Aleksandra Samborska: Za chwilę wielkie emocje – już w czwartek długo wyczekiwany mecz Polska – Słowenia, w Katowicach rusza EuroBasket! Idealny moment, by wrócić jeszcze na chwilę do legendarnego dla nas ćwierćfinałowego pojedynku z Berlina sprzed trzech lat. Czy na Słowenii też mówi się o nim wciąż głośno? I, przede wszystkim, czy wasza drużyna naprawdę wówczas zabalowała w noc poprzedzającą tamto starcie?
Dragiša Drobnjak: To nieprawda, to jedynie teoria kibiców, którzy musieli znaleźć jakieś uzasadnienie dla naszej porażki. Ja całą prawdę znam świetnie, bo byłem asystentem trenera, a więc po prostu częścią tamtej reprezentacji.
Było tak, że fazę grupową w Kolonii zakończyliśmy na pierwszym miejscu. Graliśmy świetnie. Problemy zaczęły się po meczu 1/8 finały z Belgią. My – sztab szkoleniowy – jak to na takich turniejach bywa, byliśmy całkowicie pochłonięci analizami wideo. Przed meczem z Polską w zasadzie cały czas siedzieliśmy w taktyce, przygotowywaliśmy obronę, atak, wszystko. Chcieliśmy być jak najlepiej przygotowani na was.
To wtedy wśród chłopaków narósł konflikt. Nie chcę rzucać nazwiskami, ale doszło do wielkiej kłótni. Między kluczowymi graczami. Skończyło się to tak, że nie chcieli siedzieć ze sobą przy jednym stole.
Wszystko siadło. Zresztą – to widać, jak się ogląda tamten mecz.
Cztery dni temu byłem na kawie z trenerem Sekuliciem, temat tamtego meczu wrócił. Nie obarczamy się winą, bo przygotowanie taktyczne było na odpowiednim poziomie. Nikt nie lekceważył Polaków. Po prostu część naszych zawodników postanowiła maskować grę.
Weź pod uwagę, że z tą samą Polską graliśmy w turnieju kwalifikacyjnym do Tokio rok wcześniej. Wygraliśmy łatwo, różnicą 30 punktów. Mecz w Berlinie to była istna frustracja, wzajemne oskarżenia.
Oglądałem go jeszcze kilka razy i za każdym razem ze złością obserwowałem, jak gracze nie stosowali się do naszych instrukcji. My na powstrzymanie Ponitki i Slaughtera naprawdę byliśmy taktycznie przygotowani! Nasza drużyna rozpadła się jednak jeszcze przed rozpoczęciem meczu z Polską.
Minęły trzy lata, a media donoszą o kolejnych waszych problemach. O co chodzi w konflikcie trenera Sekulicia z braćmi Dragić?
Tego to ja już w ogóle nie rozumiem. Przecież Zoran Dragić nie jest osobą konfliktową. Sekulić rozmawiał z nim przed wakacjami o tym, jaką rolę widzi dla niego w reprezentacji. Miał być mentorem dla młodszych chłopaków, miał ich prowadzić, rozmawiać z nimi jako weteran. On to zaakceptował. Nie jest już przecież w tym wieku, by grać w reprezentacji po 30 minut. Sam rozmawiałem z nim o tym. Powiedział, że wszystko akceptuje, a potem nagle pojawiła się narracja, że nie ma zgody na ograniczenie jego roli.
Jako trener uważam, że szkoleniowcy muszą podejmować takie trudne decyzje, że czasem trzeba zrezygnować z dobrego zawodnika dla dobra drużyny jako całości. Szczególnie, gdy mowa jest o kadrze, która pracuje nad swoją przyszłością. Może Sekulić nie ma renomy światowej klasy trenera, ale Pesić u Serbów już tak. A on swego czasu zrezygnował z Teodosicia, kiedy ten był wielką gwiazdą europejskiej koszykówki. Pesić krótko to skwitował: robię to dla dobra drużyny. I to mu się później opłaciło.
