Strona główna » Prawo do porażki, nawyk zwyciężania

Prawo do porażki, nawyk zwyciężania

0 komentarz
Aneta Opała, trener mentalny, wspierająca między innymi reprezentację Polski w koszykówce na wózkach, opowiada nam o specyfice swojej pracy, ale także o uporze, gołębiarstwie i sprawnym życiu zawodników z niepełnosprawnością.

Zanim przejdziemy do wywiadu, kilka słów od Marcina Balcerowskiego, szkoleniowca kadry na wózkach, który chwali i docenia treningi mentalne, mówiąc:

“Współpraca jest bardzo owocna, przede wszystkim zadowoleni są z niej zawodnicy. Jest to dla nas nowość, wcześniej korzystaliśmy z usług psychologa, a jednak trening mentalny to inna bajka. Widzę, że zajęcia przynoszą efekty, jak większa pewność siebie zawodników, dlatego liczę, że w przyszłości będziemy je kontynuować. “ 

Grzegorz Szklarczuk: Jak wytłumaczyć osobie nie związanej z tematem czym zajmuje się Pani będąc Trenerem Mentalny i czym różni się ta praca od zadań psychologa sportowego?

Aneta Opała: Nazwałabym moją pracę budowaniem u klientów pewności siebie i odporności psychicznej, a także wspierających nawyków w celu szybszego, bardziej efektywnego osiągania przez nich zamierzonych celów. Powiedzmy, że przychodzą do mnie rodzice młodego zawodnika, mówiąc, że syn jest świetny w swoim sporcie, ale coraz trudniej odnaleźć mu pewność siebie, a zbliżają się istotne zawody. Wówczas, w ciągu dwóch tygodni, siedmiu dni, a nawet spotkania, za pomocą odpowiednio dobranych narzędzi treningu mentalnego, jestem w stanie oswoić go z nadchodzącą sytuacją, nauczyć koncentracji, dania sobie prawa do porażki, ale także budowania nawyku zwyciężania. 

To nie są żadne triki, ale trening i ćwiczenia oparte na badaniach naukowych i latach praktyki. Mózg jest neuroplastyczny, a co za tym idzie, w każdym wieku jesteśmy w stanie wykształcić w sobie nowe nawyki. 

Co odróżnia nas od psychologów? Zacznijmy od cech wspólnych- używamy podobnych narzędzi, o czym mówi na przykład psycholog sportu – Daria Abramowicz, pracująca między innymi z Igą Świątek. Korzystamy również z treningu wyobrażeniowego, głównie z zawodnikami po kontuzjach.

Zakłada się, że psycholog jest od problemów i oczywiście zdarza się, że gdy problem jest głęboki, odsyłamy wtedy naszych zawodników do przepracowana go z psychologiem lub psychiatrą, jeśli mówimy o jednostce chorobowej. 

My, trenerzy mentalni, mamy zbliżyć klienta do sukcesu, osiągnięcia wyznaczonego celu, bez potrzeby występowania problemu. Wystarczy chęć do zwiększenia możliwości mózgu, poprawienia koncentracji. Jak spać, jak odpoczywać, jak robić przerwy, jak wykonywać trening autogenny, jak zrelaksować się w drodze na mecz, jak wyznaczać cele, jak zapanować nad lękiem przedstartowym, jak budować zgrany Team? To niektóre z naszych zadań w drużynach sportowych. Trening mentalny, jak sama nazwa wskazuje, to wielokrotne powtarzanie ćwiczeń, w celu osiągnięcia doskonałości. 

Tak pracuje pani również z Polską kadrą koszykarzy na wózkach?

Zgadza się, często zaczynamy od wymienienia dziesięciu pozytywnych cech, klienci zazwyczaj mają z tym duży problem.  

Takie zadanie miała również nasza kadra. Przykład? Wstajemy, bo panowie mówią o sobie, że idą i wstają, a nie jadą. Przychodzi kolej Dominika Moslera. Przy siódmym elemencie następuje zawahanie, mówię więc, dobrze Dominiku, usiądź, na co zawodnik odpowiada: O nie pani Aneto, ja jestem Hanys, ja się łatwo nie poddaję. Oczywiście dotarł do dziesięciu swoich ciekawych, wspierających cech. Mamy przy tym też dużo uśmiechu i dystansu do siebie, na przykład gdy zawodnik mówi: “Moja pozytywna cecha? Nigdy nie wstaję lewą nogą – bo jej nie mam.” 

Jednym z zadań trenera mentalnego jest nauczenie klientów pozytywnego myślenia, szukania dobrych stron w każdej sytuacji. Jako trener nie skupiam się na niepełnosprawności zawodników, bo paradoksalnie są oni jedną z najbardziej sprawnych grup, z jakimi miałam przyjemność trenować. 

Co jeszcze wyróżnia kadrę Polski na wózkach spośród pozostałych Pani klientów?

Mówiąc o tym, mam ciarki, ale jest to najuprzejmiejsza, najlepiej wychowana grupa ludzi. Jedyną ekipą, w której każdy zawodnik otwiera mi drzwi przed zajęciami, są właśnie koszykarze na wózkach, wśród których niezwykle szanuje się kobiety, trenerów. W ogóle w tym zespole panuje wielki szacunek do drugiego człowieka, hart ducha i zdecydowanie. Odzywają się do mnie w social mediach kobiety zakochujące się w naszych zawodnikach, gdyż panowie mają w sobie coś niezwykle męskiego, ujmującego.

Są wyjątkowo skoncentrowani, nie użalają się, pracują, mają rodziny, grają w dobrych klubach, zarabiają niezłe pieniądze, ale czasem muszą też czekać na wsparcie od państwa. Co ważne – nie narzekają. Marudzenia na zgrupowaniach kadry się nie słyszy. 

Nie ma więc miejsca na rozczulanie się nad sobą.

Część zawodników wcześniej uprawiała sport i uległa wypadkowi komunikacyjnemu. Reprezentowanie kraju to część ich drugiego życia, Są w końcu wśród 12-15 najlepszych w kraju. 

Jako społeczeństwo potrzebujemy więcej edukacji, małe dzieci nie zawsze mają styczność z osobami z niepełnosprawnością, klas integracyjnych nie ma w każdej szkole. Później wiele osób jest zaskoczonych tym, jak samodzielni są nasi koszykarze na wózkach. 

Pewnego dnia napisała do mnie dziewczyna, która podróżowała samochodem, dojechała do świateł, spojrzała na osobę obok i zaiskrzyło. Poważne zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Dali sobie znaki, że zjeżdżają na najbliższy parking. Tak też się stało, kobieta szczęśliwa wysiadła i słyszy od chłopaka, że jest niepełnosprawny, nie chodzi. Dziewczynę zmroziło i w pierwszym odruchu nie mogła przełamać swojego stereotypu, chociaż mężczyzna nadal jej imponował. Porozmawiałyśmy i wiem, że ta znajomość miała swoją kontynuację. 

Wróćmy do początków współpracy z kadrą – jak się ona zaczęła?

Pracowałam w Wałbrzychu z siatkarkami, na tej samej hali trenowali koszykarze z drużyny bieganej.  Pomiędzy zajęciami zaczepił mnie Arek Chlebda, który usłyszał o tym co robię. Niektórzy szkoleniowcy i działacze początkowo boją się, że trening mentalny to pranie mózgu, sztuczki. Na szczęście dziewczyny robiły w siatkówce dobre wyniki i było o nas w Wałbrzychu głośno.  

Gdy nadeszła propozycja od Arka, dla mnie było oczywistym, że reprezentacji się nie odmawia, i pierwszy raz pojawiłam się na zgrupowaniu jesienią zeszłego roku, pracując z zawodnikami w grupie i indywidualnie, później także poza kadrą. 

Mamy oczywiście wykłady i prelekcje, ale jestem też obecna na każdym treningu sportowym, żeby przyglądać się jak zawodnicy walczą, jaką mają wydolność fizyczną, jak można im skutecznie pomóc rozwinąć pełnię możliwości. Nie ukrywam też, że patrzenie na taki trening czy mecz to dla mnie duża przyjemność, gdyż jest to sport niezwykle widowiskowy. Podsumowując, mamy więc jedno lub dwa spotkania grupowe dziennie i obowiązkowe jedno lub dwa spotkania indywidualne w trakcie zgrupowania. Jest to limit przeze mnie narzucony – w grupie jest wiele osób korzystających z tej szansy w maksymalnym wymiarze, ale zawsze są też gracze podchodzący do sprawy sceptycznie, którzy z jednej strony mają pewien lęk, z drugiej brak chęci na rozmowę. Często jednak wystarczy jedno spotkanie by przełamać tę narrację. 

fot. archiwum prywatne

Co głównie przekonuje zawodników do podjęcia współpracy?

W kadrze ogromną pracę wykonują trenerzy, to ich otwartość na nowoczesne metody pracy nad wyszkoleniem mentalnym ułatwia zawodnikom wejście na drogę rozwoju osobistego. Niestety nadal zdarza się w sportach drużynowych, że pierwszymi blokującymi spotkania z trenerem mentalnym bywają właśnie szkoleniowcy. 

Na szczęście mocno się to w ostatnim czasie zmienia. Zawodnicy często są świadomi potrzeby wykonania pracy z psychologiem czy trenerem mentalnym. Jeśli trener sportowy dobrze wprowadzi do drużyny trenera mentalnego, to efekty są znacznie większe, a z pewnością przychodzą też szybciej. Zaufanie Marcina Balcerowskiego do moich metod pracy było bardzo duże, dostałam mnóstwo swobody dla swoich działań. Korzystając z okazji chciałabym Marcinowi oraz Arkowi bardzo za ich otwartość na Mental w sporcie podziękować. 

Równie ważne jest wsparcie kapitana drużyny. W kadrze koszykarzy na wózkach tę funkcję pełni Krzysztof Bandura, najstarszy zawodnik, dla pozostałych chłopaków autorytet. Również dzięki jego postawie nikt się nie spóźnia, dyscyplina jest ogromna. Jedyną osobą, która podczas treningu mentalnego wyszła na moment z trwających zajęć, był właśnie Bandura, wielki pasjonat gołębiarstwa.

Gdy Krzysztof trenuje na kadrze, jego gołębiami zajmował się szwagier, któremu nasz kapitan w trzy minuty podaje dokładne wskazówki co do karmy i wraca na trening mentalny.  Rzecz jasna przed treningiem powiadomił mnie o takiej potrzebie. Warto uzupełnić, że nie są to zwykłe gołębie dachowce, ale ptaki startujące regularnie w zawodach. 

Z naszej rozmowy wynika, że współpraca układa się Pani świetnie, trudno więc nie zapytać o wyniki treningu. Czy da się mierzyć jego progres?

Jest to oczywiście trudno mierzalne, najbardziej oczywisty byłby tutaj sukces, pasmo zwycięstw, ale w sporcie zespołowym nie jest to łatwe, gdyż składa się na niego wiele zmiennych. Podniesienie skuteczności każdego zawodnika na trwałe o dwa, trzy punkty, 5% więcej koncentracji, poprawienie atmosfery w szatni, skuteczna relaksacja umysłu i ciała. To nasze sukcesy w drodze na szczyt.   

Przy kadrze byłam w czasie wręczania powołań na Mistrzostwa, co jasne nie każdy dostał się do ostatecznego składu. Dobrze wprowadzona atmosfera i pewność siebie spowodowała, że nikt nie obraził się na decyzję trenera, rozumiejąc, że nie jest to porażka czy lekcja na przyszłość, ale sytuacja wyboru. 

Warto dbać o relacje w grupie, tak by każdy czuł się jej częścią. A ta grupa buduje też niesamowite relacje w otaczającym je środowisku. Nasi zawodnicy na dyskotekach wiodą prym, Wałbrzych wie, że tańczymy najlepiej. Co najważniejsze, widowisko dostarczane kibicom, walka do ostatniej minuty, duma z pracy wykonanej na parkiecie, nawet czasami w obliczu przegranej z lepiej przygotowaną drużyną – to również są efekty naszej współpracy. 

Jak opisze pani samą grę? Wiele osób, które nigdy nie był na meczu koszykówki na wózkach ma fałszywy obraz tej dyscypliny.

