Arriva Lotto Twarde Pierniki Toruń – Zastal Zielona Góra 95:81
36:8 – taką serię punktową zanotowali koszykarze Twardych Pierników na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, dzięki czemu z wyniku 49:62 wyszli na prowadzenie 85:70, które zamienili na trzecią wygraną w bieżącym sezonie. Zapaść ofensywna gości rozpoczęła się dokładnie w momencie, gdy na ławce rezerwowych z trzema przewinieniami usiadł Andrzej Mazurczak, a później nawet powrót lidera Zastalu do gry nie był w stanie jej zatrzymać.
Tej znakomitej serii gospodarzy bez Taylera Personsa. Zaliczający swój drugi debiut w toruńskim zespole Amerykanin rozpoczął spotkanie z ławki rezerwowych i do przerwy zdobył tylko pięć punktów. Za to po zmianie stron piłka znacznie częściej znajdowała się w jego rękach i wynikały z tego naprawdę dobre rzeczy dla Twardych Pierników. Persons ostatecznie zdobył 24 punkty i rozdał 6 asyst, a jego współpraca w akcjach dwójkowych z Aleksandarem Langoviciem (15 pkt) wyglądała bardzo obiecująco.
Katastrofalna druga połowa totalnie zniwelowała wcześniejszy wysiłek zespołu z Zielonej Góry. Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego rozegrali być może najlepsze 25 minut w tym sezonie, po których przyszło zapewne 15 najgorszych. 17 punktów zdobył najskuteczniejszy w ich szeregach Conley Garrison, ale Amerykanin nie udźwignął roli w drugiej połowie, gdy pod nieobecność Mazurczaka to na nim spoczywała odpowiedzialność za organizację gry Zastalu.
Zwycięstwo torunian 95:81 oznacza, że oba zespoły na przerwę reprezentacyjną schodzą z identycznym bilansem trzech wygranych i pięciu porażek. W przypadku Zastalu będzie to na pewno uznane za rozczarowanie i zapewne powróci temat ewentualnych korekt w składzie zielonogórskiej drużyny.
MKS Dąbrowa Górnicza – Górnik Zamek Książ Wałbrzych 79:96
7:18, 28:37 i 50:57 – to najwyższe prowadzenia gości z Wałbrzycha z pierwszej, drugiej i trzeciej kwarty. Z każdej z tych sytuacji gospodarze byli w stanie doprowadzić co najmniej do remisu, a po trójce Aleksandra Załuckiego na początku czwartej kwarty, objęli nawet prowadzenie 62:61.
To właśnie ostatnie 10 minut ostatecznie pogrzebało jednak szansę MKS-u na zwycięstwo. Trudno w to uwierzyć, ale zmagający się z problemami ofensywnymi od początku sezonu zespół Górnika zdobył w tym czasie aż 35 punktów. W tym najważniejszym fragmencie spotkania gospodarze pozwolili im na swobodne wykonywanie wszystkich trzech najwyżej procentowych rzutów – wolnych (11 w 4. kwarcie), z pomalowanego i za trzy punkty.
Liderami gości byli w Dąbrowie Górniczej Ike Smith (21 pkt, 9/14 z gry) i Tauras Jogela (16 pkt, 6/10 z gry), zbyt silni i sprytni dla próbujących ich zatrzymać rywali. 20 punktów dodał Barrett Benson (7/10 z gry, 4×3). Bardzo dobrze wyglądały akcje inside-outside duetu Jogela-Benson i to właśnie dwie „trójki” Amerykanina zamknęły ostatecznie mecz w czwartej kwarcie.
W ekipie gospodarzy 19 punktów zdobył Marc Garcia, a 14 na swoim koncie zanotował Luther Muhammad. Amerykański lider MKS-u miał jednak duże problemy z defensywą Górnika, która wymusiła na nim aż sześć strat. To był zresztą problem całego zespołu z Dąbrowy Górniczej – łącznie aż 21 razy tracili piłkę, a samemu zanotowali tylko 16 asyst.
Zwycięstwo 96:79 oznacza, że koszykarze z Wałbrzycha na przerwę reprezentacyjną schodzą w dobrych humorach dzięki pięciu wygranym i trzem porażkom. Dokładnie odwrotnie jest w zespole MKS-u – bilans trzech zwycięstw i pięciu przegranych to na pewno wynik poniżej oczekiwań szefów klubu, a także jego kibiców.