Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Michał Tomasik: Prowadzicie w półfinale playoff z Legią 1:0, ale piątkowe zwycięstwo wyszarpaliście dopiero w samej końcówce meczu. Czy Legia czymś was zaskoczyła?
Artiom Parachowski: Trudno powiedzieć. Na pewno nie byliśmy zaskoczeni tym, że bardzo mocno się nam postawiła. Gra Legii już w końcówce rundy zasadniczej wyglądała świetnie, w piątek nasi rywale jedynie potwierdzili, że nie żartowali, że są mocni. To 3:0 ze Spójnią w ćwierćfinale nie było dziełem przypadku, bo zespół ze Stargardu też przecież zagrał w tym sezonie niejeden świetny mecz. Prowadzimy 1:0, mamy powody do zadowolenia, ale w niedzielę czeka nas nowy mecz. Inna historia.
Najważniejszą historią z pierwszego, na którą zapewne będzie was uczulał Ertugrul Erdogan okażą się zapewne 22 zbiórki ofensywne Legii. Taki wynik to rzadkość, jak go wyjaśnisz?
Oj tak, ciężka sprawa. Cóż właściwie mógłbym powiedzieć odkrywczego? Walka o zbiórki to nie jest przecież nic skomplikowanego – to na pewno był efekt naszych braków w koncentracji i błędów w zastawieniu. Musimy dokładnie obejrzeć zapis wideo i wychwycić błędy, by nie popełnić ich aż tyle w niedzielę.
A propos trenerów – ewidentnie w zespole prowadzonym przez Ertugrula Erdogana czujesz się lepiej niż w tym, który na początku sezonu był dowodzony przez Andreja Urlepa.
Na pewno odgrywam w nim większą rolę. Cóż, na początku sezonu wyglądało to faktycznie inaczej. Andrej Urlep miał swoją wizję tego, jak zespół powinien grać w koszykówkę i ja w niej właściwie nie miałem swojego miejsca. Ale to nic szczególnie dziwnego – jeden trener ma takie pomysły, drugi inne. Gram już profesjonalnie w koszykówkę przez wiele lat, przywykłem do tego typu sytuacji. Zakasałem rękawy, trenowałem i czekałem na swoją szansę. Okazało się, że doszło do zmiany trenera, a nowy ma do mnie nieco większe zaufania. Jestem zawodowym sportowcem, dostosowuję się do roli wskazanej przez trenera i nie narzekam.
Zagrałeś świetną serię przeciwko Treflowi – może nie zdobywałeś wielu punktów, ale robiłeś na boisku tak wiele pożytecznych rzeczy, że wybraliśmy cię do grona 10 najlepszych graczy tej fazy rozgrywek, która pozostała w walce o medale. Jesteś zaskoczony?
Zawsze miło coś takiego usłyszeć. A jeśli chodzi o zdobywanie punktów – od tego faktycznie mamy w zespole innych zawodników, ja staram się pomagać na inne sposoby, chociażby dobrą grą w obronie. Czasami miewam jednak też swoje chwile pod koszem rywali, gdy mogę być przydatny. Ale playoff to głównie gra na udoskonalenia z meczu na mecz. Najpierw robi je jeden zespół, później odpowiada trener drugiego i tak w kółko. Nie można tracić koncentracji.
Masz za sobą bogatą karierę z wieloma występami w finałach naprawdę silnych lig – rosyjskiej, izraelskiej, bałtyckiej, litewskiej, łotewskiej, ale od kilku lat mieszkasz we Wrocławiu. Czy mistrzostwo zdobyte ze Śląskiem miałoby dla ciebie szczególne znaczenie?
Bez wątpienia, bo Wrocław naprawdę traktuję jako swój dom. Ale nie chcę wybiegać tak daleko w przyszłość, to nie jest moment na takie myśli. Moją głowę zajmuje jedynie niedzielny mecz nr 2. Będzie szalenie istotny, musimy się do niego dobrze przygotować.
W piątek przygotowaliście imponujące zasieki obronne, które pozwoliły wam ograniczyć poczynania Kyle’a Vinalesa. Najlepszy snajper PLK, który w ćwierćfinale przeciwko Spójni zdobywał średnio po 24 punkty, tym razem uzbierał ich zaledwie sześć. Byłeś zaskoczony skalą sukcesu waszej defensywy?
Nie chcę tego tak rozpatrywać, mogę powiedzieć tylko jedno – wiedzieliśmy, że powstrzymanie tego zawodnika będzie dla nas kluczowe. To on ma przeważnie piłkę w rękach podczas akcji Legii. Gdy go ograniczysz, rywal staje się słabszy. Nam się to dzisiaj w dużym stopniu udało, ale to tylko jedna strona medalu. Druga była dużo gorsza, bo gdy my koncentrowaliśmy się na Vinalesie, bardzo pewnie w ataku poczuli się Travis Leslie i Aric Holman. No i te zbiórki ofensywne… Nie ze wszystkiego po tym meczu możemy być zadowoleni. Ale to dużo lepsza sytuacja – czuć niedosyt i prowadzić 1-0. Mogliśmy przecież mieć niedosyt i przegrywać 0-1. Dzisiaj Vinales sporo podawał do swoich kolegów, ale spodziewam się, że w drugim meczu dużo agresywniej sam zacznie atakować naszą obronę.
Legia kończyła piątkowy mecz bez Travisa Leslie, który musiał opuścić boisko ze względu na uraz. Spodziewacie się ujrzeć go na boisku w meczu nr 2?
Na pewno będziemy się przygotowywać tak, jakby miał zagrać. Jeśli nie będzie mógł wystąpić, trudno – kontuzje są nierozerwalną częścią sportu. Na pewno byłaby to spora strata dla naszych rywali. Ale czasami urazy, które na początku wydają się poważne, później okazują się mało istotne. Szczególnie podczas playoff. Ja się spodziewam w niedzielę ujrzeć Lesliego na boisku. A jeśli się nie pojawi – będziemy musieli uważać na tych, którzy go ewentualnie zastąpią. Legia ma szeroki skład.
Ale wy jeszcze szerszy. Wasz trener regularnie daje szanse gry w playoff 11 graczom. To pomaga?
Na pewno najbardziej pomaga nam to, że tworzymy prawdziwy zespół, w którym każdy jest w stanie poświęcić indywidualne statystyki, by tylko wygrać mecz. To bezcenne.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>