Strona główna » Martin na drodze po MVP podbił twierdzę Włocławek, Anwil w tarapatach
PLK

Martin na drodze po MVP podbił twierdzę Włocławek, Anwil w tarapatach

1 komentarz
Jeremiah Martin nie zwalnia tempa – Amerykanin rozegrał kolejny fantastyczny mecz i mistrzowie Polski zdobyli twierdzę Włocławek. Anwil przegrał 73:75. Jakby tego było mało: z powodu kontuzji stracił najpewniej na dłużej Janari Joesaara.

Najlepszym podsumowaniem meczu była jedna z jego ostatnich akcji. Przegrywając 71:75 20 sekund przed końcem Anwil zdecydował się na szybki rzut Phila Greena IV. Amerykanin znów spudłował (trafił tylko 3 z 10 rzutów za 3), a przez kolejnych 10 sekund 7-8 zawodników wyrywało sobie piłkę pod koszem. Przez chwilę wydawało się, że padnie łupem Josipa Sobina. Ale nic z tego. Po chwili już prawie miał ją w rękach Michał Nowakowski. Ale tylko prawie. Ostatecznie Śląsk przetrwał szarżę, jego gracze piłkę wybili z rąk rywali, a później na aut.

Czas uciekł. Dwa punkty zdobyte dwie sekundy przed końcem już spod kosza później przez Greena nie miały już większego znaczenia.

Kibice Anwilu dość smutne miny mieli już w przerwie. Śląsk prowadził po dwóch kwartach 35:28, choć tak naprawdę jego dominacja wydawała się jeszcze większa. Szczególnie uwydatniała się, gdy trenerzy obu drużyn posłali na parkiet rezerwowych. Gospodarze mogli liczyć na nadspodziewanie skutecznego (zagrał nawet akcję pick and roll z Kamilem Łączyńskim!) Michała Nowakowskiego, lecz na nim ich atuty się kończyły. Tymczasem Śląsk miał naprawdę solidny tercet Łukasz Kolenda, Artiom Parachowski, Ivan Ramljak.

– Anwil wygrał dotychczasowe mecze w tym sezonie z drużynami, które łącznie mają bilans 0-6. Przewaga Śląska nie jest żadną niespodzianką – przekonywał nas w przerwie przedstawiciel jeden z firm bukmacherskich, choć tak naprawdę faworytem bukmacherów był przed tym meczem… Anwil.

Gospodarze w dwóch pierwszych kwartach z trudem uzbierał 28 punktów, bo ci, którzy miali za ich zdobywanie odpowiadać – szczególnie Phil Green IV – najczęściej pudłowali. Ale nie poddali się, rzecz jasna, bez walki. Po raz pierwszy dogonili rywali w połowie drugiej kwarty. Po raz kolejny – na początku trzeciej. Gdy wydawało się, że mogą przejąć inicjatywę, po własnym faulu fatalnie wyglądającego urazu kolana doznał Janari Joesaar.

Przy remisie 38:38 Hala Mistrzów zamilkła.

Ale po chwili niemalże unosiła się nad ziemią, bo gospodarze błyskawicznie wypracowali sobie ośmiopunktową przewagę (53:45). Wówczas do gry wszedł on.

Jeremiah Martin.

– Jeremiah Martin.

– Jeremiah Martin – powtarzał po kolejnych skutecznych akcjach Amerykanina coraz bardziej beznamiętnym, ale i lekko załamanym głosem spiker we włocławskiej hali.

Amerykanin błyskawicznie zdobył siedem punktów, trafiając m.in. – co dla niego nietypowe – za 3. Zaliczył trzy ważne zbiórki w obronie i właściwie jednooosobowo zastopował szarżę Anwilu. Przed zakończeniem ostatniej kwarty wykorzystał jeszcze dwa rzuty wolne i Śląsk odzyskał prowadzenie (61:59).

Ale Anwil – jak zwykle – w połowie kolejnej kwarty przeprowadził szarżę i miał o punkt więcej od Śląska. Tylko co z tego, skoro Martina ma w składzie Śląsk. Amerykanin najpierw zaliczył asystę przy trafieniu Aleksandra Dziewy. Później sam zdobył dwa punkty. Przy remisie 71:71 wykorzystał oba rzuty wolne. Jakby tego było mało – zaliczył jeszcze kolejną, ważną zbiórkę pod własnym koszem.

Kolejny – po starciu z Legią w Warszawie – imponujący występ następcy Travisa Trice’a w barwach Śląska. Cały mecz Martin zakończył z dorobkiem 23 punktów oraz po 6 zbiórek i asyst. A jego linijka statystyczna nie do końca oddała to, jak bardzo dominował nad rywalami.

Po trzech pierwszym meczach ligowych w PLK nowy lider Śląska jest wyraźnym liderem wyścigu po nagrodę MVP, a mistrzowie Polski na pierwszy mecz EuroCup – przeciwko Aleksandrowi Balcerowskiemu – jadą w wyśmienitych humorach.

– Wszyscy myślą, że Martin to nie jest dobry shooter. To nie jest prawda – zapewniał Andrej Urlep, komentując aż dwa celne rzuty za trzy Amerykanina w tym spotkaniu.

Dwa tygodnie po porażce w meczu o Superpuchar, Śląsk Wrocław wygląda mocarnie.

Trener Anwilu Przemysław Frasunkiewicz bardziej niż samą porażką martwił po kontuzją Janariego Joesaara.

– Jeśli okaże się tak groźna, na jaką wyglądała – będziemy w tarapatach. Być może trzeba będzie zweryfikować cele na ten sezon – komentował.

Estończyk jeszcze w trakcie meczu pojechał do szpitala. Rokowania nie były najlepsze. Łagodnie mówiąc.

1 komentarz

andrzej 8 października, 2022 - 09:12 - 09:12

Travis Trice gra już w Hiszpanii, chyba, że w PLK ma klona.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet