Legia była właściwie od początku do końca w meczu decydującym o mistrzostwie zespołem lepszym, choć w samej końcówce przez chwilę wydawało się, że PGE Start, niesiony dopingiem kibiców, którzy do ostatniego miejsca wypełnili halę Globus jeszcze raz sprawi sensację. Przecież to był w tym playoff „zespół nie do ubicia„.
W niedzielę nie złamała go pierwsza szarża Legii, która w drugiej kwarcie osiągnęła dwucyfrowe prowadzenie. Start prowadzony przez nieustraszonego i trafiającego w niedzielę także rzuty za dystansu Manu Lecomte’a (25 punktów, 5 asyst, 4/6 za 3) odpowiedział. Na początku drugiej połowy dogonił gości i był remis 42:42.
Gospodarzy nie złamała także kolejna błyskawiczna odpowiedź Legii, która była w niedzielę napędzana głównie świetną grą duetu Kameron McGusty – Mate Vucić (22 punkty, 10 zbiórek, 10/13 z gry). Jeszcze w tej samej trzeciej kwarcie momentalnie znów odskoczyła na 9 punktów.
Lubelscy kibice zerwali się wraz ze swoim zespołem jeszcze raz na równe nogi w ostatniej kwarcie, gdy Start ze stanu 63:71 w ciągu kilku minut doprowadził do 79:77.
Do końca było tylko 2.5 minuty. Start był bliski sprawienia największej sensacji w XXI-wiecznej historii PLK.
Wówczas jednak do akcji wkroczył on. Wielki McGusty!
Najpierw odpowiedział akcję 2+1, wyprowadzając Legią na jednopunktowe prowadzenie. Chwilę później po prostej stracie gospodarzy, znów wziął to na siebie i zadał gospodarzom decydujący cios.
Gem, set, mecz!
Mecz, seria, sezon!
Start na samym końcu niesamowitego sezonu PLK, w swoim 17 meczu w playoff w trakcie zaledwie 38 dni, został jednak ostatecznie ubity. Przez tego zawodnika, który zawsze gdy będziemy po latach wspominać wydarzenia sezonu 2024/25 przyjdzie nam do myśli jako pierwszy. Kameron McGusty zasłużenie zdobył tytuł MVP sezonu zasadniczego. W pełni zasłużenie sięgnął także po statuetkę dla najlepszego gracza finału!
W ostatnim meczu – dokładnie tak, jak przewidywał nasz stały ekspert nasz czas playoff 2025 – najważniejsze okazało się właśnie to, kto miał w składzie najlepszego zawodnika. Gdy trzeba było tego najbardziej, McGusty zagrał najpiękniejszą solówkę – w decydującym starciu zdobył 30 punktów, pudłując tylko 5 z 16 rzutów z gry. Był nie do zatrzymania.
Czy Legia może go zatrzymać na kolejny sezon? Szefowie klubu, świętując mistrzostwo na parkiecie w Lublinie, nie byli skłonni do rozmów na temat przyszłości. Trudno im się dziwić. McGusty jesienią skończy 28 lat. Po tym, jak w zakończonym sezonie zdominował rozgrywki PLK, na pewno będzie mógł liczyć na oferty z lepszych lig i bogatszych klubów.
Ale przecież to Legia, klub z wielkimi ambicjami. Właśnie osiągnęła to, na co przez tyle lat czekała. Latem będzie szykowała się do tego, by przerwać wieloletnią niemoc polskich drużyn w Lidze Mistrzów. Ta drużyna, ten klub może mieć lada moment nowe, rosnące możliwości. Za kilka dni władze stolicy mają podjąć decyzję o rozpoczęciu budowy nowoczesnej hali na terenie Skry, która – pesymistycznie na to patrząc – powinna zostać ukończona w ciągu dwóch lat. Bylibyśmy w niemałym szoku, gdyby mając zespół mistrzów Polski w koszykówce Rafał Trzaskowski znalazł sposób, by się z tego pomysłu się wycofać.
W Lublinie na decydującym meczu pojawiło się ok. tysiąca kibiców Legii. Głód na kolejne sukcesy tej drużyny w kolejnych sezonach w Warszawie powinien jedynie rosnąć.
– Czego można w tej chwili jeszcze panu życzyć? – zapytaliśmy chwilę po zdobyciu tytułu wzruszonego Roberta Chabelskiego, który był zawodnikiem, trenerem, kierownikiem drużyny, a także prezesem Legii, a po tych wszystkich latach jest przede wszystkim największą z legend mistrza Polski w koszykówce 2025.
– Chciałbym coś jeszcze powygrywać w Europie.
Dla Legii to już ósmy tytuł mistrza Polski – wcześniej klub z Warszawy triumfował w rozgrywkach w latach 1956, 1957, 1960, 1961, 1963, 1966 i 1969.