Z tego co czytam na portalach koszykarskich i w mediach społecznościowych toczy się obecnie dyskusja na temat kształtu PLK i I ligi. Pozwolę sobie wyrazić swoją opinię i ją uargumentować, zapewne wystawiając się na krytykę.
Kasta zawodników pierwszoligowych nie pomaga
Zastanawiającym mnie od lat zjawiskiem jest bardzo mała migracja zawodników z pierwszej ligi do ekstraklasy. Często zawodnik, który rozpoczyna swoją karierę w pierwszej lidze gra w niej całe życie, co najwyżej zaliczając w ekstraklasie epizody.
Dlaczego tak jest? Pierwsza liga a PLK to dwa różne światy. Wiele lat konserwowania pierwszej ligi jako rozgrywek tylko i wyłącznie dla Polaków wytworzyło kastę zawodników pierwszoligowych. Młody zawodnik trafiający w takie środowisko może dostać minuty na boisku, może nawet dostać rolę w drużynie, ale uczy się koszykówki od kolegów z boiska i trenerów, którzy prawie całą swoją karierę spędzili na tym poziomie rozgrywek.
Stagnacja nie rozwija. PLK nie jest ligą szczególnie atletyczną (co nie znaczy, że nie jest wymagająca fizycznie), więc tym bardziej słabsza atletycznie i fizycznie I liga nie przygotowuje do gry na najwyższym poziomie. Otwarcie ligi dwa sezony temu na zawodników zagranicznych nie zabrało miejsca Polakom, a znacząco uatrakcyjniło rozgrywki.
Sam pamiętam ze swojej młodości czasy, gdy w I lidze w każdej drużynie występowało 2 obcokrajowców. Wtedy poziom czołowych drużyn takich jak Czarni, Legia, Noteć, Polpharma, czy Turów był zbliżony do poziomu drużyn z dołu PLK. Dziś między obydwiema ligami jest przepaść, która pozornie służy rozwojowi rodzimych zawodników w I lidze.
Żebym został dobrze zrozumiany – nie odmawiam pierwszoligowcom talentu ani ambicji, ale makro-otoczenie powoduje, że przepaść między obydwoma poziomami jest trudna do przeskoczenia. Dlatego jestem orędownikiem przepisu o co najmniej 2 obcokrajowcach jednocześnie na boisku w I lidze, przy jednoczesnym zachowaniu na boisku konieczności grania zawodnikiem młodzieżowym, najlepiej U21.
Kluby powinny móc kontraktować tylu obcokrajowców ilu chcą, co spowoduje nie tylko dalszy wzrost atrakcyjności rozgrywek, ale także podniesie poziom codziennej rywalizacji treningowej i zwiększy wymagania stawiane trenerom i organizacjom. Oczywiście podniesie się larum, skąd wziąć zawodników młodzieżowych do gry na poziomie I ligi.
To proste – należy ich szkolić w drużynach młodzieżowych.
Niezbędny system wynagradzania finansowego
Przykład 17-latków z WKK (ale także graczy z innych drużyn I ligi) pokazuje, że dobrze prowadzeni nastolatkowie są gotowi do rywalizacji na tym poziomie, trzeba tylko dać im szanse. Większa migracja między pierwszą ligą i PLK to także kwestia spadków i awansów. Uważam, że prawo gry w PLK (oczywiście po spełnieniu wymagań budżetowych i organizacyjnych nakreślonych i kontrolowanych przez ligę – niestety coś co dziś realnie nie istnieje) powinien mieć wzorem Hiszpanii czy Francji zwycięzca rundy zasadniczej w I lidze, zaś ekipy z miejsc 2-9 powinny rywalizować o drugie miejsce premiowane awansem do PLK w systemie playoff do dwóch wygranych, a następnie w turnieju Final Four.
Taki turniej organizowany przez wicelidera po rundzie zasadniczej byłby bardzo atrakcyjny kibicowsko i medialnie!
Odnośnie PLK i obowiązku gry Polakiem na boisku uważam, że paradoksalnie ten przepis nie daje impulsu dla rozwoju młodych zawodników. Dziś każdy trener wiedząc, że musi mieć Polaka na boisku, podpisuje 3/4 ogranych i doświadczonych zawodników. Wielu z nich spędza minuty na boisku, nie dając drużynie specjalnego impulsu, ale trener śpi spokojnie wiedząc, że gracze ci mają odpowiednią jakość i doświadczenie i można im zaufać.
To normalne, że trener woli dmuchać na zimne na wypadek kontuzji gracza PL, ale tym samym nie podejmuje ryzyka wprowadzania do składu młodych zawodników, którzy jak wiemy będą początkowo popełniać błędy. To ciekawe, że pomimo przepisu o obowiązkowym Polaku na boisku ilość zawodników U23 w PLK spadła drastycznie w ostatnich latach. Dlatego jestem za systemem nagradzania finansowego klubów PLK za minuty graczy U23 (były takie propozycje, chyba nawet podjęte jako uchwały, ale nie słyszałem o faktycznym rozliczeniu minut przez ligę i wypłacie premii z tego tytułu).
Dziś mamy jeden z najbardziej sprzyjających lokalnym zawodnikom systemów ze wszystkich profesjonalnych lig europejskich, a mimo przepisu o obowiązkowym Polaku na boisku, nasi zawodnicy grają mniej minut niż zawodnicy w krajach, gdzie zawodnicy zagraniczni stanowią większą część rosterów klubów (to oficjalne dane FIBA).
Adamek, Szablowski i Tabak czy Miłoszewski nie są złośliwi
Czy przepis 6+6 bez Polaka na boisku wpłynie na dopływ jakościowych zawodników do kadry Polski? Wg mnie nie – zawodnicy z poziomu kadry, czyli w teorii poziomu Elite zawsze się obronią i będą grali zarówno w PLK, jak i (oby) w czołowych ligach Europy, NCAA czy NBA. To nie przepisy PLK blokują naszych koszykarzy przed byciem gwiazdami (czy choćby liczącymi się zawodnikami) tych lig, a bardzo przeciętny i nieusystematyzowany system szkolenia.
Dlatego nie sztuczne stwarzanie możliwości gry w profesjonalnej lidze, a dogłębne przyjrzenie się procesowi szkolenia od minikoszykówki, poprzez rozgrywki młodzieżowe, rolę akademii klubowych, rolę SMS, strukturę kadr młodzieżowych i wprowadzanie 18-20 latków do grania zawodowego powinno być priorytetem. To nie złośliwość trenerów Adamka, Szablowskiego, Tabaka czy Miłoszewskiego jest przyczyną braku młodych koszykarzy w lidze, a po prostu brak w odpowiedniej skali wyszkolonego talentu do gry na zawodowym poziomie.
Jeżeli spojrzymy przekrojowo na nasze pokolenie zawodników roczników 2004-2010, to nie mamy żadnego prospektu, który byłby dziś w orbicie zainteresowań skautów NBA, klubów z topowych lig czy uczelni high-major. To nie znaczy, że ktoś się swoją ciężką pracą, wspartą odrobiną szczęścia nie przebije, ale realnie jako federacja nie produkujemy talentów na ten najwyższy poziom basketu.
Przyczyn jest wiele, a jedną z nich jest brak odpowiedniego poziomu rywalizacji w kategoriach młodzieżowych. Dlaczego zamykamy nasze ligi młodzieżowe przed udziałem w nich obcokrajowców?
Przykłady innych krajów pokazują, że granie od najmłodszych lat przeciwko fizycznie rozwiniętym zawodnikom rozwija młodzież. Wiem, ile wysiłku kosztuje moje dzieci rywalizacja z wysokimi i atletycznymi przeciwnikami i przeciwniczkami w Hiszpanii. Wiem przez co przechodził mój syn w USA. Wiem, że ani jutro, ani pojutrze nie będziemy Hiszpanią, do której trafiają największe talenty z całej Europy i Afryki, ale jesteśmy ciekawym, całkiem zamożnym i bezpiecznym krajem, z niezłym systemem edukacji. Nasze akademie nie szkolą jednak zagranicznych graczy, a ich udział w rozgrywkach mistrzostw Polski jest problematyczny lub niemożliwy.
Jeżeli potrafią to robić na Węgrzech, to czemu nie możemy u nas?
W polskich realiach większość zawodników ma szansę rywalizacji z czarnoskórym, atletycznym przeciwnikiem dopiero na parkiecie ligi zawodowej, może z wyjątkiem tych najlepszych, grających latem w reprezentacjach młodzieżowych. Tylko zacięta rywalizacja od najmłodszych lat, poparta oczywiście odpowiednim treningiem doprowadzi do sukcesów.
My od lat chronimy rozgrywki młodzieżowe, lokalne i niższe ligi przed udziałem obcokrajowców, zapominając, że rozwój bierze się rywalizacji. Przecież system monopolistyczny nie rozwija i nie tworzy innowacji.
Mistrzostwa Polski nie spełniają swojej funkcji
Czy dzisiejszy system z 4 grupami drugiej ligi jest najefektywniejszy? Moim zdaniem, powinno się wrócić do 8 lig makroregionalnych, w których także dopuścimy do gry obcokrajowców, ale wprowadzimy wymóg 2 zawodników U21 na boisku. Taki system będzie promował kluby szkolące własnych wychowanków, a prowadzenie rozgrywek będzie logistycznie tańsze. Braki dalekich podróży będą korzystniejsze dla uczących się (lub studiujących i pracujących) zawodników.
Żeby było jasne – w każdym kraju w Europie są większe lub mniejsze problemy z wprowadzaniem zawodników w wieku 18-23 lata do koszykówki zawodowej. Ci, którzy są gotowi w tym wieku do rywalizacji na poziomie ligi ACB, LNB Pro A, BBL czy Serie A trafiają do NBA lub czołowych drużyn NCAA płacących kwoty nieosiągalne dla europejskich klubów. Szczególnie NCAA będzie w najbliższych latach drenować Europę z młodych talentów, co nie oznacza, że naszym graczom będzie łatwo wsiąść do tego pociągu.
Ci zawodnicy, w wieku 23-25 lat będą wracać do Europy i konkurować o ograniczone miejsca w zawodowym sporcie (inna sprawa jaka będzie ich motywacja finansowa do gry). Dlatego marzę, żeby stworzenie płynnego systemu wprowadzania młodych graczy do lig zawodowych mogłoby być czymś, co mogłoby wyróżnić polski basket. OK, niech najlepsi wyjeżdżają za granicę i uczą się koszykówki w sprawdzonych akademiach czy uczelniach amerykańskich, ale dla zdecydowanej większości powinien być jasny i trwały system przejścia przez grę w II i I lidze do gry w PLK.
Dziś ani niższe ligi, ani mistrzostwa Polski w kategoriach młodzieżowych (popatrzmy gdzie grają ostatni mistrzowie Polski w kategorii U19) nie spełniają takiej funkcji.
PS. Nie poruszam pomysłów na temat zmian systemu ekwiwalentów za wyszkolenie, regulacji przepisów w rozgrywkach młodzieżowych zaczynając od minikoszykówki ani recept na poprawę szkolenia. To tylko moje przemyślenia na temat braku koordynacji działań między PLK i niższymi ligami.
Tytuł i śródtytuły od redakcji. Tekst pierwotnie opublikowany przez autora na jego profilu na X