Naprawdę trudno sobie uzmysłowić o co w akcji, w której punkty decydujące o zwycięstwie zielonogórzan w czwartkowym meczu zdobywał Michał Kołodziej tak naprawdę chodziło Denzelowi Anderssonowi. Szwed nie miał szans zablokować rzutu rywala, ale postanowił podjąć skazaną na niepowodzenie próbę, zostawiając bez opieki innego gracza pod koszem swojej drużyny.
Doświadczony Szwed był latem poprzedniego sezonu dość powszechnie uważany za najcenniejszy transferowy skalp Dzików. Warszawski klub sięgnął po gracza, który poprzedni sezon spędził w całkiem poważniej roli w ACB, a w 2021 roku zdobywał mistrzostwo Polski ze Stalą Ostrów. Dziki podpisały z nim kontrakt wyjątkowo wcześnie – już na początku czerwca. Stało się jasne, że w dużej mierze na nim zamierzali budować siłę drużyny.
Początki sezonu – i w wykonaniu Anderssona, i całej ekipy Dzików – były całkiem niezłe, ale już w jego połowie można było nabrać podejrzeń, czy aby jednak obsadzanie gracza, który w swoim koszykarskim DNA ma wyryte „jestem świetnym zadaniowcem” w większej roli nie było chybionym pomysłem. Pamiętacie co pisaliśmy o Anderssonie pod koniec stycznia, przy jednym z power rankingów w rubryce „gracz którego braku moglibyśmy nie zauważyć„?
Denzel Andersson. Obrazoburcze? Być może. Dziki wydają się być zespołem z ultra-szeroką rotacją – zawężającą się przez niekończące się większe lub mniejsze kontuzje – ale czy rzeczywiście zespół z aspiracjami gry w playoff może być zadowolony z roli zawodnika sprowadzanego z ACB? Wskaźnik Usage (ukłony dla Pulsu Basketu) na poziomie 11 proc., pokazujący udział Anderssona w decydujących fragmentach akcji oznacza, że w ataku jest on właściwie statystą. Może i całkiem skutecznym (75% za 2, 48% z gry), ale wciąż – statystą. Średnio oddaje 5 rzutów w trakcie 28 minut. Jak na gwiazdorski kontrakt – trochę dziwne rozwiązanie.
W drugiej rundzie sezonu jest tylko gorze. Andersson w kategorii plus/minus w 9 z 12 dotychczasowych meczów był pod kreską, czasami bardzo wyraźnie. Łącznie w tym czasie jego drużyna z nim na parkiecie okazała się słabsza od rywali o 58 punktów. Dla porównania: w pierwszej rundzie była +69.
O paradoksie: w czwartek Andersson zagrał typowy dla siebie mecz – nie rzucał się w oczy (2 punkty, 1/8 z gry, ale i +9), ale drużynie pomagał. Aż do feralnej końcówki ostatniej kwarty, gdy zanotował dwie wpadki, które de facto pozbawiły zespół zwycięstwa. Zanim Szwed popełniając juniorski błąd przy punktach zdobytych przez Kołodzieja, nie popisał się także zachowaniem 8 m od kosza, gdy podarował rywalowi 3 rzuty wolne (które ostatecznie na dwa punkty zamienił Ty Nicholls).
Porażka w czwartkowym meczu może Dziki wiele kosztować. Warszawianie mają obecnie na koncie 12 zwycięstw. Tylko po dwa punkty tracą do nich drużyny z Zielonej Góry i Ostrowa Wielkopolskiego. Co gorsza dla podopiecznych Krzysztofa Szablowskiego – obie mają z Dzikami wygrane dwumecze. Stali do rozegrania zostały jeszcze cztery – w tym ten w ostatniej kolejce z Zastalem. Jeśli Dziki nie zdołają opanować kryzysu, nie można nawet wykluczyć sytuacji, że to właśnie kończące sezon zasadniczy starcie w Zielonej Górze wyłoni ostatnią 10. drużynę, która zagra w play-in.
Dziki jeszcze raz mogą obejść się smakiem. O ile jednak ich odpadnięcie w ostatniej chwili z playoff w debiutanckim sezonie 2023/24 nie było niczym dziwnym, o tyle brak teraz w Top10 należałoby traktować jako spore sportowe rozczarowanie.
Najsłabszym graczem Dzików w meczu z Zastalem okazał się sprowadzony w połowie sezonu Nikola Radicević (2 punkty, 1/5 z gry, i aż -21 w zaledwie 15 min). W końcówce na pozycji nr 1 trener Szablowski stawiał już na Grzegorza Grochowskiego (0 punktów, 0/2 z gry i +15 w 18 minut).
– Może i linijka statystyczna Grochowskiego nie robi wielkiego wrażenia, ale chciałbym pochwalić go za występ. Ostatnio miał kilka słabszych, a dzisiaj to on przywrócił nas do meczu – komentował trener Szblowski.
Momentami w końcówce meczu obserwując zachowanie Radicevicia na ławce rezerwowych można było odnieść wrażenie, że Serb nie wykazywał nadmiernego zainteresowania boiskowymi wydarzeniami.
Najwięcej punktów dla Dzików zdobył Alijah Comithier – 25, a 17 dołożył John Fulkerson. W zespole gości Nichols zakończył występ z 20 punktami, a ważne role odegrali też zawodnicy polskiej rotacji Szymon Wójcik (16), Filip Matczak (14) i Kołodziej (12). Dla zielonogórzan było to trzecie zwycięstwo w czterech ostatnich meczach, praktycznie zapewniające drużynie utrzymanie w PLK.
Apetyty w Zastalu mogą stać się jednak dość nagle zdecydowanie większe…
– Cieszę się, że wygraliśmy, bo zasłużyliśmy na to zwycięstwo, będąc przed ponad 30 minut drużyną lepszą – komentował trener gości Vladimir Jovanović, którego Zastal rozpoczął mecz w Warszawie od prowadzenia 20:4.
1 komentarz
radicevic…
https://super-basket.pl/nieprzewidywalny-serbski-snajper-mogl-grac-dla-slaska-dzisiaj-moze-go-pograzyc/
zastal wygral 1 kwarte i wystarczylo