„W szaleństwie jest metoda” uznał najwyraźniej trener Maros Kovacik, pozwalając swojemu rozgrywającemu Troyowi Franklinowi robić zupełnie co chce na boisku. Amerykanin przeplatał zagrania dobre z bardzo złymi i komicznymi, ale ostatecznie zdołał doprowadzić swój zespół do zwycięstwa, miał 17 punktów (6/13 z gry), 5 asyst i 4 straty.
Spójnia, która potrafiła w poprzedniej kolejce wygrać z Legią w Warszawie, wybrała grę w rekordowo wolnym tempie. Znów nie była w stanie trafiać za 3 punkty (1/15 w meczu), a nieudany dwutakt Karola Gruszeckiego na pusty kosz w ostatniej minucie był tego najlepszym, smutnym podsumowanie. Gospodarze zrobili naprawdę wiele, aby ten mecz jakoś przegrać.
GTK zdobyło kluczową, kilkupunktową przewagę, gdy Franklin w drugiej połowie zaczął też spoglądać w stronę kolegów. Dwa razy z dystansu trafił wówczas Filip Put, kilka fauli wymusił Mateusz Szlachetka, przez chwilę przydatny był Terrance Ferguson. Wystarczyło! Tym bardziej, że Spójnia była w stanie w trzeciej kwarcie zdobyć łącznie 8 punktów.
Wśród gospodarzy jedynie Shawn Jones pokazywał na boisku (14 pkt., 11 zbiórek), że jest wartościowym nabytkiem. Pozostali cudzoziemcy, ale i polscy weterani, grali bardzo słabo, momentami kuriozalnie. Trener Sebastian Machowski już wie zapewne, że źle zbudował skład. Zobaczymy, czy budżet w Stargardzie wytrzyma i czy będą decyzje o zmianach.
GTK Gliwice zaczyna więc sezon od dość nieoczekiwanego bilansu 2-1. Drużynę już w najbliższych dniach najprawdopodobniej wzmocni 39-letni rozgrywający, Earl Rowland.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>