STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>
Mecz wyjątkowy
Szczególny mecz dla Yovela Zoosmana i Tamira Blatta, którzy swoje kariery rozpoczynali w ojczyźnie, Izraelu. Szczególny dla mnie – pierwszy mecz Alby, jaki widziałem w życiu to właśnie euroligowe starcie z Maccabi.
Kibice z Izraela pojawili się tłumnie, przed meczem wyrzucili w powietrze żółte serpentyny, a Smith od razu zaczął głośno atakować słownie rozgrywającego gości – Mistrza Europy z drużyną Hiszpanii – Lorenzo Browna.
47-40 do przerwy – Smith kontra Brown
Ofensywa Albatrosów wygląda niby jak w zeszłym sezonie – prędkość, tempo, kontra, rzut zza łuku, ale pomimo niemal tego samego składu, jest po prostu słabsza. Niczym w reklamach proszków – preparat X – cóż za biel, środek Z – szare smugi. Dlaczego? Wie tylko pan Chajzer senior.
Jalen Adams z Maccabi jest silny, nabity jak granatnik na komendzie, i nie boi się strzelać (7 punktów w pierwsze kwarcie). Jedynie raz w obronie skarcił go Maodo Lo, wybierając piłkę w koźle i prowadząc skuteczną kontrę zakończoną 2+1.
Mój ulubieniec, Chris Koumadje, nie umie grać w koszykówkę. Jest wielki, ale nie zbiera, pakuje piłkę tylko, gdy jak karpia na talerzu poda mu ją Sikma. Trzy faule po 13 minutach gry – to już talent. Faktem jest, że Maccabi jest zdecydowanie mocniejsze na desce, czyści wszystko na błysk, jak to przed Wigilią.
Lorenzo Brown potańczył w drugiej odsłonie z młodymi obrońcami Albatrosów, a Josh Nebo niemalże nie urwał berlińskiej obręczy. Na parkiet wrócił Maodo Lo, a wraz z nim cuda – trójki przez ręce, wejścia pod kosz, których wcześniej brakowało.
Chanuka time
Trwa Chanuka, więc nie zabrakło w Mercedes Benz Arena i świecznika i śpiewów rabina. Takie rzeczy w przerwach tylko w Berlinie. Johannes Thiemann jako jedyny potrafi zagrać tyłem do kosza w stołecznej drużynie, a w trzeciej kwarcie dodał do tego i trójki i zbiórkę. Gości w grze trzymał z kolei Jarell Martin (3/4 zza łuku w trzy kwarty) i fatalna piątka wystawiana na plac przez trenera Gonzaleza: Wetzell i Schneider razem pod koszem = całkowity brak punktów w ataku.
O, tak! Emocje czwartej kwarty, były jak rozmowy o polityce przy świątecznej kolacji. Ładny doping z obu stron, gwizdnięta ruchoma zasłona dla Sikmy przy wyniku 65-63 dla gospodarzy i zrobiło się gorąco. Długie minuty gra toczyła się bez punktów, pod dyktando mocnej obrony. Impas przerwał Colson, dobitką z faulem, wyprowadzając Maccabi na jednopunktowe prowadzanie. W kolejnej akcji Brown uwolnił się spod krycia Smitha i mieliśmy już 65-69. No tak, mieliśmy…
Świąteczna bajka kończy się tak, że ALBA zapomniała o tym, że na rozegranie akcji mamy 24 sekundy, że w tej grze, także pod naciskiem rywala, trzeba trafiać, aż katastrofa stała się ciałem. 70-83. Pięć punktów Albatrosów rzucone, gdy było już po ptakach. Kurtyna.
STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>
1 komentarz
naczyciel germnistyki dalej swoje Wesołych i berlinera walnij