Strona główna » Popiołek: Start wciąż nie został złamany, ale lepsza gra Browna i Rameya jest mu niezbędna
PLK

Popiołek: Start wciąż nie został złamany, ale lepsza gra Browna i Rameya jest mu niezbędna

0 komentarzy
– Przy tych wszystkich pochwałach na temat gry Andrzeja Pluty w tym finale stosunkowo mało mówi się o tym, że wbrew obiegowym opiniom – które twierdzą, że Andrzej nie jest wybitnym obrońcą – on w tej serii dostosował się też do poziomu gry w defensywie kolegów z zespołu – mówi przed meczem nr 4 finału playoff PLK 2025 Marek Popiołek. Początek walki na Bemowie w poniedziałek o godz. 20.

Michał Tomasik: Już przed rozpoczęciem finału PLK było jasne, że Start to zespół uzależniony od trójek – w trzecim meczu finału trafił ich aż 12 z 26, ale i tak przegrał. Z perspektywy lubelskiego sztabu szkoleniowego – załamujące?

Marek Popiołek: Na pewno poniekąd tak, zresztą patrząc na trenera Startu chwilę po zakończeniu meczu nie sposób było doszukiwać się oznak zadowolenia i trudno się dziwić. Przecież goście naprawdę grali momentami w sobotę świetnie, znaleźli sposób na odblokowanie w tej serii CJ Williamsa, ale ostatecznie to i tak było za mało. 

O wyniku meczu zadecydował de facto niesportowy faul Manu Lecomte’a, po którym Legia przy remisie momentalnie zdobyła pięć punktów. Efekt zmęczenia Belga czy po prostu przypadek?

Sam jako trener zastanawiam się czasami dlaczego koszykarzom zdarza się w kluczowych momentach popełniać takie proste, można powiedzieć szkolne błędy. W koszykówce, czy szerzej sporcie faul jest elementem gry, ale w jego przypadku technika też robi różnicę. W tej sytuacji było to jeszcze o tyle dziwne, że błąd popełnił gracz, który spośród koszykarzy Startu ma największe obycie w koszykówce przez większe K. Czy to był efekt zmęczenia Lecomte’a? Trudno wyrokować. 

Belg spędził na boisku 30 minut. Tylko 30, czy też – biorąc pod uwagę to, jak wiele na jego barkach spoczywało – aż 30?

Raczej tylko, ale nie ma sensu tej akcji rozbierać aż tak mocno na czynniki pierwsze. I tak nie dojdziemy do tego co zadecydowało o tym, że popełnił błąd. Wiemy jedno – 30 minut w playoff to zdecydowanie inne 30 minut niż w sezonie regularnym, a obecnie Legia pod względem fizycznym naprawdę zawiesza rywalom poprzeczkę bardzo wysoko. 

Start w sobotę po raz pierwszy w serii przegrał też wyraźnie walkę o zbiórki – miał ich o 11 mniej od Legii. Rywal zaczyna go tłamsić? 

Na pewno zespół z Warszawy stanowi pod względem fizyczności dla rywali duże wyzwanie. Pamiętam jak rozmawiałem na ten temat przygotowując się do komentowanie jednego z meczów serii Górnik – Legia w ćwierćfinale z trenerem drużyny z Wałbrzycha Andrzejem Adamkiem. On już wówczas zwracał uwagę na to, jak duży to może być problem, nie tylko dla jego zespołu. Nie tylko w obronie, lecz po obu stronach boiska. Z perspektywy czasu widać jak na dłoni, jak świetnym ruchem było dla Legii pozyskanie Aleksy Radanova. Ten gracz zapewnia sztabowi trenerskiemu wiele dodatkowych możliwości taktycznych. 

Ale to nie Radanov, czy nawet świetnie grający Kameron McGusty znajduje się na ustach wszystkich po trzech meczach finału, lecz Andrzej Pluta junior. Zdobywa w finale 19 punktów i 7 asyst na mecz przy blisko 60-procentowej skuteczności w rzutach za 3. Mamy do czynienia z tym momentem w karierze reprezentanta Polski, który może zdefiniować jej dalszą część, wynieść go na inną półkę sportową? 

To niewykluczone, a wpływ Andrzeja na grę Legii znacząco wykracza poza punkty, które zdobywa na znakomitej skuteczności. To on ma najczęściej piłkę w ręku i podejmuje wiele dobrych decyzji. 

