Strona główna » Najlepszy gracz PLK za ćwierć miliona dolarów. Jest wart każdego centa!

Najlepszy gracz PLK za ćwierć miliona dolarów. Jest wart każdego centa!

1 komentarz
Wiosną 2023 roku otrzymał podwyżkę. Znaczącą, ponad 50-procentową. Choć od początku poprzedniego sezonu jest tak naprawdę najlepszym graczem PLK, wciąż nie jest jej najlepiej opłacanym zawodnikiem. Andrzej Mazurczak w sobotę w czwartym meczu z Legią udowodnił, że jest wart fortuny. Dla polskiej kadry za chwilę też powinien okazać się bezcenny.

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

To wcale nie jest tak, że Andrzej Mazurczak po poprzednim sezonie, w którym sięgnął po historyczne mistrzostwo Polski z Kingiem był skazany na dalszą grę w zespole ze Szczecina. W rozgrywkach 2022/23 jego kontrakt nie rzucał na kolana, gwarantował 80 tys. dol. Oczywiście, w sprawie warunków nowego z dotychczasowym zespołem porozumiał się szybko – dosłownie kilka dni po mistrzowskiej fecie. Jasne, wizja gry w Lidze Mistrzów FIBA musiała być dla niego kusząca. To zrozumiałe, że propozycja dwuletnie umowy przemawiała do wyobraźni – pół roku przed 30. urodzinami mogło mu zależeć na stabilizacji.

Ale były w Orlen Basket Lidze kluby, które mogły zaoferować Mazurczakowi więcej. Sentymenty sentymentami, lecz w zawodowym sporcie nic nie przemawia do wyobraźni tak skutecznie jak pieniądze.

Legia Warszawa popełniła w tym sezonie – pierwszym od czterech lat, który właśnie zakończyła bez awansu do półfinału – wiele błędów. Ale czy czasami największym nie było właśnie to, że błyskawicznie nie złożyła naprawdę lukratywnej propozycji Mazurczakowi?

Nie wiem czy Przemysław Frasunkiewicz, którego obecnie jedna porażka dzieli od pożegnania się z posadą trenera Anwilu, gdyby tylko mógł wymieniłby przed wtorkowym meczem nr 5 ze Spójnią Victora Sandersa na Mazurczaka. Znając go, wiedząc jak mocno jest związany z liderem Anwilu, pewnie by się na to nie zdobył. Faktem jest jednak, że amerykański gwiazdor włocławian zarobi w tym sezonie więcej od lidera Kinga.

Graczy z wyższym kontraktem znajdziemy też w Ostrowie Wielkopolskim.

W Śląsku także.

Nie wspominając już o Treflu, który wydał fortunę, by przechwycić w trakcie sezonu Geoffreya Groselle’a z Zielonej Góry.

Dlaczego żaden z klubów z mistrzowskimi aspiracjami nie pomyślał rok temu o sięgnięciu po Mazurczaka? Albo – jeśli myślał – to dlaczego nie poszedł va banque i nie złożył mu oferty typu „nie do odrzucenia”? Czyżby szefowie drużyn PLK nagle stali się tacy grzeczni, że doszli do wniosku, iż „nie wypada kaperować najlepszego gracza świeżo upieczonego mistrza Polski”?

Stawiam, że tak naprawdę zadecydowało co innego: brak wiary, że Mazurczak naprawdę jest AŻ TAK dobry. Swoją rolę mogły odegrać też statystyki Andy’ego z ubiegłorocznego playoff.

20 proc. skuteczności rzutów za 3.

31.4 proc. w rzutach z gry.

6,9 punktu. 5.4 asysty. 3.1 zbiórki.

Na kolana nie rzucały, prawda? W trakcie tego magicznego – nie bójmy się tego słowa – rajdu Kinga po złoty medal późną wiosną 2023 roku rozmawiałem z Mazurczakiem kilka razy. Za każdym on, MVP sezonu zasadniczego, przekonywał mnie, jak bardzo to kompletnie nieistotne, że tak rzadko trafia piłką do kosza. Początkowo w duchu tylko się uśmiechałem. Znacząco. To trochę brzmiało jak wyuczona formułka koszykarza, który nagle „gubi rzut”.

Ale Mazurczak jest wyjątkowy. Ten gość coś w sobie ma – błysk w oku, naturalność i zwracającą na siebie uwagę powtarzalność. Gdy do znudzenia powtarzał mi formułkę w rodzaju „mój nikły dorobek punktowy nie jest moim problemem” pewnie za trzecim lub czwartym razem, już podczas finału ze Śląskiem, w końcu w to uwierzyłem. Tak naprawdę.

Chwilę później King świętował mistrzostwo.

Idę o zakład, że przynajmniej część z prezesów i trenerów najbogatszych polskich klubów TAK NAPRAWDĘ rok temu w Mazurczaka wciąż do końca nie wierzyła. Patrząc jak King odbiera mistrzowski puchar nie myśleli, że Mazurczak jest wart każdych pieniędzy. Panowało dość powszechne przekonanie, że mistrzostwo ekipy ze Szczecina może nie tyle jest przypadkiem, co efektem wysiłku całej perfekcyjnie dobranej drużyny. A także wyjątkowej chemii w szatni. Nikt nie negował, że Mazurczak był liderem mistrza Polski. Ale w powszechnym odbiorze Mazurczak był też graczem, który w trakcie trzech serii playoff grał gorzej niż w sezonie zasadniczym i pudłował na potęgę. W końcu kandydatami do tytułu MVP finału byli Bryce Brown i Zac Cuthbertson. Prędzej od Mazurczaka statuetkę dostałby także Tony Meier.

Efekt? Kilka dni po zakończeniu sezonu Andy spokojnie, nie niepokojony (czytaj: niespecjalnie kuszony) przez nikogo podpisał nowy, dwuletni kontrakt z Kingiem. O wartości ćwierć miliona dolarów.

Jest wart każdego centa.

We wczorajszym meczu Legia – King Mazurczak od samego początku do końca kontrolował przebieg walki. Tym razem przeistoczył się w strzelca, istnego łowcę punktów. Chwilę po meczu do kilku znajomych, osób od lat współdecydujących o polityce transferowej klubów PLK i doskonale znających jej realia, wysłałem jedno pytanie.

„Czy 250/2 Mazurczaka to obecnie najlepszy kontrakt w PLK?”

Odpowiedzi?

– Tak.

– Chyba tak.

– Na pewno.

– Pewnie tak.

– Poczekajmy czy da drugie mistrzostwo.

Widzicie? Nawet po wczorajszym meczu nie wszyscy jeszcze wierzą w Mazurczaka. Chyba, pewnie, poczekajmy… Dochodzą do wniosku, że tych 30 punktów to był przypadek? Że Legia była taka słaba? Że to 11/15 z gry, akcje w których silniejsi i wyżsi obrońcy byli wręcz przez Mazurczaka psychicznie maltretowani, nie wiedząc jak długo ten będzie ich jeszcze trzymał na muszce po wymuszeniu izolacji swym elektrycznym kozłem, to tylko – ot, takie tam granie? Za chwilę ruszy na kosz czy też jednak skorzysta z kolejnej zasłony i odpali tróję? A może – w końcu, przecież prawie „zawsze” tak robił! – zacznie w końcu podawać kolegom?

Gwoli przypomnienia, w wolnych chwilach – tak jak w końcówce meczu nr 2 z Legią – mówimy także o graczu, który jak na rasowego rozgrywającego przystało jest gotów skonsultować z trenerem przebieg boiskowych wydarzeń, by pomóc mu podjąć być może najważniejszą decyzję personalną w kluczowym meczu serii.

Andrzej Mazurczak jest dobry jak nigdy wcześniej. Fajnie, że mówi – głównie swoją grą, bo to skromny facet – o tym głośno. Fajnie, że nie udaje kogoś, kim nie jest. Ba, bardzo fajnie, że nie jest grzeczny! Dosyć w Orlen Basket Lidze tego udawanego Wersalu. Sport to emocje, niech playoff PLK od nich płonie!

Aha, jest jeszcze fajniejsza sprawa – jest naprawdę głośno o tym, że Igor Milicić nie należy (już) do grona tych, którzy oceniając sportową klasę Mazurczaka w nią powątpiewają.

Jeśli Andy w lipcu w Walencji w biało-czerwonych barwach nie będzie bił się o olimpijski paszport, staniemy się świadkami jakiejś niezrozumiałej, piramidalnej bzdury. Polskiej koszykówki na to nie stać!

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

1 komentarz

Andrew 12 maja, 2024 - 10:17 - 10:17

Taki potencjał był w Legii jednak został nie wykorzystany. Atmosfera w drużynie nie wyglądała na najlepszą o czym przekonał się min. trener Kamiński
Granie na Vitala to jak porównanie do duetu w Anwilu na Wrotna i Ledo – jak będą chęci to powalczą w innym wypadku pójdą na balety. Gratulacje dla trenera Miłoszewskiego i jego załogi – pięknie to zakończyli

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet