Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Walcząc z tureckimi streamami i VPN-em, w końcu udało się obejrzeć reprezentację Polski w koszykówce. W starciu z Turcją nasi kadrowicze wypadli w pierwszej połowie naprawdę dobrze, więc tym bardziej można było żałować, że transmisji z poprzednich spotkań nie było.
Mecz otworzyliśmy grą przez Jarosława Zyskowskiego, który miał kilka dobrych okazji na zdobycie punktów. Skrzydłowy Trefla pomylił się jednak parę razy z dystansu, podobnie jak potem Michał Michalak. Mimo to trener Igor Milicić i tak mógł być zadowolony z intensywności gry po obu stronach parkietu. Agresja w obronie imponowała. Wynik oscylował wokół remisu (po pierwszej kwarcie 15:15, po drugiej 37:37).
Do głosu z czasem doszli nasi liderzy, którzy przełamali niemoc z dystansu. Aleksander Balcerowski trafił dwie trójki, a potem także dołożył punkty z bliższej odległości (grając przed swoim nowym trenerem klubowym). W drugiej kwarcie za to show skradł Igor Milicić Jr.
W obronie musiał pracować przy gwieździe Houston Rockets, Alperenie Sengunie, i długo wychodziło mu to nieźle, zaś w ataku nie bał się rzucać i często zachowywał się jak weteran. Z tych kilku minut można by było złożyć naprawdę ciekawą i efektowną sklejkę jego akcji – blok w kontrze i świetny manewr pod koszem to tylko wisienką na torcie.
Trzecią kwartę nasza reprezentacja rozpoczęła od świetnej ofensywy. Wpadały nawet naprawdę trudne rzuty i to z faulem. Po celnym rzucie wolnym Mateusza Ponitki Polacy prowadzili 50:41 (13 punktów w 3 minuty). Nasi mogli jeszcze trochę więcej dorzucić Turkom, ale kilka rzutów w tłoku nie wpadło do kosza Balcerowskiemu.
Gospodarze wyraźnie byli podrażnieni i gwiazdy wzięły się mocno to roboty. Korkmaz i Sengun brali coraz więcej gry na siebie i przysporzyło to naszej kadrze sporo kłopotów. Seria gospodarzy zmusiła Igora Milicicia do przerwy na żądanie – zmiennicy zdecydowanie nie dawali tyle jakości co starterzy. Różnice było czuć zwłaszcza pod koszem. Niestety, Geoffrey Groselle niczym nie zaistniał na parkiecie, a wręcz mógł się tylko przyglądać jak Turcy zdobywają punkty.
Na boisku wrócił jednak Balcerowski (już się zrobiło -1) i „Szpaku” do spółki z Andrzejem Plutą uspokoili sytuację. Ten drugi zaimponował kilka razy panowaniem nad piłką i odwagą – kończył akcje także po wjazdach z wyższymi obrońcami na boku. Młoda piątka z Plutą, Miliciciem i Balcerowskim (a więc przyszłość naszej kadry) wypadła bardzo obiecująco. Rozrzucali się z dystansu jednak wysocy gospodarzy – Sanli i Sengun złożyli się na trzy trójki w krótkim czasie i Turcja wyszła na prowadzenie.
Gwiazdor Rockets z czasem zdecydowanie zbyt mocno rozgościł się w naszym pomalowanym i do jego zatrzymania trzeba było zaprzęgnąć kilku graczy. Igor Milicić na parkiet wysłał najlepszą piątkę i tym samym chciał wytracić z rytmu gospodarzy. Sengun jednak nas zamęczał i po jego akcji 2+1 stało się jasne, że to Turcja wygra to spotkanie. Ostatecznie przegraliśmy 84:87 (ale na koniec piękna trójka po step backu Balcerowskiego).
Jutro rewanż w Stambule. Oby znów dało się obejrzeć, bo zdecydowanie warto!
Turcja – Polska 87:84 (15:15, 22:22, 22:25, 28:22)
Turcja: Sengun 24, Yurtseven 14, Bitim 12, Korkmaz 8, Sipahi 8, Sanli 6, Hazer 3, Saybir 3, Ulubay 3, Kabaca 2, Osmani 2, Yilmaz 2, Buyuktuncel 0,
Polska: Balcerowski 24, Milicić 14, Ponitka 14, Sokołowski 9, Pluta 8, Zyskowski 8, Michalak 7, Żołnierewicz 0, Groselle 0, Nizioł 0
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>