzo uniwersalnym graczem z dużo większym repertuarem zagrań niż podkoszowi, z którymi w poprzednich rundach mierzyła się Legia – mówi przed drugim meczem finału PLK (środa, godz. 20) Marek Popiołek.

Michał Tomasik: Oglądając z bliska drugą połowę pierwszego meczu finałowego Start – Legia byłem zachwycony. Mieliśmy tam wszystko: zwroty akcji, znakomity sportowy poziom, świetną atmosferę na trybunach i emocje do ostatniej sekundy. Czy to był najlepszy moment tego sezonu PLK?

Marek Popiołek: Nie wiedziałem – w przeciwieństwie do Piotra Karolaka, którego pozdrawiam – wszystkich meczów PLK w tym sezonie, ale nie byłbym zdziwiony, gdyby tak właśnie było. Poziom sportowy był znakomity, ale właściwie… trudno się temu dziwić. Przecież na boisku walczyły dwie najlepsze drużyny sezonu. Jeśli ktoś wciąż miał jeszcze przed rozpoczęciem finału wątpliwości, po poniedziałkowym spektaklu mógł się ich wyzbyć: Start i Legia udowodniły dobitnie, że nieprzypadkowo one rozstrzygają między sobą walkę o złoto. 

Opuszczając halę Globus miałem wrażenie, że sztab szkoleniowy Startu powinien cieszyć się podwójnie: po pierwsze ze zwycięstwa, po drugie z tego, że odniósł je z umiarkowaną pomocą chorego CJ Williamsa i po prostu słabiej spisującego się Tyrana De Lattibeaudiere. 

A ja myślę, że trener Kamiński był po prostu zadowolony z tego, że jego zespół wygrał i prowadzi 1:0. Tego typu analizy – kto bardziej przyłożył się do tej wygranej – były dla niego raczej mniej istotne. Start udowodnił już, szczególnie w końcówce sezonu i playoff, że ma w składzie wielu graczy, którzy mogą przesądzać o jego sukcesach. Czy byłbym zdziwiony, gdyby w środę w meczu nr 2 to właśnie De Lattibeaudiere i Williams odgrywali główne role? Nie. 

Twierdzisz, że w Lublinie powstała koszykarska hydra, która – nawet jeśli obetniesz jej dwie głowy – zawsze może swojego rywala pokonać? 

Coś w tym jest, bo tych potencjalnie kąsających głów Start ma naprawdę wiele. Mówimy o De Lattibeaudiere i Williamsie, że nie można ich lekceważyć. To pewnik, tymczasem ja najbardziej jestem zachwycony tym, jak w playoff gra Manu Lecomte. Przecież jeśli powiemy, że to najlepszy rozgrywający rundy finałowej PLK, nikt się nie będzie miał argumentów, by ten argument zbić. Tymczasem Start przetrwał ćwierćfinał z Czarnymi, choć Belg nie mógł grać w części meczów. 

Przecież jeśli powiemy, że Tevin Brown to najlepszy rezerwowy PLK to… nie ma nawet sensu rozpoczynać dyskusji. On jest w swojej roli genialny. Ta akcja z końcówki pierwszej połowy, gdy rzucił wyzwanie McGusty’emu, mijając go po linii końcowej wskazywała, że ma naprawdę dużą pewność siebie. I chęć rywalizacji, udowodnienia, że w niczym nie ustępuje MVP sezonu zasadniczego. 

A przecież po pierwszym meczu finału najwięcej powinno się mówić o grze Ousmane Drame i tym, że to on może okazać się najlepszym środkowym finału PLK, choć przychodzi mu rywalizować ze znakomitym wcześniej w playoff Mate Vuciciem. 

Tak., Start przypomina koszykarską hydrę. 

Trener Legii Heiko Rannula po pierwszym meczu mówił, że lepsze odczytywanie akcji dwójkowych Lecomte-Drame może być dla jego zespołu kluczem do wygrania w drugim meczu. 

Ma rację, lecz defensywę Legii czeka ciężki orzech do zgryzienia. Drame jest bardzo uniwersalnym środkowym z dużo większym repertuarem zagrań niż podkoszowi, z którymi w poprzednich rundach mierzyła się Legia. Środkowy Startu może akcje pick and roll kończyć atakując kosz, ale równie dobrze rozciągać grę Startu, trafiając trójki. Akcje short roll? Też ma w arsenale. Legii nie będzie łatwo, ale nie zapominajmy o jednym – zespół z Warszawy też ma swoje rezerwy, których jeszcze w tej serii nie uruchomił.

Bardziej agresywnego i łapczywego na punkty już od pierwszych minut Kamerona McGusty’ego? 

Chociażby. Najlepszy snajper Legii wziął w pierwszym meczu większą indywidualną odpowiedzialność za efekty gry w ataku swojej drużyny dopiero w czwartej kwarcie, wcześniej często dzielił się piłką. Osiem asyst wskazuje na to, że robił to skutecznie, tak jak w poprzednich meczach Legii w playoff. Wymagania finału i defensywa Startu mogą jednak wymagać od niego, by częściej wychodził przed szereg i kończył akcje indywidualnie. 

Na pewno go na to stać, udowodnił to nie tylko w czwartej kwarcie w Lublinie, ale także wielokrotnie podczas tego sezonu. Legia przegrywa w tej serii 0:1, ale nie ma powodów do paniki. Walka o złoto dopiero się rozpoczyna. 

Wymieniając bohaterów meczu nr 1 w naszej rozmowie nie padło jeszcze nazwisko Ramey…

Fakt, niesłusznie! Ten jego rzut za 3 punkty z rogu pół minuty przed końcem był imponujący. Także z tego względu, że chwilę wcześniej Ramey został zablokowany, a w tej akcji od początku Legia wystawiła przeciwko nieco mającego niebotyczny zasięg ramion EJ Onu. Mimo tego Ramey się nie zawahał.

Jeszcze bardziej zaimponował mi jednak w ostatniej akcji, gdy z premedytacją wymusił faul i dostał się na linię. Swoją drogą – to była ciekawa decyzja trenera Startu, by rozpoczynać tę akcję z własnej połowy. Dzięki temu Ramey miał więcej przestrzeni i mógł zagrać tak, jak lubi. Widać, że sztab szkoleniowy z Lublina mocno temu zawodnikowi ufa. Właściwie – trudno się dziwić. Przecież to też ten gracz trójką w końcówce przesądził ostatecznie o losach półfinałowego meczu nr 5 z Treflem. 

Po tak zaciętym meczu nr 1 przewidywanie tego co wydarzy się w kolejnym może przypominać wróżenie z fusów, ale – przy jakim wyniku seria finałowa przeniesie się na dwa kolejne starcia do Warszawy? 

Będzie remis i walka rozpocznie się od nowa!

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet