TAURON GTK Gliwice – Miasto Szkła Krosno 98:75
Jeszcze na początku czwartej kwarty, po trafieniu skutecznego w niedzielę Tre Jacksona (22 pkt), goście z Krosna przegrywali w Gliwicach różnicą zaledwie trzech punktów (68:71) i zapowiadało się na emocjonującą walkę do końcowej syreny. Oba zespoły przystąpiły przecież do niedzielnego spotkania z zaledwie jednym zwycięstwem w swoim dorobku, a hasztag #plkpl i fani „Igrzysk Śmierci” z niecierpliwością czekali na starcie dwóch potencjalnych kandydatów do spadku z Orlen Basket Ligi w sezonie 2025/26.
Zamiast zaciętej końcówki mieliśmy jednak zdecydowany odjazd gospodarzy, a z każdą minutą i powiększającą się przewagą GTK, goście grali gorzej i podejmowali na parkiecie coraz bardziej niezrozumiałe decyzje. Przodował w tym ich teoretyczny lider Maurice Watson, który w samej czwartej kwarcie spudłował trzy rzuty z gry i popełnił pięć z dziewięciu swoich strat w całym spotkaniu.
Grze zespołu gliwickiego wciąż sporo brakowało było do ideału, ale konsekwentnie wykorzystywali słabości podkoszowe rywali – nie tylko zbierali piłki w ataku (16 w całym meczu), ale też z łatwością atakowali pole trzech sekund i trafiali wysokoprocentowe rzuty z bliskiej odległości. Dzięki temu w decydujących 10 minutach zdobyli aż 30 punktów, a swój dorobek strzelecki wyśrubował Rashun Davis. Powszechnie krytykowany amerykański rozgrywający trafił w niedzielę 9 z 13 rzutów z gry i zdobył aż 27 punktów. 21 dodał Michael Oguine, a efektowne double-double z 14 punktami i zbiórkami zanotował Maciej Bender.
Podkoszowa dominacja GTK była dla gości tym bardziej bolesna, że w ich zespole zadebiutował Ivica Radić. Chorwacki środkowy zaprezentował się jednak słabo – wyglądał na jeszcze wolniejszego niż w czasie występów w Treflu Sopot czy Anwilu Włocławek, tak samo za to irytująco pudłował z pola trzech sekund (2/7 z gry). Przede wszystkim nie pomógł jednak w walce na tablicach, co zawsze było jego najsilniejszą stroną.
Najlepszym i najskuteczniejszym graczem beniaminka z Krosna był Leemet Bockler. Estoński skrzydłowy już w pierwszej połowie zdobył 18 punktów i w dużej mierze dzięki niemu zespół gości utrzymywał bliski kontakt z przeciwnikami. Po przerwie Bockler został jednak odcięty od piłki przez kolegów z zespołu – na czele z duetem Watson-Jackson i w ciągu 16 minut drugiej połowy oddał tylko dwa rzuty, zresztą niecelne. Ostatecznie zakończył mecz z dorobkiem 23 punktów i zapewne z poczuciem niedosytu, że on na pewno mógł w Gliwicach zrobić więcej.
GTK wygrało ostatecznie aż 98:75, dzięki czemu odskoczyło od Miasta Szkła na jedno zwycięstwo. Beniaminek z Krosna z bilansem 1-6 jest od niedzieli osamotniony na końcu ligowej tabeli.
AMW Arka Gdynia – Górnik Zamek Książ Wałbrzych 85:69
20, 17, 17 i 15 – tak przedstawiają się zdobycze punktowe Górnika w poszczególnych kwartach niedzielnego meczu rozegranego w Gdyni. Koszykarze z Wałbrzycha od początku sezonu mają wielkie problemy w ofensywie i wciąż trudno zauważyć poprawę w tym elemencie gry. Szczególnie widoczne jest to w meczach wyjazdowych, gdzie podopiecznych Andrzeja Adamka nie niesie doping własnych kibiców i znajomość własnej hali.
Aby wygrać w Gdyni wałbrzyszanie w praktyce powinni przez 40 minut nie pozwolić koszykarzom Arki na zrywy ofensywne. W zespole prowadzonym przez Mantasa Cesnauskisa jest jednak na tyle dużo talentu, że jest to bardzo trudne do wykonania. W tym przypadku najbardziej z „koszykarskiej smyczy” zerwali się Courtney Ramey i Jarosław Zyskowski.
Amerykanin był przede wszystkim bardzo skuteczny do przerwy – już w pierwszej połowie zdobył 14 ze swoich 20 punktów. 18 „oczek” dodał Zyskowski, a warto zauważyć, że obaj ci zawodnicy rozpoczęli mecz na ławce rezerwowych. W dużej mierze dzięki nim Arka Gdynia miała w niedzielę trzy kwarty, w których zdobyła więcej punktów niż Górnik w najlepszych dla siebie pierwszych 10 minutach.
W zespole gości 14 punktów zdobył Elijah Pemberton, a 13 dodał Ike Smith. Wałbrzyszanie trafili zaledwie 7 z 28 rzutów trzypunktowych, z czego trzy – i to na 100-procentowej skuteczności – były autorstwa Barretta Bensona. Amerykański center zagrał jednak tylko przez 16 minut i można się zastanawiać, czy trener Andrzej Adamek nie powinien grać nim więcej. Szkoleniowcowi Górnika decyzji nie ułatwiał jednak fakt, że w ciągu tych 16 minut jego środkowy zanotował 0 (słownie: zero) zbiórek.
Dla Arki było to już piąte zwycięstwo w bieżącym sezonie i z bilansem 5-2 znajduje się ona w tabeli bezpośrednio za liderami z Warszawy (Legia) i Szczecina (King). Górnik ma o jedno zwycięstwo mniej i o jedną porażkę więcej (4-3).