Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Z presją musiały w tym meczu mierzyć się obie drużyny, bowiem obie potrzebują zwycięstw jak tlenu. Lepiej z nerwami na początku radził sobie Start, a zwłaszcza jego rozgrywający, Scoochie Smith. Amerykanin wypadł w pierwszej części gry znakomicie – trafił trzy trójki z rzędu i schodząc po raz pierwszy z parkietu miał już na koncie 13 oczek.
Czarni z kolei najbardziej cierpieli na straty, przede wszystkim te blisko swojego kosza. Aż trzy razy lublinianie byli w stanie wymusić błąd rywali tuż po wybiciu piłki zza linii końcowej. Brakowało koncentracji i opanowania – chociażby Jakub Musiał zaliczył w tym względzie duży falstart, bo jego pierwszy pobyt na parkiecie trwał ledwie kilka sekund (w tym czasie zaliczył 2 straty).
Czarni musieli więc gonić rywali, ale priorytetowo musieli znaleźć pomysł na obronę gospodarzy. Rozwiązanie przyszło dość szybko – bardzo dobrze pokazał się wchodzący z ławki Paweł Leończyk, który miał wyraźną przewagę nad lekkimi czwórkami Startu.
Po dość długim odpoczynku na parkiet wrócił jednak Smith i uspokoił sytuację kolejnymi trafieniami. Z perspektywy zespołu z Lublina, niestety żaden inny gracz nie podłączył się do Amerykanina. Bardzo źle grał Gabe DeVoe, frustrował się Klavs Cavars, a niewidoczny był Cleveland Melvin. Goście musieli to wykorzystać i jeszcze przed przerwą zniwelowali straty do 1 punktu (seria 0:11).
Problemy ofensywne Startu dawały się we znaki coraz mocniej. Po 4 minutach trzeciej kwarty goście Czarni prowadzili już +11, a gospodarze w międzyczasie zanotowali kilka strat. Słupszczanie zaczęli trafiać z dystansu i to zrobiło różnicę – celnie zza łuku najpierw przymierzył David DiLeo, a potem poprawił Michał Chyliński.
Gospodarze wyglądali na totalnie pogubionych, piłka nie kleiła im się do rąk, a miejsca do rzutów najlepsza obrona w lidze (Czarni) nie zostawiała zbyt wiele. Otrzeźwienie Startu w końcu przyszło, a wraz z nim skuteczne akcje Cavarsa i Bartłomieja Pelczara. Polski rozgrywający trafił dwie trójki i poczuł się na tyle pewnie, że nawet zdecydował się kończył akcje w kontakcie bliżej obręczy (i to z powodzeniem).
Czarni byli jednak rozpędzeni, korzystali bardzo na przyspieszeniu gry i po trzech kwartach prowadzili +8. Kiedy szóstą trójkę w szóstej swojej próbie trafił DiLeo (w sumie 7/7), powoli stawało się jasne, że Czarni są zbyt mocni by to spotkanie przegrać.
Po stronie zespołu z Lublina szarpać starał się Smith, który albo sam decydował się na rzuty, albo szukał pod koszem Griciunasa. Amerykanin jednak nie był w stanie zbawić Startu, choć w całym spotkaniu zdobył 27 punktów (i dorzucił 11 asyst).
Czarni, w końcu szybko grający, zdobyli (jak na siebie „aż”) 91 punktów i wygrali ze Startem do 80.
Czarni bliżej playoff, a w Lublinie zaczyna się robić gorąco. Start ma tylko o jedną wygraną więcej od Twardych Pierników i za tydzień jedzie na mecz do Torunia.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>