Gwiazdy mają ego, nakręcają się, obrażają i szukają dziennikarzy, którzy będą po ich stronie. Efekt jest bezsensowny. Kończenie kariery to trudna sztuka. Zawodnicy muszą rozumieć ten moment, akceptować go. Tak, są markami, zrobili wiele dla koszykówki, dla swoich reprezentacji, ale czas płynie nieuchronnie, zmiany są nieuniknione. Młodsi zawodnicy z twojej pozycji będą szybsi, a więc i lepsi.
A jak to u was jest z tymi młodszymi zawodnikami? Widać następców waszych obecnych liderów, czyli Doncicia czy Prepelicia?
Słoweńców są tylko 2 miliony, a poza koszykówką lubimy jeszcze masę innych sportów, w których szkolimy młodzież. To naturalne, że nie w każdym roczniku będziemy mieli gwiazdy światowego formatu. Poza basketem jest też siatkówka, w której jesteśmy w czołówce. Jest kolarstwo, są sporty zimowe.
W tym roku zdobyliśmy jednak brąz na koszykarskich MŚ U19. Rok temu srebro na EuroBaskecie do lat 20. Zdecydowanie jest z kim pracować, chociaż ta praca nie należy do najłatwiejszych, bo przejście z juniora do seniora to trudna tranzycja. Ilu jest graczy, którzy w juniorach są niesamowici, ale z tego czy innego powodu w seniorach po prostu nie mogą zafunkcjonować? Albo zajmuje im to 4 czy 5 lat…
Obserwujemy tych młodych chłopaków, wyławiamy ich i dołączamy do Doncicia tak, by jego talent otoczony był świadomymi umiejętności gośćmi. To proces, który fani przyzwyczajeni do Gorana Dragicia i jego kariery w NBA czy tego, jak świeci od kilku lat gwiazda Luki, muszą znosić cierpliwie.
Naszego składu na ten EuroBasket nie ma co porównywać z Serbią, Francją, czy Niemcami. Oprócz Doncicia mamy jednego gościa z Euroligi, jednego z EuroCupu, a trzon zespołu to koszykarze z naszych rozgrywek. Ale mamy mocne składy juniorskie. Idzie nowe.
Na tym EuroBaskecie w barwach Słowenii nie zobaczymy żadnego naturalizowanego Amerykanina. Dlaczego?
Z federacji wiem, że wszyscy byli przekonani, że Josh Nebo będzie dla nas grał. Później jednak się okazało, że Olimpia wolałaby, żeby i Nebo, i Čančar skupili się na rekonwalescencji. Jasne, każdy rozumie klub w takich sytuacjach, ale dla nas to jednak spore osłabienie. Mike Tobey deklarował już wcześniej, że z uwagi na obowiązki rodzinne w to lato nie da rady nam pomóc.
Później zabrakło nam już czasu na znalezienie kogoś pasującego do koncepcji, a także na cały proces paszportowy.
Zobaczymy za to w waszych barwach starych znajomych z PLK. W jakich rolach wystąpią na mistrzostwach Edo Murić i Martin Krampelj?
Z Muriciem rozmawiałem chwilę przed sparingiem z Wielką Brytanią, bo byłem w studio jako ekspert telewizyjny. Powiedział mi, że czuje się fantastycznie. Miał drobną kontuzję, którą wyleczył, jest gotowy na współprowadzenie kadry. Nie tylko w sferze punktowej, też w szatni. To facet, który potrafi skłonić drużynę do większej mobilizacji, werbalnie jest liderem. Myślę, że wywiąże się z powierzonych mu zadań.
Krampelj wreszcie ma swój czas, wreszcie się go doczekał. Długo nie był w orbicie zainteresowań trenerów reprezentacji, ale teraz zapracował sobie na to powołanie. Myślę, że z meczu na mecz, z mniejszych na większe minuty gra coraz odważniej, wygląda coraz pewniej.
Jakiej koszykówki się po waszej drużynie spodziewać? To znowu będzie szybka Słowenia lubująca się w pressingu i atakująca ofensywną zbiórkę?
Energię i świetną defensywę nakręcał Jaka Blažić – to był nasz motor. To on, gdy tylko wrzucał wyższy bieg, mobilizował do gry w obronie pozostałych czterech graczy. Zresztą – to głównie dzięki niemu i temu, jaką presję wywierał na Slaughterze wróciliśmy do gry z Polakami po przerwie w tym feralnym ćwierćfinale 2022. Gdy złapały go skurcze i musiał zejść z parkietu – nasza pogoń nagle się skończyła. Z nim na parkiecie była szansa na wyciągnięcie tamtego meczu mimo wszystkich problemów, o których mówiłem…
Liczę na to, że młodzi i debiutanci pokażą pazur, że nie sparaliżuje ich wielka scena. Luka z treningu na trening prezentuje się coraz lepiej. Wiadomo, że broń koszykarska, którą on dysponuje jest wyjątkowa na skalę światową. Z tego co wiem od Sekulicia, ostatnio Luka bardzo dojrzał. Udaje mu się lepiej wyważyć różne rzeczy, ma świadomość odpowiedzialności, która na nim ciąży. Jest gotowy sprostać wyzwaniu.
Poza tym są Edo i Klemen – nasi weterani. Wierzę, że pobudzą do pełnego zaangażowania i walki całe towarzystwo!
Jak widzisz polski zespół przed czwartkowym meczem?
Liczę przede wszystkim na to, że na trybunach zobaczę klimat niczym na siatkówce albo skokach narciarskich!
Dla mnie Mateusz Ponitka to jest taki koszykarz, który dla swojego kraju, a już szczególnie w swoim kraju znowu wejdzie na wyżyny możliwości. Ma za sobą tyle doświadczeń, że dokładnie wie, co i jak należy zrobić, by kadra, której jest kapitanem biła się o każdą piłkę.
Bardzo lubię też Balcerowskiego. Uważam, że wciąż ma jeszcze czas i przestrzeń, żeby się koszykarsko rozwinąć. Ma taki talent i potencjał, że cały czas można to zrobić.
Siłą Polski jest też na pewno też to, że Igor Milicić jest trenerem od wielu lat. To naprawdę procentuje na turniejach – trener, którego stały system znają wszyscy i w którego system wdrażają się nowi gracze. Wszystko kręci się wokół poukładanej filozofii, z którą nie trzeba się na nowo zaznajamiać. Poza tym, Milicić to naprawdę dobry strateg. Umie wykorzystać zawodników, których ma do dyspozycji.
O dużych umiejętnościach taktycznych Igora Milicicia przekonywałeś się niejednokrotnie, gdy dowodzony przez niego Prokom Trefl sięgał po złoto w 2008 roku. Wkrótce minie 20 lat od twojego pierwszego przyjazdu do Zgorzelca. Często wracasz do wspomnień z czasów gry w barwach Turowa?
Bardzo często! Czuję wówczas te ciary na plecach, gdy graliśmy, a czarno-zieloni trzęśli całą halą na Maratońskiej. Świetne czasy, wielka rywalizacja z Prokomem i trzy kolejne finały! Fakt, przegrane, ale były niesamowite!
Żona uwielbiała te playoffowe wyjazdy do Sopotu, byliśmy oczarowani tym kurortem. Wiem, że Zgorzelec bardzo się od tego czasu zmienił. Dwa miesiące temu dostałem zaproszenie na przyjazd na koszykarski event, który odbędzie się w najbliższy weekend. Gdyby nie fakt, że prowadzę zajęcia dla trenerów U-16 i U-18 to na pewno bym pojechał! Ale tę klinikę miałem już „klepniętą” pół roku wcześniej. Z żoną od kilku lat powtarzamy sobie: latem musimy wrócić do Zgorzelca, ale później zawsze tych koszykarskich obowiązków jest za dużo. Jedno jest jednak pewne – nie chcemy tego powrotu już dłużej odwlekać.
Zresztą kto wie – może w pracy trenerskiej też będzie mi dane wrócić kiedyś do Polski?
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie