Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Nie było żadnego efektu nieprzyjaznych, twardych obręczy, którymi po dwóch porażkach w Stargardzie mniej lub bardziej otwarcie tłumaczyli się koszykarze Anwilu. Nie było też choćby cienia syndromu trzęsących się rąk, które nie pozwoliły liderowi rundy zasadniczej PLK przebić się do półfinału. King pojechał na trzeci mecz serii decydującej o awansie do wielkiego finału do hali lokalnego rywala jak po swoje. Po czym swoje wywiózł – przekonujące zwycięstwo 88:75, pieczętując w imponującym stylu drugi z rzędu awans do serii, która wyłoni mistrza Polski.
Nie można powiedzieć, że Spójnia w tym półfinale nie walczyła. W drugim meczu w Szczecinie była naprawdę blisko sprawienia niespodzianki. W czwartek we własnej hali też robiła wszystko, by wybić faworyta z rytmu. Nie tylko jej lider Devon Daniels IV (20 punktów, 6 zbiórek i 6/13 z gry). Tylko spójrzcie na tę akcję Dominika Grudzińskiego.
Ale na King to wszystko było za mało. W jego barwach świetnie grał nie tylko precyzyjnie regulujący tempo gry od początku do końca Andrzej Mazurczak (11 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst), ale także drugi z reprezentantów Polski Przemysław Żołnierewicz. Ten drugi, choć na boisku spędził niespełna 17 minut, schodził z niego z dorobkiem 13 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty.
Swoje punkty, gdy tylko zespół tego potrzebował, dorzucał kwartet obcokrajowców – Tony Meier (12), Darryl Woodson (13), Michale Kyser (8) i Matt Mobley (7). Gdy natomiast rywal się rozpędzał i kilkukrotnie zbliżał się do mistrza, ten zazwyczaj znajdował także odpowiedź po bronionej stronie boiska. Jak wtedy, gdy pozostawiony bez pomocy kolegów w akcji izolacyjnej z dala od kosza Michał Nowakowski nie dał się minąć Aleksowi Steinowi (17 punktów, 4/9 z gry).
– King gra w playoff świetnie, to inna drużyna niż Anwil i tym razem nie udało się nam sprawić niespodzianki. Mam nadzieję, że zespół ze Szczecina zdobędzie mistrzostwo, bo na to zasługuje – komentował porażkę swojej drużyny Grudziński (8 punktów, 2 zbiórki).
– Bardzo dobrze gra się w drużynie, w której wszyscy mają jeden cel i nie patrzą na indywidualne statystyki. Jesteśmy prawdziwą drużyną, która gra cierpliwie i szuka swoich przewag. Dzisiaj nikt z nas nie rzucił więcej niż 13 punktów i trzeba to zauważyć. Z kim chciałbym grać w finale? Nie ukrywam, że przyjemnie byłoby wrócić do Sopotu i trochę w nim posiedzieć, ale nie można lekceważyć Śląska. On w serii ze Stalą udowodnił, że jest bardzo groźny – mówił chwilę po zakończeniu walki ze Spójnią Żołnierewicz.
King naprawdę wygląda na gotowego do gry w wielkim finale – już 8 dni przed jego rozpoczęciem. Pierwsze starcie o złoto w piątek 31 maja – w Sopocie bądź, w przypadku kompletnego, nagłego odwrócenia losów rywalizacji Trefl – Śląsk, w Szczecinie.
Mistrzowie Polski sprawiają wrażenie wyjątkowo spokojnych i pewnych swego.
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
3 komentarze
kojarzycie czy jak trefl wygra szybciej to jest szansa na szybszy finał? Czy niezależnie od wyniku zaczyna się za 10 dni?
Mam nadzieję że King znowu bendzie mistrzem.
Jeśli ewentualny 5 mecz półfinału jest 30, to jak finał może się zacząć 31 maja… Ktoś nie odrobił rzetelnej roboty dziennikarskiej?!?