Poza tym, stosunkowo mało mówi się o tym, że wbrew obiegowym opiniom – które twierdzą, że Pluta jest nie jest wybitnym obrońcą – on w tej serii dostosował się też do poziomu gry w defensywie kolegów z zespołu. Nie rzuca się w oczy, by sztab szkoleniowy Startu próbował organizować w ten sposób swojego ataku, by wykorzystywać ograniczenia defensywne Pluty. Po trzech meczach to Andrzej jest faktycznym MVP tej serii. 

Gdyby ktoś nie znał wyniku finału PLK, z tonu naszej rozmowy mógłby chyba wysnuć wniosek, że Legia prowadzi 3:0 i w poniedziałek może świętować mistrzostwo. Tymczasem jest tylko 2:1, a w dwóch z trzech meczów to Start prowadził przez większość czasu. To chyba wcale nie musi być jeszcze koniec emocji?

Absolutnie nie! Skoro już mówiłem, że po trzecim meczu trener Kamiński wyglądał na lekko podłamanego, to od razu muszę dodać, że nie sądzę, by Start się po tej porażce załamał. Nie wierzę, by morale jego graczy zostało złamane. Ta drużyna zbyt wiele już przeszła, także w tym playoff, by mogła się teraz ot tak, poddać. Przecież Start był tylko o krok od tego, by teraz prowadzić 2:1. 

W meczu nr 4 faworytem będzie Legia, ale czy jeśli seria wróci do Lublina przy remisie 2:2 będę zdziwiony? Nie będę! Jestem przekonany, że ta drużyna wciąż wierzy w to, że może wygrać w tym finale jeszcze trzy razy. 

Gdzie Start ma największe rezerwy?

Ameryki nie odkryję – w Tevinie Brownie. Mecz nr 3 temu koszykarzowi wybitnie nie wyszedł. Symptomatyczna była jedna z akcji, gdy nie atakowany szczególnie mocno przez nikogo biegnąc do stosunkowo łatwej kontry zgubił piłkę. Efekt? Zamiast pewnych dwóch punktów Startu, kilka sekund później dwa zdobył kończąc jeszcze łatwiejszą rekontrę Radanov.

Jak przypomnimy sobie, że mecz skończył się różnicą 4 punktów, to – oczywiście maksymalnie historię upraszczając – moglibyśmy powiedzieć, że zadecydował o tym jeden błąd Browna. Ale nie tylko on musi grać lepiej, by Start wygrywał. 

Courtney Ramey też?

Oczywiście. Obwodowa gra Startu nie może być w tak dużej mierze uzależniona od Lecomte’a, przynajmniej w kwestii kończenia akcji rzutem. Brown i Ramey muszą dokładać więcej niż 7 punktów, jak to uczynili w sobotę. Oni muszą trafiać, a także przełamywać pierwszą linię obrony Legii. Najlepiej o mocy warszawskiej defensywy świadczyła akcja Startu po tym, gdy w końcówce meczu nr 3 i stracie tych pięciu punktów z rzędu trener gości zaplanował zagrywkę. Rzut za 3 miał oddać Williams. Nie oddał, bo sytuację na obwodzie w akcji przeciwko niemu wytrzymał Mate Vucić. Piłka trafiła więc pod kosz. Tam z kolei walkę 1 na 1 z Tyranem De Lattibeaudiere wytrzymał Michał Kolenda.

Tak, Brown i Ramey muszą wnosić do ataku Startu więcej. 

Zostawmy na chwilę trwający finał i wróćmy na chwilę do walki o trzecie miejsce. Jesteś zaskoczony, że trzecie miejsce zdobył ostatecznie Trefl?

Oj tak, muszę przyznać, że to jest dla mnie niespodzianka. Szczególnie po pierwszym meczu tej serii, który w Sopocie padł łupem Anwilu. Okazało się, że to Trefl w kluczowym momencie w większym stopniu przypominał monolit. Zespół z Włocławka sam skazywał się, trochę podobnie jak w serii z Legią, na indywidualne akcje, które nie przynosiły efektów. Muszę przyznać, że z jednego powodu z brązowego medalu Trefla się cieszę. 

Dlaczego?

Aaron Best był w kończącym się sezonie PLK jednym z tych zawodników, których grę oglądało mi się najlepiej. Po obu stronach boiska. Trefl grywał w trakcie tych 8-9 miesięcy raz lepiej, raz gorzej, ale Aaron naprawdę poniżej pewnego poziomu nie schodził. Fajnie, że na sam koniec rozegrał znakomity mecz, jeden z najlepszych. To było w jego wykonaniu świetne podsumowanie całych rozgrywek. Kanadyjczyk w pełni sobie na ten mały moment triumfu zasłużył!