Strona główna » Lis z Ostrowa: Stal zawiodła w święta
PLK

Lis z Ostrowa: Stal zawiodła w święta

0 komentarz
Świąteczny hit Energa Basket Ligi rozczarował. Głównie z powodu gry ostrowian, którzy nie byli w stanie nawiązać walki z niepokonanym liderem z Wrocławia. Śląsk wygrał wyraźnie 83:68.

STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>

Obie drużyny przystąpiły do meczu osłabione. W zespole Śląska zabrakło zmagającego się z urazem Conora Morgana, natomiast Stal musiała radzić sobie bez swojego lidera Aigarsa Skele. Mimo wszystko kibice obu drużyn liczyli na dobre widowisko, czego dowodem była dość wysoka (około 4300 widzów) frekwencja w Hali Ludowej.

Obrona z Europy

Już pierwsze minuty meczu pokazały, kto będzie nadawał ton wydarzeniom na parkiecie. Wrocławianie zaczęli bardzo agresywnie i całkowicie zdominowali Stal pod kątem fizyczności. Ostrowianie wydawali się zaskoczeni tak mocnym naporem Śląska i nie byli w stanie na to odpowiedzieć. Podopieczni trenera Urlepa, dzięki występom w EuroCup, mają możliwość regularnego grania meczów na wyższej intensywności i przede wszystkim fizyczności. Co prawda w rozgrywkach europejskich wiedzie im się słabo, ale przynosi to ogromne korzyści w starciu z ligowymi rywalami, którzy nie są w stanie przebić się przez mocną defensywę Śląska. Stal przeciwko tak mocnej obronie jeszcze w tym sezonie nie grała i było to widać w zasadzie w każdej sekundzie spotkania.

Pierwsza kwarta była pokazem siły obrońców tytułu mistrzowskiego. Nawet gdy akcje nie były przez nich kończone celnym rzutem, zbiórki ofensywne dawały im możliwość ponowień (m.in. aż 3 zbiórki w ataku Ramljaka w pierwszych 10 minutach). Stal irytowała nieporadnością w ataku. Bardzo źle z roli kreatora gry wywiązywał się Josh Perkins, który miał bardzo duże kłopoty z kontrolą piłki.

 Śląsk bardzo dobrze pracował w defensywie a ostrowianom ciężko było znaleźć pozycje do rzutu. W efekcie pierwsze 10 minut zakończyło się wygraną wrocławian 20:8, co patrząc na wydarzenia boiskowe było najmniejszym wymiarem kary. Najlepszy fragment meczu podopieczni trenera Urbana zanotowali w momencie gdy musieli radzić sobie bez klasycznego rozgrywającego. 

Gdy na początku 2 kwarty na ławce usiadł Perkins, Stal zdołała się zbliżyć na jeden punkt (27:26 na 5 minut przed końcem pierwszej połowy). Śląsk jednak głównie dzięki dwóm „trójkom” Gołębiowskiego i jednej Ramljaka na przerwę schodził z bezpiecznym 10-punktowym prowadzeniem (41:31).

Drużyny różnych prędkości

Jeśli ktoś liczył na zmianę oblicza meczu po przerwie srogo się zawiódł. Stal co prawda opanowała nieco sytuację na tablicach, ale Śląsk grał o tempo szybciej bez większych problemów znajdując otwarte pozycje i zamieniając je na punkty. „Żółto-niebiescy” byli w stanie jedynie od czasu do czasu odpowiedzieć indywidualnymi akcjami, które nie były w stanie odwrócić losów meczu. Mecz ani przez moment nie wymknął się trenerowi Urlepowi i jego zawodnikom spod kontroli i ostatecznie zwyciężyli oni 83:68 odnosząc trzynaste zwycięstwo z rzędu.

Kibice Śląska po meczu halę opuszczali z poczuciem, że ich drużyna znajduje się w naprawdę dobrej formie. Imponować mogło tempo ataku i agresywność w obronie. Wrocławianie bardzo dobrze dzielili się piłką szukając otwartego kolegi. Szczególnie podobać się mogli wracający do swojej normalnej dyspozycji Ivan Ramljak (najlepszy jego mecz w sezonie), coraz wszechstronniejszy Jakub Nizioł (m.in. 9 asyst!), bardzo mocno pracujący w obronie Daniel Gołębiowski i momentalnie bawiący się koszykówką Jeremiah Martin (aż 8 przechwytów).

Formy brak, czasu mało

Zgoła odmienne nastroje panowały w ostrowskim obozie. Nie da się ukryć, że Stal w poniedziałek nie była w stanie odpowiedzieć na warunki narzucone przez Śląsk. Każde fizyczne starcie czy to w obronie czy w ataku było przegrywane. Śląsk grał również o tempo szybciej. 

Oczywiście, pewną okolicznością łagodzącą jest absencja Aigarsa Skele i brak zgrania z resztą drużyny Josha Perkinsa. Amerykanin wyglądał wczoraj bardzo źle i jego statystyki nijak się mają do tego, jak prezentował się na parkiecie. Akcje nie miały tempa, piłka najczęściej była kierowana w miejsca oczekiwane przez wrocławian. Mnożyły się straty. Jedynie Ojars Silins i Mateusz Zębski byli w stanie wejść na poziom pozwalający na nawiązanie walki. 

Nie da się ukryć, że pod nieobecność Skele większą odpowiedzialność na swoje barki powinni wziąć pozostali liderzy – Jakub Garbacz czy Adonis Thomas. Obaj jednak znajdują się ostatnio w słabszej formie. W dwóch ostatnich meczach mają oni w sumie 10/47 z gry (21%) i 4/26 za 3 (15%). Sam Garbacz z Łańcutem i Wrocławiem miał w sumie bardzo zawstydzające 9% z gry i 6% skuteczności za trzy punkty. 

Trener Urban nie ma zbyt wiele czasu na poprawę elementów, które nie działają, gdyż już dziś i jutro „Stalówkę” czekają dwa kolejne mecze w ramach rozgrywek ENBL (King Szczecin, Basket Brno). Na ten moment kluczowe wydają się dwie sprawy. Powrót do gry Aigarsa Skele i wkomponowanie w system Josha Perkinsa. Wszystko przy niezwykle napiętym terminarzu i zbliżających się kolejnych meczach z czołówką ligi – 01.01.2023 r. Legia Warszawa (wyjazd), 07.01.2023 r. Anwil Włocławek (dom).

Mecz, jeśli chodzi o poziom emocji – zawiódł. Zawsze cieszy jednak,  gdy spotkania PLK odbywają się w tak pięknych halach przy tak licznej publiczności. Do kompletu dość sporo brakowało ale i tak 4300 widzów (w tym liczne grono kibiców gości) robi wrażenie.

STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet