Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Anwil wisi nad przepaścią, desperacko trzymając się krawędzi. Kolejne drużyny w kolejnych meczach przydeptują palce, na których włocławianie jeszcze się trzymają. Ile jeszcze Anwil wytrzyma? Czy się jakimś cudem dźwignie do play-off? Szanse są, bo Zastal ma bardzo trudny terminarz (więcej TUTAJ>>) i włocławianie przy dobrej grze mogą jeszcze zespół z Zielonej Góry wyprzedzić.
Ale czy są argumenty, by w to wierzyć? Ja chyba przestałem.
Pewne jest już jedno: bez względu na to czy Anwil zagra w play-off czy nie, sezon regularny w jego wykonaniu trzeba będzie ocenić bardzo słabo. Walka trwa już tylko o to, by uniknąć kompromitacji. Zespół z takim potencjałem, klub z takim budżetem, będący przez większość sezonu poniżej 50 procent zwycięstw? Tragedia.
Jakie czynniki sprawiły, że zespół z Włocławka znalazł się w takim potrzasku? Widzę pięć zdarzeń, które w mojej ocenie zmieniły wiele w funkcjonowaniu zespołu. Oczywiście, teraz można po prostu zrzucić winę na trenera, zawodników czy prezesów. Na samym końcu, przy ewentualnym rozczarowaniu, odpowiedzialność za to będą musieli wziąć na siebie wszyscy. Największą – trener.
Ale póki co spróbujmy wyliczyć najważniejsze błędy czy zdarzenia, które już nastąpiły i spowodowały, że Anwil obecnie ma tak gigantyczny problem.
1. Brak wzmocnienia polskiej rotacji – problem rozwiąże dopiero Petrasek?
Od tego sezonu wrócił przepis o obowiązkowym jednym Polaku na parkiecie. To oznacza, że każdy zespół z aspiracjami musiał się uzbroić w kogoś, z kim można będzie kończyć zacięte mecze. Anwil nie zdołał latem pozyskać żadnego zawodnika z polskim paszportem z reprezentacji lub jej okolic. Teraz na tym cierpi.
Najlepszym Polakiem w składzie jest Kamil Łączyński, ale kapitan Anwilu miewa problemy ze zdrowiem. Czasem też po prostu na obwodzie trener mógłby chcieć mieć w końcówce inny zestaw zawodników na parkiecie. Nie wspominając nawet o potencjalnych problemach z nadmiarem fauli. Oznacza to, że większe minuty przypadają Michałowi Nowakowskiemu, który rozgrywa dobry sezon, lecz jest uzależniony od trafiania z dystansu. Jeśli trójka mu nie siedzi, w końcówkach nie zawsze pomaga, patrząc na ograniczone możliwości defensywne i zbiórkę.

Wszyscy najważniejsi konkurenci Anwilu do medali mają w swoim składzie reprezentantów Polski lub graczy z tego poziomu – Śląsk i Trefl po trzech (Aleksander Dziewa, Łukasz Kolenda, Jakub Nizioł oraz Jarosław Zyskowski, Andrzej Pluta i Michał Kolenda), Stal i King po dwóch (Jakub Garbacz, Damian Kulig oraz Andrzej Mazurczak i Filip Matczak) Legia jednego (Geoffrey Groselle).
Anwil w tej kwestii odstaje od rywali i wydaje się, że w klubie o tym dobrze wiedzą. Pomysł ze zdobyciem paszportu dla Luke’a Petraska nie wziął się przecież znikąd.
2. Podpis Josha Bostica i przespane cztery miesiące
Nie ma co ukrywać, wszyscy, z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem na czele, się przeliczyli. Anwil, trener, popełnili błąd podpisując kontrakt z będącym po kontuzji, 35-letnim Joshem Bosticiem, o którym wciąż myślano w kategorii lidera. Klub dodatkowo popełnił błąd ze zbyt długim czekaniem na odzyskanie formy przez Amerykanina. Josh ma świetny charakter, to gość, z którym dobrze się pracuje, lecz sportowo „nie dowoził” od początku sezonu. Czekanie na niego przez cztery miesiące odbiło się Anwilowi czkawką.
Dlaczego? Kto wie, być może włocławianie byliby w stanie wcześniej dołożyć do składu gracza w jego miejsce i lepiej zgrać drużynę przed najważniejszymi meczami sezonu? Obecnie ekipa z Włocławka wygląda na trochę niepoukładaną. Po dojściu Malika Williamsa i Victora Sandersa nie wykrystalizowała się jeszcze nowa hierarchia w drużynie i rotacja. Trener Frasunkiewicz w trakcie meczów szuka najlepszych ustawień, ale też zdarza się, że niektórzy zawodnicy przez to są trochę „zamrożeni”. Szeroka rotacja to duży atut, ale musi być odpowiednio zhierarchizowana. W przypadku Anwilu ten proces jeszcze nie nastąpił.
3. Niechęć do streetballu i kontuzja Janariego Joesaara
Obecny Anwil miał wyglądać inaczej niż ten zeszłoroczny, który zdobył brązowy medal. Trener Frasunkiewicz stwierdził, że było w nim za dużo streetballu i zdecydował się na graczy bardziej systemowych i znacznie bardziej doświadczonych. I tutaj chyba pojawia się najważniejsze pytanie – czy to była słuszna decyzja? Czy Anwilowi nie brakuje teraz właśnie tego pierwiastka szaleństwa, który pomógłby przenieść zespół przez trudne momenty meczów? Czy trener Frasunkiewicz się pomylił? Jeśli Anwil rzeczywiście nie wejdzie do play-off, trzeba będzie na powyższe pytania odpowiedzieć wprost: że trener dokonał złych wyborów.
Trzeba przy tym jednak pamiętać, że koncepcja składu rozleciała się już na samym początku sezonu, gdy ze składu wypadł Janari Joesaar. To koszykarz, który był jednym z najdroższych w składzie. Miał być fundamentem obu systemów – i defensywnego, i ofensywnego. Bez niego (i bez Macieja Bojanowskiego), plan na drużynę długo ewoluował, ale już niekoniecznie reszta składu się do tej ewolucji nadawała.
Nigdy nie przekonamy się, co by było gdyby Estończyk grał. Pewne jest to, że jego kontuzja diametralnie zmieniła sytuację w zespole.
4. Za dużo Lee Moore’a, za dużo Lee Moore’a, za dużo Lee Moore’a
Wjechał do Włocławka na białym koniu, Anwil z nim w składzie zaczął wygrywać i przez kilka tygodni z powrotem wyglądał jak jeden z ligowych faworytów. Z czasem jednak Amerykanin obniżył loty. Był mocno wyeksploatowany, przyplątał się też uraz, a na dodatek liga nauczyła się bronić przeciwko niemu (odcinanie od penetracji w prawo). To wszystko sprawiło, że Lee Moore przestał być tak efektywny, a to kluczowy gracz Anwilu w kontekście rozrywania obrony rywali. Obecnie chyba nawet zbyt kluczowy..

Od początku sezonu przy składzie Anwilu zawieszona była czerwona flaga z napisem „zespół, który nie ma zawodników mijających pierwszą linię obrony”. Dojście Moore’a to zmieniło, ale teraz, kiedy nogi już tak nie niosą, a rywale są przygotowani, wróciły stare demony. Zespół z Włocławka miał w tym sezonie moment, w którym wyglądał znakomicie w ofensywie. Ta forma jednak została gdzieś po drodze zgubiona. Wróciły statyczna gra i trudne rzuty, które raz wpadają, a innym razem nie. Ostatnio zdecydowanie częściej nie.
5. Presja, która miała być przywilejem, a stała się problemem
Choć trener Przemysław Frasunkiewicz powiedział na którejś z konferencji, że „presja to przywilej” i starał się ją odepchnąć od swojego zespołu jak najdalej, tak chyba już teraz możemy stwierdzić, że mu się to po prostu nie udało. Anwil w meczach ważnych, w ich kluczowych momentach, załamuje się i nie jest w stanie skutecznie odpowiedzieć rywalom.
Już kilka razy z ust trenera podczas konferencji pomeczowych padły uwagi, że a to liderzy zawiedli, a to obwodowi muszą po prostu zagrać lepiej. Akurat w tym przypadku stanę się obrońcą trenera, bo tak w rzeczywistości jest – w końcówkach trener ma najmniejszy wpływ na to, co się dzieje na boisku. Wówczas gra staje się uproszczona i wychodzą umiejętności indywidualne. Trener jednak sam wybierał sobie zawodników – i tu można rzeczywiście mieć do niego uwagi.
To załamywanie się drużyny powiązane jest w pewnym sensie z liderowaniem – Moore jeden mecz Anwilowi wygrał (w Dąbrowie Górniczej), ale odkąd wypadł z gry z uwagi na kontuzję, tak do teraz nie jest w stanie wypracować przewagi w grze izolacyjnej, do której system zespołu z Włocławka jednak dąży. Obok Moore’a Anwil nie wykreował w tym sezonie żadnego innego lidera. Kamil Łączyński? W zaciętych końcówkach trafia na jeszcze gorszym procencie niż Moore (1/11 za 3 przy 2/11 Moore’a). Phil Greene przez długi czas grał z urazem, a dodatkowo nie jest zawodnikiem, który mija. Victor Sanders? Mam wrażenie, że on od rzucania trochę ucieka.
Ciśnienie, presja na wynik – to dotyka teraz klub z Włocławka. Całkiem naturalne, że ręce zaczynają się trząść. Koszykarze Anwil w drugiej połowie meczu z Czarnymi podjęli kilka nerwowych decyzji, które kończyły się stratą lub nieprzygotowanym rzutem. Włocławianie z tą presją muszą jednak sobie zacząć radzić, bo jeśli jeszcze wierzą w play off, powinni wygrać praktycznie wszystkie mecze do końca sezonu PLK.
Presja nie będzie żadnym wytłumaczeniem potencjalnego blamażu.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
3 komentarze
Size pod koszem od początku sezonu mi nie pasował. Dochodzi jeszcze fakt że Franz pozbierał spolegliwe tłuste koty i odgrzewane kotlety. Po za Estończykiem, nie było tam powiewu świeżości a niestaty jak się gra w PLK, budowa od podstaw to norma i Estończyków powinno być dziesieciu.
mnie kupcie
Jak się nauczysz trafiać to pomyślimy o przenosinach