Strona główna » Jayvon Graves – kim jest nowa gwiazda PLK? „Kibice LeBrona krzyczeli do mnie JayBron”
PLK

Jayvon Graves – kim jest nowa gwiazda PLK? „Kibice LeBrona krzyczeli do mnie JayBron”

0 komentarzy
Jayvon Graves to jedno z najgorętszych nazwisk graczy, których latem 2025 pozyskają kluby Orlen Basket Ligi. W kolejnym sezonie w zespole mistrza Polski ma zastąpić Kamerona McGusty’ego. Jest wciąż młody, ale w CV ma już całkiem poważne koszykarskie sukcesy – nie tylko w europejskiej Lidze Mistrzów!

23 marca 2017 roku. Końcówka meczu. Półfinał stanowy. Remis 60:60. Piłkę mają rywale i to do nich może należeć ostatnia akcja.

Chwilę później to czekający już sześć lat na kolejne mistrzostwo stanowe kibice szkoły średniej St. Vincent–St. Mary – tak, tej samej, do której ściągając co mecz stacje telewizyjne i tabuny dziennikarzy na początku XXI wieku chodził LeBron James – mają jednak powody do radości.

Najpierw przechwyt, a po chwili, równo z końcową syreną, punkty na wagę zwycięstwa! Do kosza trafia Jayvon Graves.

Dla liceum LBJ – wielka chwila. King James też ją śledził, a po meczu przyznając, że zwycięska sekwencja akcji zapewniłą mu niemały dreszcz emocji.

Wypowiadający się powyżej Dru Joyce? To ten sam trener, który kilkanaście lat wcześniej w barwach tego samego liceum prowadził LeBrona. Można przyjąć, że znaczenie hasła „leadership” ma należycie opanowane i chwaląc Gravesa wystawił mu laurkę, która może cieszyć kibiców Legii choćby i osiem lat później.

– Nigdy nie było tak, by Dru porównywał któregokolwiek z nas do LeBrona. Faktem jest jednak, że po tamtym meczu kibice krzyczeli do mnie „JayBron”. Miłe uczucie, świetne wspomnienie. Tamta wygrana była dla St. Vincent–St. Mary naprawdę dużą sprawą, bo nieco wcześniej z tym samym rywalem, z którym spotkaliśmy się w półfinale, przegraliśmy różnicą 40 punktów – wspomina po latach wydarzenia z 2017 roku Graves.

Latem 2025 roku ten sam koszykarz jest przechwytywany przez Legię po słabszym sezonie, gdy nie do końca spełnił pokładane w nim oczekiwania w barwach Rytas Wilno. Amerykanin był sprowadzany na Litwę z nadziejami na to, że odegra w zespole ze stolicy zdecydowanie większą rolę. Jego statystyki po świetnym sezonie 2023/24 w Ludwigsburgu (17.1 pkt, 4.9 zbiórki i 4.0 asysty w 17 meczach Ligi Mistrzów i awans ze swoim klubem do ćwierćfinału) miały prawo rozbudzać wielkie nadzieje.

Ostatecznie jednak im bliżej było końcówki ostatniego sezonu na Litwie, tym mniejszą rolę w zespole Rytas odgrywał Graves. Kulminacją tego jak bardzo została przez trenerów drużyny zmarginalizowana okazał się ostatni, piąty mecz finału playoff z Żalgirisem. Amerykanin spędził w nim na boisku zaledwie 9 minut. Poza dwoma przestrzelonymi rzutami za 2 nie zapisał się w arkuszu statystycznym niczym innym.

Gdyby nie słabszy sezon na Litwie, Graves nie byłby koszykarzem w zasięgu – także tym finansowym – któregokolwiek z klubów PLK. Roztaczana przez szefów Legii wizja tego, że w Warszawie może wskoczyć w buty pozostawione przez Kamerona McGusty’ego i po roku spędzonym w roli gwiazdy naszej ligi znaleźć lepszego/bogatszego europejskiego pracodawcę okazała się jednak – wraz z sowitym kontraktem – kusząca.

Dlaczego Graves nie zrobił furory na Litwie? Znając już jego background, z niewielką nadzieję na jakiekolwiek sensacyjne doniesienia w tej sprawie zapytaliśmy o przyczyny słabszej gry Amerykanina jednego z litewskich dziennikarzy. Odpowiedź nas nie zdziwiła.

„Właściwie – niewiele mądrego można tu powiedzieć. Graves grał po prostu słabiej niż oczekiwano, miał problem ze skutecznością, więc sztab szkoleniowy z czasem musiał dawać jego minuty innym zawodnikom, tym którzy grali lepiej” – usłyszeliśmy.

Cóż, Graves będzie miał w kolejnym sezonie coś do udowodnienia.

Kibice oraz szefowie Legii o jedno mogą być spokojni – ambicji i odpowiedniej etyki pracy na pewno mu nie zabraknie.

Po pierwsze – to wciąż młody koszykarz, dopiero w grudniu skończy 27 lat. Wciąż może w europejskiej koszykówce wskoczyć na wyższy poziom. O tym sezonie 2023/24 w jego wykonaniu nikt tak szybko nie zapomni.

Po drugie – Graves to „wychowanek” również pochodzących z Canton stanie w Ohio braci McCollum, a to już po prostu gwarancja poważnego podejścia do basketu. CJ McCollum mimo wątłych możliwości fizycznych dzięki grze w NBA zarobił ćwierć miliarda dolarów, jest jednym z bardziej poważanych poza parkietem graczy ostatniej dekady, nieprzypadkowo bywał szefem związku zawodowego najlepiej zarabiających koszykarzy świata. Jego starszy brat Eric od lat jest gwiazdą europejskich boisk i pełni rolę wyroczni dla kolejnych Amerykanów pragnących kontynuować koszykarską karierę na naszym kontynencie.

Pomijając już liceum LeBrona Jamesa – Graves naprawdę miał od kogo czerpać dobre wzorce.

Tak naprawdę nigdy nie był blisko gry w NBA – choć spełnił marzenie swoje i swojej babci i zagrał w barwach Cleveland Cavaliers (w Lidze Letniej) – ale trudno mieć większe wątpliwości, że w Europie wciąż może w kolejnych latach kontynuować grę na poziomie wyższym od PLK.

Pod względem techniki użytkowej, możliwości trzymania kozłem swojego obrońcy na muszce – szczególnie w duecie z Andrzejem Plutą! – oraz niemałych możliwości fizycznych możemy już teraz mówić, że to będzie jedna z gwiazd PLK sezonu 2025/26.

Nie wiemy, czy „JayBron” zaliczy w kolejnym sezonie w PLK triple-double, ale będziemy zdziwieni, jeśli nie będzie się o ten wynik regularnie ocierał. Linijka statystyczna z rozegranego w październiku w barwach Rytas meczu Ligi Mistrzów ze Śląskiem (17 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst) może być bliska tej, jakiej można się spodziewać od Gravesa w PLK.

Chyba że – niczym Kameron McGusty – Amerykanin w barwach warszawskiej drużyny zagra swój życiowy sezon.

Dla porównania linijki statystyczne obu graczy z sezonów poprzedzających podpisanie kontraktu z Legią:

McGusty (26 lat, sezon 2023/24, liga francuska): 9.6 punktu, 2 zbiórki, 1 asysta, 45.9 proc. z gry, 32.1 proc. za 3.

Graves (26 lat, sezon 2024/25, liga litewska): 8.0 punktu, 2.6 zbiórki, 1.9 asysty, 44.8 proc. z gry, 32.8 proc. za 3.