Tarik Phillip (Trefl Sopot)
Doświadczenie z Turcji, Izraela, Hiszpanii czy Włoch, a na końcu dwa lata spędzone w London Lions, z którymi całkiem nieźle prezentował się w poprzedniej edycji EuroCupu, czyli drugiego najbardziej prestiżowego pucharu na Starym Kontynencie. Dobra rekomendacja, prawda?
Phillip odgrywał sporą rolę w ekipie ze stolicy Anglii i taka też jest dla niego zapewne przewidywana w Treflu Sopot. Ma 31 lat, wciąż jest w swoim atletyczno-fizycznym prime. Powinniśmy w sezonie 2024/25 oglądać gracza przez duże G, a nie schodzącą z dużej sceny gwiazdę.
Może nieprzypadkowo w rozmowie na kanale Basket w Liczbach, konsultant ds. sportowych Anwilu Włocławek Bronisław Wawrzyńczuk, właśnie nowego rozgrywającego Trefla wskazał jako na najbardziej zaskakujący in plus transfer tego lata w całej lidze?
James Woodard (King Szczecin)
W CV liga litewska, niemiecka, włoska, grecka, a na końcu też turecka. Zdarzało się już, że do Polski trafiali zawodnicy, którzy byli w stanie zdobywać średnio 15 punktów w Turcji – ale na drugim poziomie rozgrywkowym, a nie pierwszym! Woodard do tego trafiał 44% rzutów za 3 punkty.
Nowy nabytek Kinga Szczecin to gracz naprawdę dużego kalibru, który znalazłby sobie także z pewnością pracę w mocniejszej lidze niż polska. Dlatego tym bardziej powinniśmy się cieszyć, że w naszej ekstraklasie wylądował gość z takim CV i w takim wieku (dopiero 30 lat!).
Możemy zakładać, że jakąś rolę w jego podpisaniu w Szczecinie odegrała gra w Lidze Mistrzów – oby jego obecność popchnęła Kinga do lepszych wyników niż ostatnio.
Sindarius Thornwell (Zastal Zielona Góra)
Powiedzieć o nim, że w NBA było o nim głośno, to trochę nadużycie, ale jego nazwisko było naprawdę rozpoznawalne i cenione wśród trenerów i znawców najlepszej ligi świata. Thornwell to wszechstronny gracz obwodowy, który może pełnić rolę jaką tylko trener sobie wymarzy – kozłującego, punktującego, broniącego, czy zbierającego.
Transfer Amerykanina akurat do Zastalu był wielką niespodzianką. Klub z Zielonej Góry wcześniej raczej nie kontraktował graczy z takiej półki (tylko Kamariego Murphy’ego możemy uznać za zawodnika drogiego). Zwiastuje to, że Thornwell powinien być liderem Zastalu, ale może także trochę to, że w tym transferze musi być ukryty jakiś haczyk, o którym póki co nic nie wiadomo?
Isaiah Whitehead (Śląsk Wrocław)
Kiedyś wychodził w pierwszej piątce Brooklyn Nets. Nawet jeśli wtedy byli to słabi Brooklyn Nets, to wciąż – jest to pierwsza piątka klubu NBA. Whitehead w przeszłości podpisywał wielkie umowy w porównaniu do polskich warunków, co tylko potwierdza jak duży potencjał widzieli w nim ludzie za oceanem i w Europie.
Amerykanin powinien być jednym z liderów Śląska Wrocław. W jego przypadku największym znakiem zapytania jest przygotowanie fizyczne do gry – Whitehead bazuje na sile, atletyzmie, jest wręcz stworzony do dominowania swoją fizycznością nad obwodowymi rywali.
Jeśli będzie w dobrej formie, a do tego będzie zmobilizowany, by w swojej karierze (29 lat) już dalej nie spadać (jakby nie patrzeć polska liga to będzie najniższy poziom na jakim będzie grał), to powinnismy oglądać gracza robiącego sporą różnicę w PLK.
Kameron McGusty (Legia Warszawa)
To jedyny „nieodgrzewany” gracz w Legii, ale za to można liczyć, że ten rodzynek zrobi w PLK sporą furorę. McGusty ma za sobą sezon we Francji, w trakcie którego kręcił się wokół średniej 10 punktów na mecz. Przypina mu się łatkę łowcy punktów, a takich graczy przecież bardzo lubimy i takimi się ekscytujemy.
Amerykanin to materiał na najlepszego strzelca Legii i jednocześnie czołowego punktującego PLK. Klub z Warszawy nie ma szerokiego składu, więc siłą rzeczy McGusty dostanie sporo minut i wiele rzutów. Ma 27 lat i sezonem w Legii może zapracować sobie na kolejny bardzo ciekawy kontrakt w mocnej lidze.
Souley Boum (MKS Dąbrowa Górnicza)
Ma za sobą grę w dobrych uczelniach, jeden obiecujący sezon w G League – to na pewno materiał na lidera MKS. Trener Boris Balibrea wydaje się być gwarantem ofensywnego stylu gry zespołu z Dąbrowy Górniczej, choć oczywiście już sam „papier” mocno sugeruje, że będzie on wyglądał i grał nieco inaczej niż w poprzednim sezonie.
Nie zmienia to faktu, że jeśli nie Boum, to superstrzeleca na próżno póki co szukać w składzie MKS. Amerykanin będzie musiał na siebie wziąć odpowiedzialność związaną ze zdobywaniem punktów i w ogóle prowadzeniem ofensyw drużyny. Powinno się to przełożyć się na „gwiazdorskie” dokonania statystyczne.