Śląsk Wrocław – Umana Reyer Wenecja 92:104
Gdy przed meczem potwierdziły się obawy dotyczące stanu zdrowia Jakuba Nizioła i Stefana Djordjevicia – obaj znaleźli się poza składem w środowym spotkaniu, to trudno było o optymizm, jeżeli chodzi o szansę Śląska na odniesienie trzeciego zwycięstwa w rozgrywkach EuroCupu.
Wrocławianie długo jednak starali się temu zaprzeczyć i jeszcze na początku czwartej kwarty, po akcji 2+1 Issufa Sanona, prowadzili 75:72. Końcowe dziewięć minut były jednak popisem koszykarzy z Wenecji, którzy w tym czasie zdobyli 32 punkty, a po drodze zanotowali serię aż 17 z rzędu.
Cztery ze swoich sześciu rzutów zza linii 6,75 metra trafił wtedy choćby Denzel Valentine, czyli koszykarz, który w swojej karierze rozegrał aż 260 meczów na parkietach NBA.
Śląsk nie wygrał, ale długimi fragmentami jego gra mogła się podobać. W pierwszej połowie ton poczynaniom ofensywnym nadawał Kadre Gray, który w tym czasie zdobył 15 ze swoich 20 punktów. Z kolei po zmianie stron uaktywnił się Bośniak Ajdin Penava, najskuteczniejszy obok Noah Kirkwooda gracz wrocławian – obaj zdobyli po 22 punkty.
Bezcenne doświadczenie zdobyli również młodzi koszykarze Śląska, z których odważnie korzystał w tym spotkaniu trener Ainars Bagatskis. Aż 15 minut na parkiecie spędził Tymoteusz Sternicki, a po 10: Aleksander Wiśniewski i Błażej Czerniewicz.
Wygrana 104:92 zespołu z Wenecji oznacza, że obie drużyny mają ten sam bilans po pięciu kolejkach rywalizacji w Grupie A EuroCupu – są to dwie wygrane i trzy porażki.
BC Trepca – Anwil Włocławek 87:97
Gdy na sześć minut przed końcem spotkania Anwil prowadził 83:67, zapowiadało się raczej na spokojną końcówkę i pewne zwycięstwo włocławskiego zespołu. Szczególnie, że publiczność w hali gospodarzy wcale nie przypominała tej, która w rundzie kwalifikacyjnej stworzyła gorącą atmosferę wspierając inną drużynę z Kosowa – Bashkimi.
Wtedy jednak rozregulowała się nieźle funkcjonująca wcześniej defensywa polskiego zespołu i po serii trafień gospodarzy, na 65 sekund przed końcem – po celnym rzucie za trzy byłego gracza Anwilu Shawna Jonesa – przewaga gości stopniała do zaledwie pięciu punktów.
Ostatecznie sprawę zwycięstwa rozstrzygnął na 30 sekund przed końcem celny rzut z dystansu AJ Slaughtera, który zakończył spotkanie z dorobkiem 15 punktów, do których dodał po pięć asyst i zbiórek. 21 punktów zdobył Michał Michalak, bardzo skuteczny już w pierwszej kwarcie, wygranej przez Anwil 32:23.
12 punktów z ławki rezerwowych dodał Dawid Słupiński, który miał świetny moment po zmianie stron, gdy trafiał seryjnie spod kosza po dokładnych zagraniach od kolegów z zespołu.
Anwil odniósł tym samym pierwszą wygraną w fazie grupowej FIBA Europe Cup. Włocławianie wciąż mają teoretyczne szanse na zajęcie nawet pierwszej pozycji, gdyż po trzech seriach spotkań sytuacja w grupie F jest niezwykle skomplikowana. Zespół trenera Grzegorza Kożana nie ma już jednak marginesu błędu w pozostałych mu trzech meczach.
Energa Trefl Sopot – BC Kalev/Cramo 93:58
Rozpędzony Trefl kontra estoński hegemon z problemami – tak przedstawiliśmy te środowe spotkanie w naszej zapowiedzi i dokładnie tak środowy mecz się potoczył. Sopocianie już w pierwszej kwarcie wypracowali 13-punktową zaliczkę (27:14) i poza krótkim kryzysem na początku drugiej połowy, to ich dominacja nie podlegała dyskusji.
Litości dla swoich byłych klubowych kolegów nie miał Estończyk Kasper Suurorg, który trafił sześć z siedmiu rzutów z gry, a do 19 zdobytych punktów dołożył sześć asyst. W zespole gospodarzy jeszcze czterech innych zawodników zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem strzeleckim.
Trefl Sopot pozostał zatem niepokonany w rozgrywkach ligowych i pucharowych, a passa zwycięstw drużyny prowadzonej przez Fina Mikko Larkasa wskazuje w tym momencie już liczbę „siedem”. Szansę na ósmą wygraną trójmiejski zespół będzie miał już w najbliższą niedzielę, gdyż w meczu Orlen Basket Ligi będzie zdecydowanym faworytem w starciu z GTK Gliwice.
PGE Start Lublin – UCAM Murcia 75:102
Na przeciwnym biegunie w ostatnich tygodniach znajdują się wicemistrzowie polski z Lublina. Po bolesnej ligowej porażce w Słupsku, koszykarze Startu w środę podejmowali w hali Globus hiszpańską UCAM Murcia – zespół uznawany za jednego z głównych faworytów do wygrania tegorocznej edycji FIBA Europe Cup.
W połowie drugiej kwarty w Lublinie niespodzianką zapachniało jednak jeszcze mocniej niż we Wrocławiu. Po punktach Elijah Hawkinsa gospodarze prowadzili już różnicą 11 punktów (44:33), a oprócz rozgrywającego Startu skutecznością imponowali Tevin Mack i Jordan Wright.
Hiszpański zespół nie czekał jednak na drugą połowę, by wtedy odwrócić losy spotkania. Jeszcze przed przerwą goście zmniejszyli straty do zaledwie trzech punktów (48:45), a po zmianie stron koszykarze Murcii nie pozostawili złudzeń, kto w środowym spotkaniu był zasłużenie uznawany za faworyta.
Z każdą ich kolejną udaną akcją z zawodników Startu uchodziło powietrze i wiara w osiągnięcie korzystnego wyniku, aż ostatecznie zupełnie przestali oni w to wierzyć.
 
 
	
	 
 
    
	        
        
	
			
			
	
	
 
			         
								 
								 
												 
															