PGE Start Lublin – Arriva Lotto Twarde Pierniki Toruń 90:85 (po dogrywce)
Jeden rzut dzielił gości z Torunia od odniesienia premierowej wygranej w sezonie 2025/26 Orlen Basket Ligi. Niestety, dla zespołu Twardych Pierników, w ostatniej akcji regulaminowego czasu gry oddawał go Słoweniec Miha Lapornik – równie nieskuteczny w hali Globus, jak w dwóch poprzednich spotkaniach. Przeciwko Startowi trafił zaledwie trzy z czternastu rzutów z gry, więc nie mogło zatem specjalnie dziwić nikogo, że ten najważniejszy również spudłował.
W dogrywce wykorzystali to gospodarze, a w szczególności najskuteczniejszy w ich zespole Elijah Hawkins (25 pkt). Amerykańskiemu rozgrywającemu wciąż zdarzały się złe rozwiązania w ataku, ale jego szybkość i umiejętność gry na koźle sprawiała wielkie problemy toruńskiej defensywie. To właśnie Hawkins zdobył też w dogrywce punkty, które ostatecznie pozbawiły szans gości.
22 punkty dla gospodarzy dodał Jordan Wright, 17 i 11 zbiórek dołożył Tevin Mack (ale tylko 6/17 z gry), a 14 punktów i 8 zbiórek to dorobek Quincy’ego Forda, najrówniejszego zawodnika Startu w pierwszych tygodniach rozgrywek.
W ekipie gości 18 punktów zdobył Arik Smith, a Aleksandar Langović zanotował ich 17, miał także 10 zbiórek. Torunianie w drugiej kwarcie sensacyjnie prowadzili nawet różnicą 13 punktów, ale po zmianie stron łatwo dali się dogonić zespołowi trenera Wojciecha Kamińskiego. Walczyli do końca, ale w decydujących akcjach zabrakło im argumentów.
Górnik Zamek Książ Wałbrzych – Dziki Warszawa 71:69
Równie wielkich emocji dostarczył mecz w Wałbrzychu, chociaż przez 37 minut się na to nie zapowiadało – na 150 sekund przed końcem Górnik prowadził różnicą aż trzynastu punktów (64:51).
Wtedy jednak, pod mocną presją Dzików, gospodarze popełnili serię błędów w ataku, a w zespole z Warszawy wstrzelił się Tahrik Chavez. Filigranowy obwodowy trafił w tym czasie aż trzykrotnie za trzy punkty. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że do tego momentu goście spudłowali… wszystkie 20 prób rzutów zza linii 6,75m.
Tak, dajemy słowo! To nie Prima Aprilis w połowie października…
Sam mecz zakończyło się też dużą kontrowersją sędziowską. Przy stanie 71:69 na 9,9 sekundy przed końcem – liczonym od momentu celnego rzutu za 3 punkty Dontaya Caruthersa – gospodarze mieli osiem sekund na wprowadzenie piłki na pole ataku, Jednak – jak można zauważyć na skrócie spotkania umieszczonym na oficjalnym ligowym kanale YouTube – nie zdążyli tego uczynić w czasie.
Goście powinni mieć 1,9 sekundy na rozegranie akcji, która mogła im dać dogrywkę. Albo i zwycięstwo.
Sytuacja była o tyle dziwna, że jeszcze przy wznowieniu piłki z boku, gracze Dzików zwracali uwagę arbitrom na całą sytuację. Ci jednak najwyraźniej to zlekceważyli, a po końcowej syrenie – jak nigdy nic – udali się do szatni. Zawodnicy warszawskiego zespołu specjalnie już nawet nie protestowali, o co zadbał trener Marco Legovich, który najwyraźniej uznał, że błędu arbitrów już nie da się „odkręcić”.
Wygranej Górnika – już trzeciej w obecnym sezonie – nie byłoby bez świetnej gry Ike’a Smitha. W tym intensywnym, ale brudnym i pełnym niecelnych rzutów spotkaniu, obwodowy gospodarzy był jedynym koszykarzem, który był w stanie wykonywać skutecznie typowe dla siebie akcje. Smith z chirurgiczną precyzją trafił pierwsze dziewięć rzutów z półdystansu, a ostatecznie zakończył występ z dorobkiem 23 punktów.
W drużynie gości, która poniosła drugą porażkę w obecnych rozgrywkach, 17 punktów i 8 asyst zanotował Dontay Caruthers, a 13 oczek uzbierał ostatecznie wspomniany wcześniej Chavez.