Strona główna » Jakub Schenk, czyli wyrzut sumienia Legii, wyrzut sumienia Anwilu
PLK

Jakub Schenk, czyli wyrzut sumienia Legii, wyrzut sumienia Anwilu

2 komentarze
Czy gdyby Jakub Schenk wciąż był koszykarzem Legii, warszawski klub szykowałby się obecnie do gry w finale playoff? Akademickie dyskusje można toczyć, lecz nigdy się tego nie dowiemy. Wiemy jedno – niespełna 30-letni rozgrywający jest największym wyrzutem sumienia włodarzy dwóch klubów z mistrzowskimi aspiracjami, które z marzeniami o złocie pożegnały się w tym sezonie już w fazie ćwierćfinałowej.

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

Jakub Schenk naprawdę chciał grać w Legii Warszawa.

– W rozmowie z trenerem Wojciechem Kamińskim poznałem pomysł na drużynę w nowym sezonie, ambicje i cele klubu, które bardzo mi się spodobały. Wiem, że Legia to bardzo utytułowany klub i przede wszystkim ambitny. Cieszy mnie to, że będziemy grać o najwyższe cele, chcę o takie cele walczyć, czy to w roli zawodnika z pierwszej piątki czy też z ławki. Chciałbym w końcu walczyć o najwyższe trofea, dodatkowo Legia zapowiada walkę w europejskich pucharach, więc jest to naprawdę kusząca propozycja. Udało się dogadać szczegóły, dzięki czemu dołączam do Legii, z którą mam nadzieję zajdziemy wysoko i zdobędziemy medal mistrzostw Polski, najlepiej złoty” – mówił 11 miesięcy temu, podpisując kontrakt z klubem ze stolicy.

Umowa miała połączyć reprezentanta kraju z zespołem z Warszawy na dwa kolejne lata. Jakby tego było mało – miała opcję przedłużenia na sezon 2025/26. Kontrakt pod względem finansowym wydawał się dla Legii kuszący. Schenkowi na tyle zależało na tym, by grać w zespole z Warszawy, że zgodził się na naprawdę rozsądną cenę swoich usług. Żeby nie rzec nawet – promocyjną.

Schenk był w drużynie, która dwa lata temu wyrzuciła w ćwierćfinale EuroBasketu za burtę Słowenię Luki Doncicia. Nigdy nie odgrywał w niej jednak roli porównywalnej z Jarosławem Zyskowskim juniorem czy Michałem Michalakiem. To najlepiej opłacani koszykarzami naszej kadry, którzy rozpoczęli kończący się sezon na parkietach PLK.

Nigdy też nia grał na pozycji Geoffreya Groselle’a i Mikołaja Witlińskiego, którzy ze względu na centymetry (i polski paszport) mimo dużo mniejszego stażu w kadrze mogli liczyć na większe pieniądze. Nawet gdy przed tym sezonem – jak spolszczony Amerykanin z Zastalem – podpisywali umowy z klubami zadłużonymi po uszy

Schenk miał zawsze gorsze warunki fizyczne od Łukasza Kolendy. Dysponował też słabszym rzutem od Jakuba Garbacza.

Efekt? W Legii zgodził się grać przez dwa lata mniej więcej za połowę stawki, za którą zwykli biegać po parkietach PLK wyżej wymienieni reprezentanci Polski (gdyby uśrednić miesięczne zarobki).

Gdy jeden z najbardziej zadziornych polskich koszykarzy latem ubiegłego roku przyznał, że toczy walkę z groźną chorobą – zapadł na zespół Guilaina-Barrego i przez kilka dni miał nawet problemy z chodzeniem – Legia ostatecznie, po kilku tygodniach przepychanek, kontrakt z nim postanowiła rozwiązać. Pal licho ówczesne szczegóły. Czy lekarze stołecznego klubu, postępując zgodnie ze swoimi standardami, nie mając doświadczenia z tak rzadkim przypadkiem choroby, mogli podjąć większe ryzyko? Czy mogli i – patrząc na to z obecnej perspektywy – powinni je przejąć na siebie szefowie klubu?

Koniec końców Jakub Schenk nigdy w Legii Warszawa nie zagrał i po tym sezonie, grając tak jak we wczorajszym meczu kończącym półfinałową rywalizację Śląsk – Trefl, jest niewątpliwie największym wyrzutem sumienia Legii Warszawa 2023/24.

Anwilu – nieco mniejszym, ale jednak też. Gdy Schenk na początku sezonu był w kadrze włocławskiego zespołu, ten wygrywał mecz za meczem.

Spójrzmy jednak na te liczby:

Punkty: 3.7 (Anwil) – 10.9 (Trefl)

Rzuty za 2: 31.2 proc. (Anwil) – 49.5 (Trefl)

Rzuty za 3: 15.4 proc. (Anwil) – 32.8 proc. (Trefl)

Rzuty wolne: 60 proc. (Anwil) – 89.4 proc (Trefl)

Schenk, grając po kilkanaście minut w meczu za Victorem Sandersem, przy wracającym wówczas powoli do zdrowia Kamilu Łączyńskim, miał rację, nie chcąc zostać dłużej w Anwilu.

Pieniądze nie były elementem decydującym. Przecież później Anwil sprowadził jeszcze, także w pewnym stopniu do roli, którą przez chwilę spełniał Schenk, zawodnika z dużo wyższymi wymaganiami finansowymi – Tomasa Kyzlinka.

Jakby na to jednak nie patrzeć – włocławski klub reprezentanta Polski w swoim składzie w tym sezonie miał i z rąk wypuścił. Schenk ewidentnie nie był we Włocławku szczęśliwy. Czytaj: trenerzy zespołu nie zdołali dla niego znaleźć odpowiedniej roli, choć jeśli chodzi i liczbę minut spędzanych na parkiecie w zespole z Włocławka (średnio 16:29 na mecz) i Sopotu (20:35) różnica nie była już tak oszałamiająca. Podobnie jak średnia asyst: 3.8 (Anwil) – 4.7 (Trefl).

Jasne, dla Anwilu Kamil Łączyński jest „kimś więcej”. Patrząc na sytuację klubu z Kujaw trzeba też spoglądać z szerszej perspektywy, Anwil, mimo wieloletniej, bogatej tradycji nie doczekał się wielkich, polskich legend, mogących latami pobudzać wyobraźnię i łączyć kibiców. W tej sytuacji przywiązanie do kojarzącego się z dwoma tytułami wieloletniego kapitana nie może dziwić. Te obrazki z przegranego, piątego meczu ćwierćfinałowego Anwilu ze Spójnią ma jednak pewnie wciąż przed oczyma wielu fanów koszykówki z Włocławka: kończący się czas na wykonanie akcji i bezskutecznie próbujący minąć pierwszą linię obrony rywala Łączyński.

PESEL na pewnym etapie kariery zatrzymuje nawet najlepszych koszykarzy skuteczniej od najbardziej nieustępliwych obrońców.Kilka lat temu, zbliżając się do trzydziestki, Kamil Łączyński też bez problemu wykonywał tego typu zagrania.

Trudno przypuszczać, by pozbycia się Schenka żałował Arkadiusz Miłoszewski, któremu nie było po drodze z tym koszykarzem, gdy objął Kinga Szczecin. Trener obecnych mistrzów Polski postawił wówczas na Andrzej Mazurczaka.

Rozgrywający Trefla będzie miał w rozpoczynającym się w piątek finale playoff coś do udowodnienia. Nie tylko Miłoszewskiemu. Mazurczakowi także. Lider mistrzów Polski i najlepszy gracz naszej ligi dwóch ostatnich sezonów szykuje się do gry w reprezentacji Polski podczas lipcowych kwalifikacji olimpijskich w Walencji.

Kosztem Schenka. Dla obu miejsca w składzie zespołu Igora Milicicia może zabraknąć.

Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>

2 komentarze

Wojtek 28 maja, 2024 - 10:58 - 10:58

Po pierwsze Shenk wówczas oświadczył, że chce zostać w Anwilu. Po drugie nie sądzę, żeby Anwil miał powody do wyrzutów sumienia bo nic Kubie złego nie zrobił. Co najwyżej może i powinien pluć sobie w brodę.

Odpowiedz
Andrzej 28 maja, 2024 - 17:56 - 17:56

Nie można napisać „niespełna 30-letni” o koszykarzu w sile wieku. Nieomal, prawie – już tak.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet