Strona główna » Kacpa: Koszykarski boom może być tuż za rogiem

Kacpa: Koszykarski boom może być tuż za rogiem

1 komentarz
– Rosnące zainteresowanie koszykówką wśród dzieci jest wyczuwalne. Jeśli obecnie tak naprawdę na poważnie basket w Polsce trenuje ich 20 tys., a za chwilę będzie 100 tysięcy, to nasza dyscyplina sportu znajdzie się w kompletnie innym miejscu – pociesza wszystkich koszykarskich sceptyków Kacper „Kacpa” Lachowicz.

BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!

Michał Tomasik: Na czym polega największy problem, jeśli mówimy o szkoleniu koszykarzy w Polsce?
Kacper „Kacpa” Lachowicz:
Na braku chęci do współpracy i nauki oraz wciąż niewystarczającej liczbie obiektów sportowych.

Jak to się stało, że taki Kacpa jak ty, gość z Krakowa – akurat tego z największych polskich miast najmniej kojarzącego się w XXI wieku z koszykówką – stał się idolem dzieci grających w basket?
Wyszło w pełni naturalnie. Ja po prostu lubię to co robię, a dzieci lubią to jak to robię. One błyskawicznie wyczuwają, gdy ktoś przed nimi udaje kogoś, kim nie jest. Ja pozostaję autentyczny. Działają proste rzeczy – chociażby przestrzeganie zasady, żeby podczas treningu żaden z uczestników nie stał za plecami trenera.

Kacpa w trakcie treningu / Fot. Grzegorz Radtke / 058sport.pl

A także ta, żeby rozmawiając z trenerem zawsze patrzeć mu prosto w oczy. Uczę dzieci, że nie jest to wyraz nieskromności, lecz okazywanie niezbędnego szacunku. Niby małe sprawy, ale tak naprawdę niesłychanie istotne. Sukces w sporcie składa się z wielu małych elementów.

Najczęściej, gdy w polskiej koszykówce mówi się o Kacprze „Kacpie” Lachowiczu padają dwa określenia – showman i konferansjer. Co myślisz, gdy je słyszysz?
Z jednej strony satysfakcję – bo to właściwie znaczy, że ktoś mnie zauważył i docenił. Z drugiej strony wiem, że na stworzeniu energetycznej i jednocześnie przyjemnej atmosfery podczas różnych eventów koszykarskich moje ambicje i moja rola się nie kończą. Najwięcej satysfakcji daje mi prowadzenie indywidualnych treningów z dziećmi. To moja największa pasja! Uwielbiam uczyć ich krok po kroku tego jak zostać koszykarzem. A przede wszystkim – jak wkroczyć na drogę, która do tego w ogóle może poprowadzić.

Duże jest zainteresowanie tego typu treningami?
Ogromne i wciąż rośnie. Nigdy tego nie liczyłem, ale podejrzewam, że około 65-80 procent roku spędzam w rozjazdach. Bardzo często odbieram telefony od rodziców, którym zależy na koszykarskim rozwoju dzieci. Oczywiście, nie z każdego zaproszenia mogę skorzystać, nie wszędzie dojechać. Ale wiem, że zapotrzebowanie jest wielkie.

Jakie bariery napotykasz?
Największą bywa brak odpowiednich obiektów. Sam od kilku miesięcy mieszkam w Rzeszowie. Niby duże, 200-tysięczne miasto, niby jego włodarze obiecywali nawet pomoc, ale wciąż – znaleźć odpowiednią halę, w której można organizować profesjonalny trening indywidualny dla koszykarzy nie jest w okresie zimowym łatwo. A, żeby była jasność, to nie tylko specyfika tego miasta, sprawa się powtarza w wielu regionach Polski. To zdziwienie, gdy pytasz się o możliwość wynajmu sali, a osoba nią zarządzająca nie potrafi zrozumieć, że nie robisz tego dla grupy dzieci, tylko dla zajęć z jednym. Wymowna reakcja. Cóż, osób zajmujących się „players skill development” wciąż nie ma w Polsce zbyt wielu. Nawet na poziomie PLK. Kojarzę Maksyma Papacza ze Śląska Wrocław, w tym samym klubie zajmuje się tym ponoć też Adrian Mroczek-Truskowski. Ale obaj wciąż są zatrudnieni jako asystenci pierwszego trenera. Na stworzenie stanowiska pracy dla osoby odpowiedzialnej za „players skill development” chyba jeszcze nikt się nie zdecydował. Niby szczegół, niby tylko terminologia – ale o czymś świadczy.

W środowisku koszykarskim panuje przekonanie, że w polskiej koszykówce idzie ku lepszemu. Jak to wygląda z perspektywy człowieka, który od kilkunastu lat z bliska przygląda się szkoleniu młodych koszykarzy?

I tak, i nie. Faktem jest, że w ostatnich latach w koszykówce pojawiło się więcej pieniędzy. Nie mam jednak wrażenia, by wystarczająca ich część trafiła tam, gdzie tak naprawdę powinna, by na dłużej odmienić oblicze koszykówki w Polsce – na sam dół piramidy szkoleniowej. Ale nie można też zaprzeczać, że jakaś część środków i do młodzieżowej koszykówki została skierowana. Jest lepiej niż kilka lat temu.

Także dlatego, że obecni rodzice kilkunastoletnich dzieci trenujących basket są w dużej mierze tymi nastolatkam, młodymi ludźmi z lat 90., którzy pamiętają czasy, gdy koszykówka była po piłce nożnej w Polsce dyscypliną nr 2? Czy dzięki temu i ostatnim sukcesom kadry czy Jeremy’ego Sochana w NBA rośnie liczba chętnych do gry w basket?
Tak, większe zainteresowanie jest wyczuwalne. Choć każdy kij ma dwa końce. Fajnie, że dzieciaki się garną do kosza, a jeszcze fajniej – że dzięki pasji rodziców do tej dyscypliny sportu są od małego obyci z piłką. Ale też, umówmy się – w latach 90. czy na początku XXI wieku szkolenie koszykarskie w Polsce kompletnie leżało. Siłą rzeczy rodzice mają też wiele złych nawyków, które mimowolnie przekazują dzieciom. Czasami lepiej jest uczyć od zera. Ale to tylko mało istotna dygresja. Najważniejsze, że chętnych do trenowania robi się coraz więcej. Jeśli obecnie przykładowo tak naprawdę na poważnie koszykówkę w Polsce trenuje 20 tys.dzieciaków, a za chwilę będzie ich 100 tysięcy, to nasza dyscyplina sportu znajdzie się w kompletnie innym miejscu niż jest obecnie.

Wierzysz, że aż taki boom na basket jest w naszym kraju możliwy?
Pewnie, on może być tuż za rogiem! To wszystko kwestia współpracy całego środowiska i chęci ludzi rozdzielających pieniądze w polskim baskecie, by ich większy strumień skierować na dół piramidy. Jeśli tak się stanie, jestem przekonany, że za 10 kolejnych lat pozycja naszej dyscypliny w Polsce będzie nieporównywalnie mocniejsza. W szkoleniu dzieci obowiązuje nieubłagalna statystyka – jeśli trenować będzie ich pięciokrotnie więcej, lawinowo wzrośnie też liczba tych najbardziej uzdolnionych.

Wróćmy do tematu treningów. Jaką najważniejszą zasadę starasz się przekazywać dzieciom – tak podczas zajęć indywidualnych jak też w trakcie obozów?
Że najważniejsze są wiedza i konsekwencja. Przed każdym obozem wyposażamy jego uczestników w zeszyty, w których mogą notować jakie ćwiczenia z nami wykonują. To bardzo istotne, bo później te dzieciaki wracają do domu i idą na pobliski Orlik. Jeśli uważnie notowały i zapamiętywały – mogą faktycznie już na tym Orliku rzeczywiście trenować, a nie tylko mniej lub bardziej skutecznie rzucać do kosza.

Notatki – integralna część treningów z Kacpą / Fot. Wojciech Figurski / 058sport.pl

Poza tym – mogą namówić do wykonywania ćwiczeń znanych z obozu inne dzieci z okolicy. Tak trzeba próbować budować moc koszykarskiej kuli śnieżnej – małymi krokami.

Większość twoich podopiecznych zapewne na co dzień trenuje w różnych klubach. Jak ich trenerzy reagują na twoją pracę?
Niestety, muszę powiedzieć, że zazwyczaj co najmniej chłodno. To spory problem polskiej koszykówki, że trenerzy grup młodzieżowych w większość czują się na tyle niepewni swojej wiedzy, że na większość nowinek – takich jak na przykład treningi indywidualne – reagują wycofaniem. „Więcej nie idź tam” – potrafili usłyszeć moi podopieczni na treningach, mimo tego, że wrócili na zajęcia pod względem sportowym jako bardziej zaawansowani koszykarze. Dziwne to i przykre.

Może po prostu wciąż wszyscy patrzą na ciebie bardziej przez pryzmat konferansjera a nie trenera i tu jest pies pogrzebany?
Niewykluczone, ale – jeśli jesteś trenerem, powinieneś móc realnie ocenić czy zawodnik po zajęciach z innym szkoleniowcem wrócił do twojego klubu lepszy. I przede wszystkim – powinieneś być otwarty na inny punkt widzenia, nawet na konfrontację z innym spojrzeniem na temat szkolenia. Przecież z nim jest trochę jak z tym równaniem, które można rozwiązać na wiele sposobów. Liczy się wynik końcowy.

Czy w koszykówce młodzieżowej wynik nie staje się nazbyt często najważniejszy?
Tak, szczególnie widać jest to w reakcjach rodziców. Gdy ich – dajmy na to – córka świetnie gra w kosza i na poziomie swojego województwa jej drużyna bije wszystkich – to jest OK. Ale gdy ta sama drużyna pojedzie na tzw. zawody centralne i oberwie od innych rywali – nagle wszystko robi się nie OK. Tak być nie powinno. Rodzice powinni mieć większą świadomość z jakiego rodzaju procesem zderzają się, posyłając swoje dzieci na treningi. Dlatego przy okazji każdego z obozów Players Camp x Kacpa, robimy też w ramach możliwości także spotkania z rodzicami.

Z czego ich szkolicie?
Ze świadomości czym jest sport dla młodych ludzi. Staramy się im pokazywać, że jest z nim jak z podróżami – docieranie do celu, tudzież w sporcie – wygrywanie jest fajne, ale człowiek najwięcej uczy się w trakcie samego procesu podróży czy walki o zwycięstwo. To właśnie jest tak naprawdę najbardziej istotne. Konfrontowanie się z innymi oraz nauka akceptacji zwycięstw i porażek – to prawdziwa szkoła życia, która będzie naszym dzieciom procentowała, nawet jeśli w przyszłości nie zostaną zawodowymi sportowcami. Ale zawsze mogą też zostać koszykarzami, kibicami, prezesami klubów czy nawet ich sponsorami.

Uczestniczysz w wielu obozach młodzieżowych – sam w lipcu i sierpniu poprowadzisz trzy. Czym one się tak naprawdę wyróżniają?
Tym, że organizatorzy innych obozów tego typu często właśnie z nas biorą przykład. To my w 2015 roku jako pierwsi wprowadziliśmy treningi po angielsku. Chwilę później poszerzyliśmy program o zajęcia jogi, zdrowego żywienia, sketchnotingu czy o psychologię sportu. Obecnie już na wielu imprezach tego typu to norma. I bardzo się z tego cieszę, powielenia dobrych rozwiązań ma sens i pomaga całej koszykówce.

Praca z nastolatkami bywa sporym wyzwaniem. Macie jakieś zasady, które pomagają wam utrzymać odpowiedni stopień koncentracji podopiecznych podczas obozów?
Oczywiście. Telefon w trakcie wyjazdu dzieciaki mogą używać jedynie przez godzinę dziennie. Ale ważniejsze nie są zakazy, lecz zachęty – a my mamy tak bogaty program zajęć, że nie ma czasu na nudę. I obchodzenie przyjętych zasad. Stara jak świat „nie kozłuj, gdy trener mówi” obowiązuje, ale tak serio ustępuje wspominanej wcześniej „patrz trenerowi prosto w oczy”. To działa. Na każdym obozie mamy tak szeroką kadrę trenerską, że znajdujemy czas dla dzieci z rozmaitymi umiejętnościami. Niektóre po takim tygodniu czy dwóch wracają do domu jako zupełnie odmienieni, lepsi koszykarze. Wiem, że z uczestników moich obozów pewnie zaledwie 10-15 proc. będzie na poważniej, dłużej trenowało basket. Ale wiem też, że te pozostałe 85-90 procent dzieciaków z zajęć może wynieść wiele pożytecznych rzeczy, które później ułatwią im życie.

Kacpa podczas treningu / Grzegorz Radtke / 058sport.pl

BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!

1 komentarz

Piotr 9 kwietnia 2023 - 13:43 - 13:43

Szkolenie dzieciaków i presja na medaliki. z tym walczę i obrywam po głowie z każdej strony. a najbardziej od tych klepanych po pleckach cwaniaków udających alfy i omegi. zamiast szkolić selekcjonują…..

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet