AMW Arka Gdynia – Górnik Zamek Książ Wałbrzych 74:88
Chyba zaczynam się w przypadku ekipy z Wałbrzycha powtarzać, ale nic na to nie poradzę – ta drużyna jest naprawdę bardzo powtarzalna i właśnie to w niej jest piękne! Nietypowy beniaminek. Andrzej Adamek nie wymyślił tu żadnego prochu – po prostu dobrze wybrał trzech amerykańskich graczy obwodowych i obudował ich zadaniowcami. Przepis na sukcesy w PLK to doskonały – niby nic, ale działa. I to jak! Konia z rzędem temu, kto przewidziałby przed rozpoczęciem sezonu, że Górnik na mecie I rundy zjawi się w pierwszej czwórce.
Wiem, że cały Wałbrzych czeka teraz na niedzielne starcie ze Śląskiem, ciśnienie jest okrutne. Kto wygra te derby? Jak dla mnie, mimo tych wszystkich pochwał powyżej – jednak WKS!
O Arce po tym meczu chyba najlepiej byłoby milczeć. Bez Stefana Djordjevicia będzie miała problem z wygrywaniem meczów. Nie lubię się pastwić nad graczami, o których się już nie wypowiadałem najlepiej, ale po co ten Jordan Watson jest w Arce nie mam pojęcia. Zagrał pięć meczów, średnio po 15 minut. Ani nie organizuje gry zespołu, ani nie trafia – skuteczność z gry ma na poziomie poniżej 30 procent. Rozumiem, to pewnie gracz niskobudżetowy, ale… Przecież w tym zespole jest Daniel Szymkiewicz. Po co?
Mamy tu do czynienia z przepalaniem pieniędzy. Niechby miesięcznie Arkę ten Watson kosztował tylko 3 tysiące dolarów. To wciąż ponad 12 tysięcy złotych! Wiecie ile treningów dla dzieciaków można za to zorganizować? Niemało!
King Szczecin – Arriva Twarde Pierniki Toruń 107:95
Jovan Novak Andrzejem Mazurczakiem nie będzie – ale 75-80 procentami Mazurczaka może się okazać. To może wystarczyć Kingowi, by na dobre wrócić do walki o medale. Jeśli ten zespół faktycznie pozyska bardzo dobrego środkowego, takiego który zajmuje sporo miejsce pod koszem i podwajany będzie potrafił odrzucić piłkę do lepiej ustawionych kolegów – ta ekipa będzie mocna. Może wtedy nawet i Isaiah Whitehead się w niej odnajdzie? W tym meczu grał naprawdę fajnie, nie wychodził zbyt często poza swoją rolę, oddał tylko 8 rzutów i trafił 5. Brawo!
Twarde Pierniki z tak rozpędzoną ofensywą Kinga nie miały po prostu szans. Nie ten rozmiar kapelusza, sorry.
Trefl Sopot – Tauron GTK Gliwice 88:77
Niewiele z tego meczu już właściwie pamiętam, oprócz niesamowitego Daroiusa Motena. Niesamowita jest metamorfoza tego zawodnika w ostatnich dwóch meczach. Czytałem ten wywiad Aleksandry Samborskiej z Amerykaninem. Nie mogłem się nadziwić, że zawodowy koszykarz w wieku 32 lat może mieć takie problemy. To tylko pokazuje, że wciąż często zapominamy o tym, jak ważną częścią gry jest przygotowanie mentalne.
Nie mogę się doczekać kolejnych meczów Motena. Teraz to już naprawdę chcę się przekonać czy w tak zaawansowanym koszykarsko wieku można wrzucić karierę na nowe tory. Może można? Może on naprawdę jest lepszy niż wszyscy myśleliśmy, z nim włącznie? Może to odmieni losy Trefla?
Kacper Gordon grał jako zastępca Mario Ihringa w tym meczu bardzo odważnie i dobrze, choć momentami atakowany przez fizycznych obrońców rywali oddychał rękawami. Słyszałem ostatnio jak ktoś inaugurował dyskusję pod hasłem „czy Gordon za kilka lat może okazać się lepszym koszykarzem od Andrzeja Pluty, podobnie jak Jakub Schenk swego czasu zdystansował Szymkiewicza”. Odpowiadam – może!
Za obu trzymam kciuki, bo obaj to szalenie ambitni i wciąż dość młodzi zawodnicy.
Dziki Warszawa – Czarni Słupsk 66:81
John Fulkerson Nicks McGlynna nie zastąpi i na tym właściwie skończę analizę gry Dzików po meczu, o którym na pewno jak najszybciej będą chcieli w Warszawie zapomnieć. Poczekajmy jak ten zespół będzie wyglądał z Nikolą Radiceviciem i bez – ufff – Rickeya McGilla.
Czarni zaczynają być naprawdę mocno charakterni, czyli dokładnie tacy, jak Roberts Stelmahers w czasie swojej kariery. Nowakowski, Stein, Dziemba, Musiał – ten kwartet się naprawdę w Warszawie dobrze oglądało. Tylko ten biedny, wciąż zagubiony Loren Jackson. Niby w ciągu kwadransa wymusił 6 fauli, ale wciąż pożytku z niego większego nie było. 1/8 z gry bije po oczach. Problem Czarnych z tym zawodnikiem nie chce ustąpić, Jackson wciąż zawodzi właśnie.
Śląsk Wrocław – Legia Warszawa 85:73
Jak dla mnie bardziej Legia ten mecz przegrała niż Śląsk go wygrał.
Warszawianie zaczęli naprawdę dobrze, a nawet świetnie. Gdy jednak tylko gospodarze pod koniec drugiej kwarty nieco zmienili i poprawili obronę – Legia, trzymając się porównania bokserskiego, najpierw zaczęła się chwiać na nogach, a następnie w drugiej połowie po prostu w przewróciła. I to wcale nie od jakichś piorunujących ciosów. Dziwne, bo właściwie wystarczyło ją nieco mocniej zaatakować – i to strefą.
To w mojej opinii pokazuje jedno – drużynie z Warszawy brakuje przywództwa. Tam nie ma chyba ani w szatni, ani na boisku gościa, który w kryzysowych momentach jest w stanie skupić na sobie wzrok kolegów z zespołu i przejąć kontrolę nad sytuacją. Jedynym koszykarzem po 30. urodzinach w zespole jest Ojars Silins, a on chyba nie ma cech przywódczych, bo zawsze był raczej zadaniowcem. Kameron McGusty to raczej artysta niż lider, a Michał Kolenda w roli kapitana dopiero w tym sezonie debiutuje.
W tej sytuacji wymiana doświadczonego rozgrywającego jakim był Jawun Evans na Sama Sessomsa, który ma wątłe doświadczenie z europejskich parkietów, jest faktycznie igraniem z ogniem. Legia w kolejnym meczu podejmie Kinga i faworytem nie będzie. Jeśli później jeszcze pojedzie do Dąbrowy Górniczej i tam polegnie w starciu z walczącym już powoli o życie MKS – w Warszawie może wybuchnąć wielki pożar.
Śląsk po wyleczeniu wszystkich kontuzji powinien zacząć wygrywać regularniej. O ile tylko DJ Cooper ostatecznie zostanie w zespole.
Czy zostałbym we Wrocławiu, będąc Adrianem Boguckim i mając na stole propozycję dokończenia sezonu na Filipinach za dwukrotnie większe pieniądze? Gdyby decyzja zależała tylko ode mnie, jak może być z przypadku Adriana – raczej nie. Pieniądze w życiu sportowca są jednak bardzo istotne, bo kariery naprawdę w perspektywie dalszego życia bywają krótkie. To raz. A dwa – nie jest przecież tak, że Filipiny to jakiś koszykarski koniec świata. Wręcz przeciwnie – to kraj zwariowany na punkcie basketu, na Adriana mogłaby tam czekać przygoda życia. Żyjemy w połowie trzecie dekady XXI wieku – statystyki z meczów tamtejszej ligi też są dostępne, nie znika się z radarów kompletnie.
No i trzy, być może najważniejsze – w PLK Bogucki zawsze pracę w dającej się przewidzieć przyszłości, o ile tylko będzie zdrowy, znajdzie.
MKS Dąbrowa Górnicza – Anwil Włocławek 77:87
Anwil był w trybie „wygrać, wziąć prysznic, wrócić do domu i zapomnieć”.
MKS? Przykro to mówić, bo na pewno niejednej osobie na tym klubie zależy, a wiele poświęciło dla niego kawałek życia – po prostu nie pasuje obecnie do PLK. Ani sportowo, ani organizacyjnie. Ta historia z brakiem rezerwowej tablicy wyników, która wyprowadziła z równowagi trenera Anwilu była jego równie dobrym, co smutnym podsumowaniem.
„Jak się nie ma miedzi, to się w pierwszej lidze siedzi”.
PGE Start Lublin – Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski 105:90
Może i ten pierwszy krok Aigarsa Skele był o ułamek sekundy wolniejszy niż w poprzednich latach, ale o grę tego koszykarza jestem jakoś dziwnie spokojny. On będzie robił swoje. O cały zespół Stali obawiam się jednak coraz mocniej – nie da się wygrywać meczów koszykówki bez obrony.
Andrzej Urban próbował w tym meczu wielu sposobów, by zatrzymać rozpędzony Start, ale za każdym razem gdy podchodził z nowym pomysłem do tablicy, był odsyłany przez swojego dawnego nauczyciela (Urban był wiele lat temu asystentem Kamińskiego w Radomiu i Ostrowie – przyp. red.) karnie do kąta.
Wojciech Kamiński wyglądał w tym meczu na przygotowanego na każdy wariant obrony Stali. Najbardziej w pamięci utkwił mi ten moment czwartej kwarty, gdy goście próbowali kolejnej wersji swojej strefy, którą Start cierpliwie rozbijał seriami podań, po których piłka trafiała pod kosz do Ousmane Drame. Efekt? Senegalczyk, który po trzech kwartach pozostawał bez punktu, w czwartej zdobył ich aż 12. Imponująca konsekwencja i precyzyjne wykonanie!
Start w ataku to już naprawdę solidnie naoliwiona maszyna!
Orlen Zastal Zielona Góra – PGE Spójnia Stargard 91:78
Magia Andreja Urlepa wyczerpała się. Odnoszę wrażenie, że w zespole ze Stargardu następuje typowy syndrom zmęczenia materiału. Nie będzie łatwo Słoweńcowi dźwignąć tego zespołu. Może nowy rozgrywający, o którym słychać, że miałby się niebawem pojawić – może on jest jakąś nadzieją kibiców ze Stargardu na lepsze jutro?
Walter Hodge i jego powrót do Zielonej Góry to naprawdę piękna historia, która pokazuje jak wiele dla kibiców znaczą wybitne jednostki, gwiazdy, legendy. Przecież niemal każdy mecz Portorykańczyka w hali CRS oglądało ok. 4 tysięcy widzów. Gdzie mecze cieszą się większą popularnością? W grę wchodzi jedynie Wrocław i Włocławek.
Brawo Zielona Góra, jestem z was dumny!
Pisałem to ja – Piotr Karolak. Ten sam, który w momencie pojawienia się Hodge’a w Polsce wątpił czy sportowo ten transfer ma większy sens. Miał ogromny – bilans 6-4 w tych 10 meczach z tym zawodnikiem Zastalu mówi wszystko. Uwielbiam takie historie. Pokazują, jak nieprzewidywalny jest sport. Uwielbiam się tak mylić!
PS. Tak, jeśli Zastal nie będzie miał (jeszcze!) przed kolejnym sezonem planów powrotu do ligowej czołówki, lecz spokojnego przetrwania i dalszego spłacania długów z przeszłości – powinien na pierwszą część rozgrywek 2025/26 ponownie zakontraktować 39-letniego Waltera Hodge’a.