poniedziałek, 8 grudnia 2025
Strona główna » Zatorski: A właśnie, że Kotwica Kołobrzeg ma sens, całkiem niemały! [POLEMIKA]

Zatorski: A właśnie, że Kotwica Kołobrzeg ma sens, całkiem niemały! [POLEMIKA]

0 komentarzy
Na wstępie zaznaczę, że z miastem Kołobrzeg łączy mnie jedynie to, że kiedyś przejeżdżałem obok niego, zmierzając na weekend do Dziwnówka. Skoro jednak z dużym zaciekawieniem przeczytałem felieton Szymona Woźnika dotyczący Kotwicy oraz oświadczenie wystosowane po nim przez prezesa tego pierwszoligowego klubu – postanowiłem też sam chwycić za pióro.

Nie znam ani prezesa Kotwicy, ani zdecydowanej większości zawodników tego klubu. Z rozmów telefonicznych wprawdzie Rafała Franka, ale przyjaciółmi nie jesteśmy. Choć nie mam najmniejszego interesu, by bronić klubu z Kołobrzegu, to nie mogłem jednak obok tego sporu przejść obojętnie.

Po zapoznaniu się z wersjami obu stron – tu znajdziecie tekst Szymona Woźnika, a tu oświadczenie prezesa Kotwicy – rozumiem wściekłość przedstawicieli klubu z Kołobrzegu.

Ale po kolei.

Nie do końca rozumiem zarzuty Szymona, choć jego zdanie i sposób myślenia o koszykówce sobie cenię. Drzemie w nim dusza koszykarskiego romantyka, stawiającego główny nacisk na grę młodzieży i szkolenie wychowanków. To oczywiście wpisuje się w ideę koszykarskich rozgrywek, ale – moim zdaniem – nie powinno stanowić o jej głównym interesie.

W sporcie jest nim po prostu wygrywanie meczów.

Klubowi z Kołobrzegu dostało się od Szymona m.in. za zaawansowany wiek graczy. „Idealna przechowalnia dla graczy kończących kariery, za niezłe pieniądze, w całkiem atrakcyjnym miejscu do życia” – czytam.

Rzeczywiście, Kotwica jest w tej chwili najstarszą drużyną w całej pierwszej lidze. Choć szefowie tego klubu właśnie zamienili 35-letniego Marcina Dymałę na więcej niż o dekadę młodszego Wojciecha Siembigę. To o nim były trener rezerw Śląska Marek Popiołek mówił, że spośród wrocławskiej młodzieży najbliżej mu do grania w ekstraklasie.

Tylko czy zarzut o wieku się broni? To prawda, większość graczy rotacji Kotwicy jest już mocno po trzydziestce, ale ci zawodnicy nadal są w stanie grać na dobrym poziomie na zapleczu ekstraklasy. Czy właśnie podobnie wiekowa ekipa Górnika nie wygrała tych rozgrywek wiosną 2024 roku? W pierwszej lidze atletyzm jest na zdecydowanie niższym poziomie niż w ekstraklasie.

Pekao 1. liga jest specyficzna. Skauting rywala odgrywa niezwykle ważną rolę. To właśnie doświadczenie i boiskowe cwaniactwo pozwalają koszykarzom z powodzeniem rywalizować, nawet gdy bliżej im do „czterdziestki”. Jeśli wychowanek Kotwicy, 36-letni Szymon Ruch, postanowił zrobić sobie przerwę od występów w koszykówce 3×3, to dlaczego klub miałby z jego usług nie skorzystać, skoro zawodnik jest na miejscu?

Szymon sprowadza taktykę Kotwicy do rzucania Remona Nelsona i Filipa Małgorzaciaka oraz obrony Pawła Dzierżaka i rolowania pod kosz Szymona Długosza. Ja pytam: gdzie wady? Przecież w olbrzymim uproszczeniu tak wygląda koszykówka! Strzelcy mają rzucać, a wysocy stawiać zasłony i dobrze rolować pod kosz.

Co ciekawe, nie można też o ww. dwójce liderów Kotwicy powiedzieć, że monopolizują jej grę w ataku, a reszta stoi w rogu i nie przeszkadza, skoro pod względem oddanych rzutów z gry plasują się w lidze na 15. i 16. miejscu. W zespole Kotwicy ledwie dwa rzuty mniej oddają Dzierżak (naprawdę elitarny obrońca na jedynce) oraz Długosz (atletyczny podkoszowy). 

Grę tego zespołu naprawdę dobrze się ogląda! 

Pada też zarzut o braku promocji zawodników, z dużym zaznaczeniem, żeby Daniela Ziółkowskiego (najlepszy młodzieżowiec sezonu 2024/2025) nie brać pod uwagę, gdyż „grał, bo musiał”. Co to właściwie znaczy? Nie mam pojęcia. Ciężko byłoby jednak powiedzieć, że Ziółkowski nie rozwinął się właśnie w Kołobrzegu. 

Czy ta drużyna jest dla lokalnej społeczności? Prawdopodobnie tak, choć w składzie pozostaje tylko jeden wychowanek, Jordan Lewis, pełniący rolę marginalną – czytam w tekście. 

Kołobrzeg to małe, nadmorskie miasto. Liczy 43 tysiące mieszkańców. Nie jest to duży ośrodek jak choćby Wrocław, Poznań, Trójmiasto czy Warszawa, gdzie łatwiej z kilkuset trenujących graczy dać szansę wychowankom.

W Kołobrzegu jest nim 21-letni Jordan Lewis. Widnieje w składzie, ale gra mało. Wcześniej nie był w stanie przebić się do rotacji spadkowicza z Międzychodu. Koszykarsko okazuje się po prostu za słaby. Za chwilę, mam nadzieję, z powodzeniem po parkiecie, będzie biegał wspomniany 22-letni Siembiga. Niech idzie drogą Ziółkowskiego.

Oczywiście, podobnie jak redaktor Woźnik, chciałbym, żeby w każdym klubie takich Siembigów było kilku, jak choćby w WKK Wrocław.

Klub z Dolnego Śląska pod tym względem nie ma sobie równych. Jest wzorem. Młodzież dojrzewa tam pod weterańskim okiem Tomasza Ochońki czy Jakuba Koelnera. Dobrą pracę szkoleniową wykonują też kluby z Poznania czy Tychów. W tym roku mocno skład odmłodziła Polonia Warszawa, choć ona z dużym naciskiem na „ale”, skoro 44 proc. jej rzutów biorą dwaj Amerykanie. Gdy z gry wypadł oddający ich średnio 18 w meczu Jaren Sullinger, Polonia zdobywa średnio zaledwie 57 punktów w meczu.

Czy na pewno tędy droga? 

Dla porównania: punkty polskich zawodników stanowią 83.7 proc. wszystkich zdobywanych przez Kotwicę (6. miejsce w lidze).

Kołobrzeg jako koszykarskie miasto jest w podobnym miejscu jak chociażby Starogard Gdański, Łańcut czy Inowrocław. Cieżko by o sile tych drużyn stanowili gracze miejscowi lub najzdolniejsza młodzież. 

Jeśli obok koszykarskiej starszyzny będzie terminował choć jeden Siembiga czy Ziółkowski, to tylko dobrze dla niego. Kotwica nigdy nie będzie drugim WKK Wrocław. Po prostu nie ma do tego odpowiednich warunków. To za mały ośrodek.

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do rozważań redaktora Woźnika, czym ta drużyna jest dla lokalnej społeczności. 

Dla mnie koszykówka pełni przede wszystkim funkcję rozrywkową – ludzie idą na mecz, by obejrzeć widowisko, emocjonować się wynikiem do ostatnich sekund i trzymać kciuki za swoją drużynę. Wychowankowie klubów w każdym sporcie są mniejszością. Takie realia. 

Kotwica od lat jest miejscem pracy dla trenera Franka, Nelsona, Długosza czy Dzierżaka. To moim zdaniem działa na plus, jeśli chodzi o to słynne utożsamianie się kibica z drużyną.

– To jest zespół, w którym rozpoznaję zawodników, znam ich imiona, czuję i porównuję ich grę, przybijam piątki i czasem gdzieś widuję na spacerze. Ta mała społeczność, w której nie szasta się co chwilę zagranicznymi nazwiskami sprawia, że się z nią identyfikuję i utożsamiam – napisał pod oświadczeniem klubu jeden z kibiców Kotwicy.

Trudno o lepszy argument.

Na końcu tekstu red. Woźnika pada jeszcze jeden zarzut, a ja jeszcze raz przecieram oczy ze zdumienia.

Główny sponsor, czyli miasto Kołobrzeg, przekazuje niemałśrodki, by kilku dorosłych mężczyzn miało przez 10 miesięcy warunki jak w najlepszym sanatorium?

Zdanie jedno, a aż piętrzy się od sprzeczności. Te niemałe środki to 500 tys. złotych miejskiej dotacji – czyli tak naprawdę maleńki procent blisko 550-milionowego budżetu gminy Kołobrzeg.

Bardzo dobrze, że miejscowy samorząd jest mecenasem sportu!

Po drugie – to chyba dobrze, że koszykarze Kotwicy dostają wypłaty na czas? 

Po co komu taka Kotwica Kołobrzeg? – pyta autor. 

Odpowiadam: Kotwica to klub w tej chwili skrojony na środek I ligi. Kompetytywny i groźny dla możnych, umiejący często rzucić wyzwanie faworytom w playoff, choć rozdający także punkty słabszym rywalom. Mimo słabszego początku sezonu w wykonaniu Kotwicy, mając z tyłu głowy to, że nigdy nie będzie ona kuźnią koszykarskich talentów, daleki byłbym od wysuwania postulatów wątpiących w sens jej istnienia.