Pamela Wrona: Jak to jest obudzić się z myślą, że jest się mistrzem świata?
Michał Lis: To coś wyjątkowego. Nieustannie wydawało nam się, że to jest sen. Gdy położyliśmy się spać, dopiero następnego dnia dotarło do nas, że tak nie jest. To emocje, których nie da się opisać. Takie rzeczy nie dzieją się na co dzień. Czuję dumę, szczęście, ale nadal trudno jest uwierzyć, że tego dokonaliśmy.
Najpierw awans do ekstraklasy z Rawlplug Sokołem Łańcut, następnie złoty medal mistrzostw świata 3×3 U-23. Ten rok chyba nie mógł być bardziej udany?
Absolutnie. Po zdobyciu mistrzostwa świata wspominałem o tym chłopakom z zespołu, bo jest to niewiarygodne. Cieszę się, że tak się wszystko potoczyło. Nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie nawet awansu do ekstraklasy – a to się udało. Zawsze staram się słuchać i wyciągać od każdego szkoleniowca jak najwięcej. Od trenera Dariusza Kaszowskiego też dużo się nauczyłem. Dostawałem minuty w najlepszym zespole rozgrywek i za to doświadczenie jestem wdzięczny najbardziej.
Tym bardziej nie myślałem o tym, że będzie mi dane zająć pierwsze miejsce na mistrzostwach świata. To dla mnie wiele znaczy. Takie momenty będzie się pamiętać do końca życia.
To ile razy oglądałeś końcówkę ostatniego meczu?
Końcówka wyświetlała mi się wszędzie, bo ciągle ktoś ją udostępniał. Wszyscy otrzymaliśmy mnóstwo wiadomości. Komentarz osoby relacjonującej mecz znamy już na pamięć, bo obejrzeliśmy to tyle razy. Trudno się dziwić – ten mecz, a zwłaszcza końcówka była niesamowita. Rzut Mateusza Szlachetki, ta pogoń… Myślę, że mało kto w nas wierzył. Udowodniliśmy, że gra się do końca. Że nie należy odpuszczać i się poddawać. Na tablicy było 20:15, Serbom brakowało zaledwie jednego punktu, by wygrać to spotkanie. Nam udało się szybko, bo na ponad minutę do końca nadrobić wynik i jeszcze wygrać rzutem, który chyba przejdzie do historii – tuż obok rzutu Michaela Hicksa.
To był ten jeden z momentów, kiedy ma się wrażenie, że czas się zatrzymał?
Zdecydowanie tak. Rzut Mateusza był trudnym rzutem, bo był przy nim obrońca. Wydawało się, że piłka leci nieskończenie długo, miała taką parabolę, że tylko wstrzymałem oddech. Wpadła.
I potem już niewyobrażalne emocje. Tego nikt się nie spodziewał. Takie wydarzenia budują.
Jak przed mistrzostwami rozkładały się wasze szanse?
Polska raczej nie była faworytem. Zagraliśmy nie „naszą” koszykówkę podczas Ligi Narodów U-21 czy U-23. Z Litwą, którą mierzyliśmy się w półfinale przegraliśmy wówczas dziewięć razy i nie wygraliśmy ani razu. Mecz półfinałowy, który wygraliśmy, był zatem pierwszy. Cieszy to, że przyszła nasza forma.
Mieliśmy świadomość, że mamy ciężką grupę. Uważaliśmy, że to tak zwana „grupa śmierci”, tak zresztą nieraz twierdził sam komentator. Trudno było się nie zgodzić. Mieliśmy Francuzów, którzy w grupie rozegrali bardzo dobre mecze i zajęli trzecie miejsce. Mieliśmy Brazylię, która wygrała co prawda jedno spotkanie, ale miała bardzo fizyczny zespół. Dodatkowo, trafiliśmy na Holandię i Ukrainę, które nie odstawały poziomem. Wszystkie nasze drużyny w pewnym momencie miały bilans 1-1.
Z trenerami i zawodnikami wierzyliśmy w siebie. Wiedzieliśmy, że jeżeli wyjdziemy z grupy z drugiego lub pierwszego miejsca, to jesteśmy w stanie walczyć o medale. Już po pierwszym meczu, gdy pokonaliśmy Francję, czuliśmy, że medal rzeczywiście jest w zasięgu ręki. A z każdym meczem tylko się do niego przybliżaliśmy.
Jaki jest przepis na sukces?
Uważam, że dobrą rzeczą było to, że zespół w jakim wystąpiliśmy był bardzo zgrany. Chłopaki we troje grali ze sobą na Lidze Narodów, a ja dołączyłem do nich jako nowy zawodnik, bo grałem przedtem jedynie w roczniku do lat 21. Natomiast wiedzieliśmy doskonale, kto jaką ma pełnić rolę. Nie było żadnych nieporozumień i niedopowiedzeń. Od pierwszego treningu zgraliśmy się w sposób, że bez słów potrafiliśmy wykonać dany fragment gry.
Zgrupowanie przed mistrzostwami nie było proste. Zarówno ja, jak i koledzy z drużyny mamy swoje ligi i drużyny 5×5. Tak naprawdę, spotkaliśmy się dopiero kilka dni przed wyjazdem. Odbyliśmy 3 mecze sparingowe z Lotto, za co bardzo dziękujemy – otrzymaliśmy kilka cennych wskazówek, mogliśmy się dograć.
Na mistrzostwa polecieliśmy dzień wcześniej, zrobiliśmy jeden trening, a dalej już wszystko było na żywo na YouTube.
W takich momentach niesie wsparcie najbliższych – zwłaszcza brat bliźniak oraz kuzyn Adam Waczyński z żoną wspierali Was w mediach społecznościowych.
To było bardzo motywujące. Wsparcie rodziny i wszystkich dookoła jest nieocenione. Cała moja rodzina wspierała nas i oglądała każdy mecz, brat bliźniak Piotr i kuzyn Adam dawali swoje rady. Brat Maciej, rodzice i reszta rodziny mocno mnie dopingowali i czułem to na każdym kroku. Cieszę się, że zdobyłem to mistrzostwo, bo bez rodziny być może by mi się nie udało.
Adam jest dla nas autorytetem. Przykładem jako zawodnik ale również jako człowiek. Zawsze stara się nam pomóc – zarówno w sprawach, które dotyczą boiska i nie tylko. Zawsze mówi, że mamy ciężko pracować, a wtedy wszystko przyjdzie. Zwraca uwagę na detale.
Mobilizuje, powtarzając, że mamy pamiętać o chłodnej głowie, cierpliwości w czekaniu na swoją szansę. A przede wszystkim, że mamy wierzyć w siebie. Nawet podczas MŚ po pierwszych meczach powiedział: „Graj swoje. Rzut wpadnie w najważniejszym momencie”.
Niejednokrotnie słyszałam, że znajomość przepisów masz w jednym palcu. Tata był przecież sędzią meczów koszykówki!
Zgadza się, wywodzę się z koszykarskiej rodziny. Tata sędziował mecze ekstraklasy. Jeszcze dziś śmiałem się z braćmi, że najwięcej razy w ekstraklasie był tata, bo jako sędzia miał tych meczów sporo. Prawdą jest, że dużo nam podpowiada, mimo że już jest na sportowej emeryturze, to nadal go to ciekawi. Przepisy faktycznie mamy w małym palcu. Szkoda byłoby z tej wiedzy nie skorzystać. Oprócz tego, że gramy, staramy się cwaniakować, bo w tym mamy jednak przewagę (śmiech).
Wiązałeś przedtem plany – z zyskującą na popularności – koszykówką 3×3?
Z koszykówką 3×3 po raz pierwszy zetknąłem się jak byłem młodszy, bo jeszcze przed „boomem” na tę dyscyplinę, organizowane były różne turnieje streetballowe. Razem z braćmi i kolegami braliśmy w nich udział. Od 2-3 lat każde wakacje spędzam aktywnie z koszykówką, zwłaszcza tą 3×3.
Drugi rok z bratem gramy w Akademii Koszykówki 3×3 u trenera Piotra Renkiela, gdzie w tym roku zajęliśmy drugie miejsce na mistrzostwach Polski do lat 23. Staram się łączyć koszykówkę 3×3 z 5×5, zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma sezonu. To idealne przedłużenie.
Właśnie potwierdziłeś, że doskonale się w niej odnajdujesz. Jakie odczuwasz największe różnice między 5×5 a 3×3?
Myślę, że największą jest to, że gra się jedną kwartę i jest to 10 minut. I mimo że tylko tyle, koszykówka 3×3 jest bardzo dynamiczna i wymagająca, wszystko szybko się zmienia. Dobrym przykładem jest nasz ostatni mecz z Serbią. Oczywiście, są punkty za 2 i za 1. Rzuty za 2 mogą naprawdę zmienić oblicze spotkania i przechylić szalę na stronę zespołu, który trafił ich więcej. Bardziej trzymają w napięciu.
Szybko musiałeś powrócić do codzienności – już w środę mecz razem z AZS AGH Kraków na parkietach Suzuki 1.ligi.
To prawda. Ledwo co celebrowaliśmy zdobycie mistrzostwa świata, a już wszyscy musimy myśleć o koszykówce 5×5. Gramy mecz z Dzikami Warszawa, który został przełożony przez moją absencję. Odbyliśmy jeden trening, więc musiałem szybko wrócić do codzienności.
To ważny dla mnie mecz. Życzę sobie, by nareszcie pojawiło się na naszym koncie pierwsze zwycięstwo. Chciałbym podziękować trenerowi Wojciechowi Bychawskiemu za możliwość wyjazdu, zrozumienie.
Skupiasz się na sezonie. A potem?
Staram się działać w krótszym planie. Mam różne przemyślenia, ale patrzę na najbliższe mecze i tygodnie. Sezon jest jeszcze długi. Widzę, ile mam do poprawy. Chciałbym mocno przepracować ten rok, szczególnie przy obowiązujących przepisach U-23, pokazać się w Krakowie z jak najlepszej strony i co najmniej powtórzyć ich wynik z zeszłego sezonu. Nie chcę spocząć na laurach. Mam motywację i chęć do jeszcze cięższej pracy. Poprzeczkę dość nieoczekiwanie postawiłem sobie wysoko. Lubię mieć ją wysoko, bo gdybym nie miał jej zawieszonej na tej wysokości, być może nie byłbym tu, gdzie teraz? Mam 20 lat i chcę jeszcze więcej.
1 komentarz
[…] jest się kuzynem Adama Waczyńskiego (czytaj więcej TUTAJ>>) po prostu wypada być dobrym strzelcem. Dwudziestoletni rzucający zespołu z Krakowa, Michał […]