Strona główna » Popiołek: Anwil ma z Legią trzy problemy i uraz Łączyńskiego nie musi być najważniejszym z nich
PLK

Popiołek: Anwil ma z Legią trzy problemy i uraz Łączyńskiego nie musi być najważniejszym z nich

2 komentarze
Dlaczego Anwil tak szybko przegrywa serię z Legią? Czy Selcuk Ernak ma rację, twierdząc, że problemy jego drużyny w dużej mierze sprowadzają się do spudłowanych rzutów z dystansu? Czy trener Trefla Żan Tabak przyjmuje dobrą strategię, wyrażając wieczne niezadowolenie z gry swojego zespołu? Czy szkoleniowiec Startu może jeszcze trzymać jakieś asy w rękawie przed poniedziałkowym meczem nr 3 w Lublinie?

Marek Popiołek, czyli zdobywca Pucharu Polski z 2024 roku, w ostatnim sezonie trener Śląska II Wrocław, a poza tym trener reprezentacji Polski B, która latem wystąpi na Uniwersjadzie jest naszym stałym ekspertem podczas playoff Orlen Basket Ligi 2025.


Michał Tomasik: Pamiętasz jak u progu playoff, mówiłem ci, że z jedna z prominentnych osób polskiej koszykówki, stawiając na mistrzostwo Polski dla Legii, zaproponowała mi zakład, który przyjąłem? Jako mieszkaniec Warszawy się cieszę – finał PLK czai się tuż za rogiem, jako uczestnik tego zakładu czuję coraz większe zaniepokojenie…

Marek Popiołek: To kolejny przykład tego, jak bardzo nieprzewidywalna potrafi być PLK. Nie tylko w tym sezonie. Można było się spodziewać, że Anwilowi będzie miał w półfinale z Legią pod górkę, ale 0:2 po meczach w Hali Mistrzów to jednak ogromna niespodzianka. Nie ukrywam, że także dla mnie. 

Czym ta seria najmocniej zaskakuje? Przecież kontuzja Kamila Łączyńskiego nie tłumaczy wszystkiego, jeśli chodzi o postawę Anwilu. W pierwotnym zamyśle na budowę zespołu Łączyński miał być tylko zmiennikiem na pozycji nr 1. 

To prawda, ale teraz nie ma większego sensu – przynajmniej jeszcze nie w tym momencie, ta seria wciąż trwa! – wracać do tego z jakim zamysłem był budowany skład Anwilu. 

Można natomiast, szczególnie po dwóch ostatnich meczach z Legią, śmiało mówić o trzech głównych czynnikach po stronie włocławskiej drużyny, które powodują, że tak szybko znalazła się pod ścianą. Brak Łączyńskiego jest tylko jednym z nich. I wcale nie musi być tym najważniejszym. 

Jakie są dwa pozostałe? 

Po pierwsze – mocno niedomaga ofensywa Anwilu i nie można wszystkiego zrzucać na brak Kamila, ograniczając się do porównywania liczby asyst włocławian (11) i Legii (23) z drugiego meczu. Zespół trenera Ernaka we Włocławku trafił tylko 12 rzutów za 3 i w tym przypadku turecki trener ma rację – to nie tylko efekt świetnej defensywy Legii. Oczywiście, trzeba ją zauważać, należy ją doceniać, ale wiele rzutów koszykarze z Włocławka spudłowali z naprawdę niezłych pozycji. Może to efekt rosnącej presji, może jeszcze czegoś innego. Czasami w sporcie granica między sukcesem a porażką jak właśnie tak cienka, jak w tym przypadku. Przecież Anwil przegrał oba mecze łącznie różnicą zaledwie 8 punktów.

A ostatni powód tego 0:2 Anwilu?

W playoff gra największych gwiazd zespołu zawsze „waży” więcej. W rundzie zasadniczej Kameron McGusty i Michał Michalak byli liderami, gwiazdami ligi z mniej więcej tej samej półki. Jasne, po MVP sięgnął gracz Legii, ale Michalak był tuż za nim, miał pewne miejsce w pierwszej piątce sezonu. 

W dwóch pierwszych meczach półfinału ujrzeliśmy graczy z innego poziomu sportowego. McGusty wspiął się na jeszcze większe wyżyny, a Michalak… jakby na to nie patrzeć: z roli lidera się po prostu nie wywiązał. Trener Ernak mówił po meczu nr 2, że reprezentant Polski nie jest do końca zdrowy, że odczuwa ból w kolanie i plecach. Oczywiście, to może w pewnym stopniu tłumaczyć słabszą postawę Michała, lecz nie zmienia położenia Anwilu. W tym momencie to zespół z zaburzoną hierarchią na obwodzie, a ta sytuacja jest nie jest tylko efektem braku Kamila.

Właściwie trudno wskazać zawodnika Anwilu, do którego w najważniejszych momentach meczu można skierować spokojnie piłkę, wierząc że wykreuje pozycję dla siebie lub kolegów. Najstabilniej w serii z Legią prezentuje się Ryan Taylor, ale to przecież koszykarz, który zwykle oddaje 7 a nie 17 rzutów w meczu. Abstrahując od jego ograniczeń sportowych, przecież on mentalnie na tak zaawansowanym etapie sezonu nie weźmie na siebie nagle dużo większej roli…

Tak, trudno o tego typu rewolucję w takim momencie. Zresztą, jeśli Anwil ma jeszcze odwrócić losy tej serii, spodziewam się, że prędzej od Taylora więcej ofensywnej odpowiedzialności na siebie wezmą Luke Nelson i Justin Turner. 

W poniedziałek mecz nr 3 w Warszawie, w której Legia przegrywa zdecydowanie częściej niż na wyjazdach. Czego jesteś przed nim najbardziej ciekaw?

Czy Legia wytrzyma psychicznie presję. Jasne, z jednej strony ma luz, bo prowadzi 2:0, ale z drugiej – mecz potencjalnie kończący serię zawsze jest wyzwaniem. Tym razem to zespół z Warszawy przystępuje do walki z pozycji faworyta. Oczekiwanie awansu w hali na Bemowie będzie pewnie wyczuwalne już godzinę przed meczem, a presja mimo 2:0 się pojawi, to nieuniknione. 

Nie wątpię, że trener Rannula wykona swoją pracę mającą na celu wywołanie maksymalnej koncentracji u podopiecznych, ale on sam przyznawał, że jego – stosunkowo młody, nie zapominajmy o tym – zespół potrafi być emocjonalnie mało stabilny. W poniedziałek przejdzie ważny test. 

Zanim dojdzie do meczu nr 3 w Warszawie, skończy się trzecie starcie Startu i Trefla. W tej parze po dwóch meczach jest 1:1. Czy biorąc pod uwagę fakt, że w dwóch meczach w ERGO ARENIE Jakub Schenk uzbierał tylko 3 punkty, trafiając zaledwie 1/14 z gry – mistrzowie Polski mogą być, paradoksalnie, z tego remisu w miarę zadowoleni?

Nie, ten zespół ma zbyt wiele ofensywnej mocy w składzie, by słabsza dyspozycja rzutowa jednego zawodnika mogła mu przysparzać takie problemy, jakie wiedzieliśmy w meczu rozpoczynającym walkę w serii. Kibice i sztab trenerski Trefla mają prawo być tym 1:1 rozczarowani. 

Z całym szacunkiem dla Stratu i jego występu w meczu nr 1 – byłem po nim w lekkim szoku, gdy bukmacherzy nagle wycenili szanse obu drużyn na awans do wielkiego finału na 50/50. Tylko ja?

Nie. Jeśli faktycznie tak to wyglądało, też jestem zdziwiony. Trefl pozostaje dla mnie zdecydowanym faworytem. Już w drugim meczu udowodnił, że jego możliwości są zdecydowanie większe. Świetnie grali Nick Johnson i Geoffrey Groselle, a nie można też przejść obojętnie obok 12 zbiórek Aarona Besta. Jego ciąg na kosz to najlepsze potwierdzenie tego, że w piątek koszykarze z Sopotu pojawili na na boisku ze zdecydowanie innym, lepszym nastawieniem mentalnym niż 48 godzin wcześniej. Jeśli tak będą grali w każdym meczu, powinni sobie ze Startem poradzić. 

Trener Startu Wojciech Kamiński wyciągał już w tym playoff asy z rękawa – zaskakiwał rywali Michałem Krasusukim czy Bartłomiejem Pelczarem. Ma jeszcze coś w zanadrzu, czy myśląc o zwycięstwach w Lublinie musi po prostu liczyć na deszcz trójek swoich podopiecznych?

Na pewno wysoka skuteczność w rzutach z dystansu może być dla Startu kluczowa. Jeśli jednak mamy mówić o rezerwach, które może uruchomić trener Kamiński, bardziej wskazałbym na duet graczy podkoszowych. Mam wrażenie, że Ousmane Drame i Tyran De Lattibeaudiere nie rozegrali jeszcze w tej serii meczu, na jaki ich potencjalnie obu stać. 

Trener Trefla Żan Tabak mimo wyraźnej wygranej w meczu nr 2 podczas konferencji prasowej mocno narzekał na swój zespół. Po raz enty w tym sezonie. Czy wieczne niezadowolenie szkoleniowca w fazie playoff to recepta na sukces?

Wyniki uzyskiwane od lat w PLK przez drużyny prowadzone przez Żana Tabaka jasno wskazują, że on dobrze wie, jak prowadzić zespół, także pod kątem przygotowania mentalnego. Nie zapominajmy przy tym o jednym: to co słyszymy z ust Chorwata przed meczami, czy po ich zakończeniu to jedynie mały fragment relacji między trenerem Trefla a jego zawodnikami.

Żan Tabak ucieka jak od ognia od indywidualnych ocen gry swoich koszykarzy. Gdybyś miał po dwóch meczach ze Startem wskazać takiego, który może okazać się kluczowy dla losów tej serii dla Trefla – na kogo byś postawił? 

Uważam, że cichym bohaterem Trefla w meczu numer 2 był zawodnik, który nie zdobył żadnego punktu – Nahiem Alleyne. To w dużej mierze dzięki pracy, którą wykonał w obronie tym razem skrzydeł nie był w stanie rozwinąć Manu Lecomte. Nie był to pierwszy raz, gdy Alleyne właśnie po bronionej stronie boiska wykonał w tym playoff dla Trefla świetną robotę – wcześniej w ćwierćfinale z Kingiem z powodzeniem utrudniał życie Jovanowi Novakowi. Warto mu się przyglądać. Koszykówka to nie tylko zdobywane punkty. 

2 komentarze

Grażyna 1 czerwca 2025 - 18:56 - 18:56

to nie wiem po co ten mecz w Warszawie mają mistrza Polski w kieszeni.

Odpowiedz
To 1 czerwca 2025 - 22:52 - 22:52

Ja od statystyk bardziej lubię stronę psychologiczną.W pojedynku pomiędzy Anwilem a Legią pierwsze skrzypce gra już mental. Suma talentów, umiejętności, możliwości czy nawet ilości jest na papierze po stronie Anwilu, tyle, że nie ilość, a jakość jest cenna. I Legia wydaje się być lepiej dowodzona i umiejętniej zmotywowana. Ciekawa, chłodna i skuteczna metoda trenera Legii kontra stara, ale nie wiem czy dobra, folwarczno – opresyjna metoda Turka.
Nie skreślałbym Anwilu w Warszawie, paradoksalnie, uwolniony od mega presji trybun mogą być mniej spięci i wykorzystać swoje zasoby. Bo ta presja może już paraliżować, Turek obiecał mistrza, zakupy zawodników nie były niczym limitowane, ojciec „sukcesu” awansował w międzyczasie do NBA, sezon zakończony na jedynce- przecież już nie dało się więcej wycisnać. To czemu do cholery przeciwnik nie pada, a my nie kroczymy od zwycięstwa do zwycięstwa? Będzie fajny mecz.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet