Strona główna » Start odparł szarżę Legii i wraca do Lublina z 2:2. Ten finał tak naprawdę dopiero się rozpoczyna!
PLK

Start odparł szarżę Legii i wraca do Lublina z 2:2. Ten finał tak naprawdę dopiero się rozpoczyna!

0 komentarzy
Imponujące zwycięstwo Startu Lublin w Warszawie powoduje, że emocje w finale playoff PLK zaczynają powoli sięgać zenitu. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego byli po raz drugi z rzędu lepsi przez większość meczu w stolicy, ale tym razem w końcówce nie pozwolili sobie wyrwać wygranej i wywieźli zwycięstwo 77:71. Kolejny mecz w środę w Lublinie.

– Co was przed meczem nr 4 martwi bardziej: głowy zawodników po straconej w ostatniej chwili szansie na wygraną w sobotę czy nogi po 13 meczach playoff w ciagu 30 dni? – zapytaliśmy przed starciem nr 4 trenera Startu.

– Właściwie to… nic mnie nie martwi – odpowiedział bez zastanowienia Wojciech Kamiński.

Po kilku pierwszych akcjach poniedziałkowego widowiska mogło się wydawać, że ta pewność siebie to jedynie dobra mina do złej gry. Legia błyskawicznie objęła prowadzenie 7:2, Start przez pierwsze trzy minuty miał problemy ze zdobywaniem punktów, a wypełnione tłumem kibiców w białych koszulkach trybuny szalały ze szczęścia.

Ale dość szybko okazało się, że szkoleniowiec gości nie rzucał słów na wiatr – odpowiedź gości była natychmiastowa! Run 18:4 zaliczony w trakcie kolejnych pięciu minut na dłużej odmienił oblicze meczu. Teraz to Legia musiała gonić.

Trener warszawian Heiko Rannula chyba nieco przedobrzył. Dokonał przed tym meczem zmiany w swojej żelaznej pierwszej piątce. Zastępił Michała Kolendę Aleksą Radanovem. Żadnemu z tych zawodników nie wyszło to na dobre. Start zdecydowanie wzmocnił obronę względem poprzedniego meczu i pierwszy słabszy występ w serii zaliczył gonionmy przez Michała Krasuskiego na każdym centymetrze kwadratowym boiska Andrzej Pluta jr (4 punkty, 0/8 za 3).

Legia do przerwy przegrywała 35:49, lecz gdy drugiej połowie trzeciej kwarty poderwana do walki przez Keifera Sykesa (10 punktów, 4 asysty) zaczęła odrabiać straty. Na początku ostatniej części po trafieniach Sykesa i Kamerona McGusyty’ego (15 pkt, 6/14 z gry) obejmowała nawet prowadzenie. Wydawało się, że niesiona dopingiem niemal już trzęsących halą w posadach warszawskich kibiców wyszarpie siłą woli kluczowe zwycięstwo.

Nic bardziej mylnego! Tym razem to Start był w końcówce meczu bardziej opanowany. Goście zaprzeczyli kilku obiegowym opiniom na swój temat. Nie wygrali wcale dzięki seryjnie trafianym trójkom (trafili tylko 7/23). Zwyciężyli dzięki świetnej defensywie, która w ostatnich 7 minutach pozwoliła Legii uciułać zaledwie 6 punktów.

Najlepszymi zawodnikami Startu w tym meczu byli: dawny koszykarz Legii Tyran De Lattibeaudiere (19 punktów, 8 zbiórek), Manu Lecomte (17 pkt) oraz Ousmane Drame (14 pkt, 7 zbiórek). Tym razem lepiej spisał się też duet rezerwowych Tevin Brown (10 punktów, 6 zbiórek) – Courtney Ramey (11 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty). Goście wygrali, choć mieli zaledwie o jedną asystę więcej (14) od strat (13). Po raz pierwszy w tej serii zdołali jednak zdominować Legię w walce o zbiórki (42:33).

Dla Legii 17 punktów zdobył Ojars Silins (5/7 za 3), a Mate Vucić do 10 punktów dołożył 9 zbiórek.

Kolejny mecz tego pasjonującego finału już w środę w Lublinie o godz. 20.30. Komplet widzów w hali Globus podobno już niemal pewny! Walka rozpoczyna się właściwie od nowa w formacie best-of-three, a przewagę własnego parkietu ma znów Start.