Oprawa godna finałów – pełne trybuny Hali Stulecia, świetna realizacja transmisji w Polsacie i ekscytująca para dwóch drużyn grających różnymi stylami. Od pierwszych minut mecz otwarcia we Wrocławiu pełen był zaskoczeń.
Trener Arkadiusz Miłoszewski postanowił utrudnić życie Jeremiah Martina wysyłając przeciwko niemu, wyższego o pół głowy, Zaca Cuthbertsona. Z kolei Ertugrul Erdogan postawił na siłę i rozmiary Artioma Parachowskiego pod koszem. W ataku gospodarzy bardzo dobrze prezentował się Justin Bibbs, a King nie trafiał trójek – Śląsk po pierwszej kwarcie prowadził 19:16.
Zespół ze Szczecina zagrał sporo dobrych meczów w tym sezonie, ale tak dobrej kwarty, jak druga we Wrocławiu, mógł jeszcze nie pokazać. To był prawdziwy koncert Wilków – znakomita obrona, tak 1 na 1, jak i zespołowa, a poten z niej zabójcze, ale i bardzo efektowne kontry.
King zaczął przejmować mecz i odjeżdżać Śląskowi – po dwóch celnych trójkach Kacpra Borowskiego było 27:23 dla gości, a kilku minut później, po serii przechwytów (i strat gwiazd Śląska) oraz przy doskonałej dyspozycji Bryce’a Browna (13 pkt. do przerwy) zrobiło się nawet 43:28!
Goście zatrzymali mistrzów Polski na 15 oczkach w kwarcie i do przerwy prowadzili wyraźnie 45:34. Gdyby nie kilka dobrych akcji Bibbsa, strata mogła być jeszcze większa.
Trener Erdogan po przerwie wystawił Aleksandra Dziewę i polski środkowy od razu odniósł mały sukces – udało mu się wymusić kolejne przewinienie Phila Fayne’a, zmuszając King do radyklanego obniżenia składu. Rozpoczęło to efektowną wymianę ciosów z obu stron.
Śląsk dwukrotnie niwelował stratę do 6 punktów, ale King odpowiadał bardzo dobrym strzelaniem z dystansu – trafił zza łuku aż 6 razy w kwarcie! Najlepsze minuty w tych playoffs grał Andy Mazurczak i goście ze Szczecinia prowadzili po 30 minutach 73:62.
Czwarta kwarta długo była popisem kunsztu Aleksa Hamitona. Wolno z wyczuciem, talentem i pozytywnie rozumianą bezczelnością – ogrywał obrońców jak chciał. Śląsk wyglądał na coraz bardziej bezradny, a King – choć zaczął popadać w lekką nonszalancję – na 3 minuty przed końcem, prowadził 86:74.
Do końca żaden krach już jednak nie nastąpił – lepsza drużyna zgarnęła pierwsze zwycięstwo w tym finale. Świetnie dysponowany Tony Meier dodał jeszcze kilka trafień, kończąc mecz z 24 punktami. Mazurczak i Hamilton na obwodzie kontrolowali już przebieg wydarzeń. Imponująca przez cały mecz obrona Kinga nie dała Śląskowi realnej szansy.
Zespół ze Szczecina prowadzi zatem 1:0 w serii finałowej, toczonej do 4 wygranych. Drugie spotkanie odbędzie się w niedzielę, również we Wrocławiu.
Pełne statystyki z meczu Śląsk Wrocław – King Szczecin >>
2 komentarze
King rozjebał WKS obroną. Słabiutko to wyglądało, jeśli przegrają drugi mecz to King wygrywa finał 4:0. Miłoszewski świetne taktyczne posunięcia.
idziemy na Mistrza , King Szczecin