Niesamowite widowisko. Wózki sportowe mają inną konstrukcję niż wózki aktywne, dają ogromne pole do popisu przy wykonywaniu wszelakich ewolucji. Taniec, wyścigi samochodowe – takie znajduję porównania. Dźwięk metalu uderzającego o metal jest nie do zapomnienia. Niewiarygodna walka. Trzeba też pamiętać, że nie każdy grający na wózkach na co dzień go używa. Zawodnicy opowiadają historie, gdy po meczu zawodnik przypinał protezy i wstawał spacerując po hali, a starsze panie krzyczały, cud, ozdrowiał!

Gracze są niezwykle silni i sprawni, wystarczy spojrzeć, jak pakują wózki i sprzęt do busa, jaką mocą dysponują podczas powtórzeń na siłowni. Niejeden pełnosprawny chłopak nie ma szans z naszymi zawodnikami. Warto popatrzeć na nich jak na młodych ludzi, którym z dnia na dzień zmieniło się życie, a może to dotyczyć każdego z nas. Są gracze, których niepełnosprawność jest wynikiem wypadku komunikacyjnego czy… opryszczki. Nikt nie przypuszcza przecież, że z tak teoretycznie błahego powodu jak opryszczka, może doznać stałych zmian w kręgosłupie. 

Dobrze by było, gdybyśmy jako społeczeństwo mieli świadomość, że ludzie wokół nas, w każdej chwili mogą ulec wypadkowi, ale nadal są w stanie być silni, zdrowi psychicznie, niezwykle zdeterminowani i szczęśliwi z prowadzonego przez siebie życia. 

W karierze sportowca są także trudne chwile, jak chociażby jednopunktowa porażka z Francuzami eliminująca nas z udziału w Mistrzostwach Świata. Jak kadra zareagowała po tym meczu?

Gdybyśmy wiedzieli jakim wynikiem zakończy się mecz, w ogóle nie przejmowalibyśmy się kibicowaniem, jedynie skupili się na obstawianiu. Liczy się walka, dążenie do celu i osobistego mistrzostwa, i nie są to puste frazesy. Różnica jednego punktu pokazuje tylko na jak wysokim poziomie jesteśmy. Oczywiście, zdarza się, że inna ekipa jest lepiej przygotowana, wydolnościowo, sportowo, ale pracując na 100% nie możemy sobie wówczas nic zarzucić. 

Dziś trenerzy wiedzą już co mogło zadecydować o przegranej pod względem taktycznym, wyciągają wnioski.  Dajemy sobie prawo do porażki, ale jednocześnie wyrabiamy nawyk zwyciężania. Zawodnicy dbają wzajemnie o swoją motywację. Gdy ktoś zachoruje, zamiast niego wchodzi kolejna, pewna siebie osoba. Kiedy przyjdzie szansa, trzeci w kolejce do gry będzie gotów. Wyciągamy wnioski z lekcji z przeszłości i skupiamy się na przyszłości. Mamy o co powalczyć w tym sporcie.

Będzie pani współpracować z kadrą w przyszłości?

Ja jestem do dyspozycji naszej reprezentacji, jest to ogromny zaszczyt. Nie zapomnę momentu, gdy kapitan przyszedł do mnie wręczyć mi koszulkę w narodowych barwach. Czy to zdalnie, czy na żywo, jestem dla drużyny. Widzę po zawodnikach, że są gotowi pracować nad treningiem mentalnym, niektórzy podjęli taką współpracę na własną rękę, w miejscu zamieszkania. Polecam im na czas pomiędzy zgrupowaniami książki najwybitniejszych autorów w dziedzinie sportu i rozwoju osobistego. Jestem przekonana, że taka praca nad sobą wpływa na karierę zawodniczą, a także życie osobiste graczy. Im szybciej ktoś zacznie, tym lepiej dla niego. 

W tym sporcie, jeśli chodzi o występy dla kadry, nie mówi się o pieniądzach, tylko o obowiązku, honorze i przyjemności. Dla mnie to był i jest prawdziwy zaszczyt. Z przyjemnością w przyszłości będę współpracowała z kadrą i indywidualnie z zawodnikami.

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet